poniedziałek, 18 czerwca 2012

O łowczym, Wikingach, podstępnym gołębiu i zębie, co swój rozum ma

Wiekami pradawnymi (czyli w zeszłą środę) w dzikich ostępach (park na pl. gen. Andersa, za Kaskadą) wśród skał (ulubiony głaz narzutowy koło placu zabaw) szalało stado dzikich Wikingów (Huginns Hird). Tuż obok szalał dziki gołąb. Pisklak właściwie, ledwie wypierzony, co chyba z gniazda był wypadł przy pierwszych próbach lotu. Umykał przed ludźmi i psami i zaszył się w krzak dzikiego bzu.

Stwierdziłyśmy z Wikinkami (panowie zabawiali się żelastwem i jedynym ich skojarzeniem z gołębiem był obiad), że szkoda, żeby malca coś zeżarło. Sęk w tym, że nie wiadomo do końca do kogo się zwrócić.

Z epizodów, kiedy na balkonie mojej mamy wędrowne gołębie robiły sobie kilkudniowe przystanki (Lądowały, łaziły i nie odlatywały. Jadły i piły co im się dało, zaszywały się pod szafką, jak się na balkon wchodziło, wydalały na potęgę i wszystko miały pod ogonem. Odfruwywały po trzech dniach.) wiedziałam o pasjonatce, która najpierw w domu ratowała dzikie ptaki, a potem założyła stowarzyszenie w tym celu. Przez Internet w telefonie (aj tam, że Wikingowie nie mieli telefonów, w Birce na pewno wykopali) namierzyłyśmy właściwą instytucję i zadzwoniłyśmy. Miła pani powiedziała, że ona nie ma jak podjechać i żeby dzwonić do Łowczego Miejskiego (też macie skojarzenia z Królewną Śnieżką?) i numer dała. Zadzwoniłyśmy. Łowczy był za rzeką i obiecał zjawić się po godzinie. Zaczęłyśmy właśnie snuć domniemania na temat wieku i wyglądu Łowczego, a niektóre z nas również  rozważania nad kształtem pośladków sześciu (!!! w trzech zespołach) patrolujących park policjantów (z których dwóch okazało się być policjantkami, jeden wyjątkowo płaską, a jeden niezmiernie rozrośniętą), gdy zorientowałyśmy się, że podstępne zwierzę się zdematerializowało.

Krzaczor był między alejką a walczącymi wojami. Górą nielot przeklęty nie odleciał jako żywo. Czary i dziwy. Stwierdziłyśmy, że to pewnie odmiana gołębia ziemnego, co podkopy robi. Przetrząsnęłyśmy okoliczne zarośla. Nic. Zastanawiając się w czyim brzuchu skończył pierzasty skubaniec, co Wikingów wystawił do wiatru, poinformowałyśmy Łowczego (z żalem) o sytuacji. Powiedział, że zarośla i tak nawiedzi i poszuka.

Nie minęło minut pięć, kiedy znikający kurczak wrócił spacerkiem, jakby nigdy nic. ŁOTR!!!

Łowczemu wysłałyśmy sms'a.
Kurczę zaaresztowałyśmy pod głazem i nie spuszczałyśmy z oka.
Jednak w końcu trening się skończył, a najmłodsza Wikingówna stanowczo pragnęła powrotu w domowe pielesze.
Zawołałyśmy jeden z Poli-patroli (przyszły dwa), wyjaśniłyśmy sytuację.

I tak gołębi pisklak pod opieką czworga policjantów czekał na Łowczego.

True Story

P.S. A zęby mamy już dwa. I wiedzą ci one, że nie kąsa się sutka, który je karmi nadal :D:D:D
Pin It Now!

10 komentarzy:

  1. Gratuluję zęba! Fajnie, że zatroszczyłyście się o biednego gołąbka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. poczekaj aż Wikingówna nabędzie dwóch następnych :-p
    toście mieli dzień pełen gołębich wrażeń :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja to w ogóle myślę, że te małe zęby są mądrzejsze niż nam się wszystkim zdaje ;) Szymul ma 5 już i też skubańce, każdy jeden, wiedzą o co cho ;)

    A gołąb - no miał szczęście chłopak (?), że na Wikingów trafił ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. cóż za historia ! :D a co do sutków i zębów życzymy oby jak najdłużej tak zostało!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak bez związku z notką, ale chciałam podpytać Cię o chustę (jako znawczynię:)). Używamy (z mężem i synkiem) chusty elastycznej Tuli i chcemy się przerzucić na tkaną (bo synek już 4 msce skończył i poza tym już za ciepło w elastycznej). Stąd moje pytanie - jakiej chusty tkanej Wy używacie? Czy polecasz firmę Natibaby? Mamy pożyczoną LennyLamb, ale jakaś sztywna i źle się mota (mimo, iż złamana, bo to chusta z warsztatów). Z góry dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Pytanie wprawdzie nie do mnie, ale jeśli mogłabym dodać coś od siebie to - Nati są mega! Miękkie, pracujące, bardzo dobrze się wiążą. Sami mamy upolowaną wymarzoną, wypatrzoną Amazonię z Nati właśnie (używkę rzecz jasna, z lenistwa trochę, żeby ominąć łamanie :PP) i nie zamieniłabym na żadną inną, a miałam okazję 'pomacać' trochę różnych innych (w tym przedziale cenowym, bo bez takich ograniczeń, to możnaby jeszcze trochę poprzebierać :P). Ze swojej strony polecam bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, własnie się skłaniam ku tej chuście, czekam jeszcze na rekomendację Wiewiorkową:)

      Usuń
  7. Czyli akcja zakończona sukcesem. Historia trzyma w napięciu. ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. mo wie - obie nasze chusty to Natki (przypadek raczej niż preferencja jednej firmy) i jesteśmy ogromnie zadowoleni. Kupowaliśmy z drugiej ręki, więc już złamane - japan z kaszmirem (prawdziwy szmatan, niesamowicie nośny) i diament z bambusem (trzeba nieco mocniej dociągać, ale jest bardzo miły i przewiewny). Ale znam też dziewczyny noszące w LL i bardzo zadowolone.

    Jeśli chcesz poczytać więcej o konkretnej chuście to na forum chusty.info są recenzje wszelkich możliwych firm i modeli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie:) No własnie na forum chusty.info tyle tego, że aż mnie oczy bolą;) nie mam za bardzo czasu przy synku na taki przekrojowy rekonesans, tym bardziej dziękuję - kupię Nati:) Pozdrawiam - już dawno chciałam napisać, że masz piękną córeczkę i świetnego męża, o Tobie już nie wspominając, żeby nie przesłodzić;)

      Usuń