czwartek, 27 listopada 2014

Słowotwórczość (na szybko)

Jak się nazywa osiołek, przyjaciel Kubusia Puchatka?
KłapNaMuchy!

- Mamo, rajstopki są dużo bardziej FUNKCJONALNE (!!!!!!!!!!!!) od spodenek, bo mają stópki!

O żeż! Trzyletnia poliglotka, jak rany!
Pin It Now!

środa, 12 listopada 2014

Steiner miał rację!



Ósmego prowadziłam spotkanie KK na temat pedagogiki waldorfskiej i metody Montessori, podczas którego mówiłam o tym, że przykład wychowawcy/opiekuna jest podstawowym (ważniejszym i lepszym niż ustne instrukcje i napomnienia, że o karach i nagrodach nie wspomnę) narzędziem wspierania rozwoju dziecka i kształtowania się jego osobowości w ujęciu Steinerowskim.

A dziś dostałam pod sam nos dowód na prawdziwość tej tezy (nie pierwszy wprawdzie, i nie żebym jakoś specjalnie go potrzebowała).
Kiedy brałam rano prysznic, Ora przyszła do łazienki zrobić siusiu. Ponieważ nie chciałam wychodzić spod natrysku – zadowoliła się nocniczkiem. Po chwili, zza zasłonki słyszę dźwięk odkręcanego kranu w umywalce.
Pomyślałam, że samorzutnie postanowiła umyć rączki. Jednak po dłuższej chwili usłyszałam podekscytowany głos: „Mamusiu! Umyłam nocniczek!”

No umyła!
:D :D :D
Pin It Now!

Myślę po polsku



Pytać człowieka czy jest patriotą to trochę jak pytać mężczyznę, czy kocha swoją żonę.
To rzecz intymna, niezwykle prywatna.
Każdy inaczej definiuje miłość. Każdy inaczej ją odczuwa. Inaczej wyraża.
Są tacy co obsypują kobietę kwiatami raz na rok, a potem zapominają, są i Ci, co publicznie nie wezmą nawet za rękę, ale każdym czynem i myślą udowadniają uczucie.
I nie wiem, czy patriotyzm jest powodem do dumy. Bo jeśli jest z nim tak, jak z miłością – to nie do końca zależy od nas, prawda? Trochę nas to trafia, trochę jest nam dane, jak szczególny dar, albo i przekleństwo w niektórych przypadkach.

Trochę też się tego (jak i uczuć i ich wyrażania) uczymy. Wynosimy z domu, testujemy metodą prób i błędów, podglądamy u rówieśników. Albo podczytujemy w tomikach wierszy i podpatrujemy w komediach romantycznych, podsłuchujemy w hitach z list przebojów i pieśniach epok minionych.

Ktoś powiedział mi niedawno, że nie chce wychowywać swojego dziecka na patriotę. Bo nie chciałby, żeby kiedykolwiek poświęcało swoje szczęście w imię dobra kraju, który o nie nie dba. Żeby w imię patriotyzmu rzucało się z motyką na beton, którego nie da rady zmienić.


Patriotyzm to takie duże słowo. Tak przeraźliwie wyświechtane.

Dla mnie…

Patriotyzm to nie jest chodzenie na marsze i powiewanie chorągwiami.
To nie stanie na warcie pod pomnikami, nie wiersze i akademie.
Patriotyzm dla mnie to nie martyrologia, nie mundur i krew, nie powiewający sztandar i biały ptak na czerwonym płótnie, nie smętne pieśni i apele poległych.

Ja nie neguję potrzeby podtrzymywania pamięci. Nie umniejszam heroizmu.
Ale walka zbrojna to dla mnie przeszłość (i modlę się, żeby tak pozostało). A patriotyzm to dla mnie coś, co jest tu i teraz.

Patriotyzm to kupa, którą sprzątasz po swoim psie.
Patriotyzm to sąsiadka-staruszka, której pomogłeś wnieść po schodach zakupy.
To kupiona książka i piosenka polskiego artysty.
To młoda matka, której pomogłeś wnieść wózek do tramwaju.
To śmieci, których nie wywiozłeś do lasu i pet, którego nie cisnąłeś na chodnik.
I ten gruby chłopak, z którego nie nabijałeś się w szkole, tak jak reszta kumpli.
To krew, którą oddałeś, choćby raz w życiu.
Patriotyzm to nielanie we własnej bramie. Ani w sąsiedniej. Ani w żadnej innej.
To przepuszczona w kolejce „ciężarówka”.
To wybory na które idziesz, nawet z narzekaniem, że „nie ma na kogo…”, zwłaszcza samorządowe. Albo te, w których startujesz.
Patriotyzm to porządnie położony chodnik przed Twoim domem i dzieciaki, które mogą się spokojnie bawić na podwórku, bo „jakby co” to każdy sąsiad zareaguje.
To reszta wydana co do grosza i urzędnik, który NAPRAWDĘ stara się pomóc Ci uzyskać to, po co przyszedłeś do urzędu.
Patriotyzm to sposób, w jaki odzywasz się do swojej matki i w jaki mówisz o niej kumplom.
Patriotyzm to to, jak traktujesz swoje dzieci.
Patriotyzm to to, jak pracodawca podchodzi do swoich pracowników.
I na odwrót.
Patriotyzm to wystawienie nosa po za „moją sprawę”. To poczucie, że każda sprawa, z którą się stykam jest w jakimś stopniu moja. To wspólnota. Współodpowiedzialność. Solidarność bez podtekstów politycznych.

Moja Córka zna wiersz Bełzy (bez dwóch ostatnich wersów). Wie, że do centrum Szczecina jeździmy przez Płonię, Regalicę, Parnicę i Odrę. Zna godło Polski i Szczecina. Umie na mapie naszego kraju pokazać swoje miasto i Gdańsk (tam wyjechał Tato, kiedy go cztery dni nie było w domu). Wie, że Brama Portowa to pozostałość murów, które dawno temu otaczały miasto.

Wie też co w tramwaju i autobusie oznaczają znaczki z ludzikiem z laską, z krzyżykiem i z małym ludzikiem na kolanach dużego. Wie, że na naszym placu zabaw jest huśtawka, na której się nie buja bo jest przeznaczona dla dzieci na wózkach. Wie, że śmieci wrzuca się do kosza, a grzyb zrywa tak, żeby nie zniszczyć grzybni. I że w parku nie depcze się butami po ławce, bo ktoś mógłby sobie pobrudzić pupę.

Często i zawsze szczerze uśmiecha się do ludzi.



Nie byliśmy dziś na żadnym marszu, ani pochodzie. Zjedliśmy świętomarcińską gęś z kaszą gryczaną, jabłkami i buraczkami, i upiekliśmy wspólnie migdałowe ciasteczka. A późnym wieczorem poszliśmy na spacer i testowaliśmy „siłownię pod chmurką”, którą niedawno postawiono w Dąbiu.

Patriotyzm…
To takie duże słowo.

Pin It Now!