poniedziałek, 23 lutego 2015

DnW rusza w podróż - śladami Amundsena

Książeczkę o Panu Amundsenie czytałyśmy dość dawno temu. Nie sądziłam wtedy, że stanie się świetnym punktem wyjścia do warsztatu o Antarktydzie.

Wyprawę zaczęliśmy ze Smoczą Załogą od globusa. Nie wiem jak innym dzieciołom, ale Orze ten punkt programu przypadł szczególnie do gustu. Do dziś przy każdej okazji obraca go "do góry południem", żeby każdego oświecić w kwestii położenia mroźnego kontynentu (oraz Polski i "Miejsca gdzie żyją Indianie. Nad jeziorami.").

Oglądaliśmy obrazki zwierząt*, które żyją w tych nieprzyjaznych warunkach (wiedzieliście, że na Antarktydzie w ogóle nie występują ssaki lądowe?** O owadach latających, gadach i płazach nie wspominając oczywiście.) i układaliśmy z nich sekwencje.

Bawiliśmy się miniaturowymi zwierzętami morskimi*** występującymi u wybrzeży Antarktydy (i u nas w wannie). Kto zgadanie który jest ulubieńcem Ory?

Krótką chwilę poświęciliśmy zwyczajom pingwinów****, a konkretnie sprytnemu sposobowi transportowania jaj przez samce (między stopami, otulone puchem). Z braku jajek ćwiczyliśmy tę umiejętność na kłębkach wełny.

Brak owadów i zwierząt lądowych wiążą się (oprócz ekstremalnych warunków termicznych) z ubóstwem flory (Tylko DWA! gatunki roślin naczyniowych. Po za tym sam mech, glony, wątrobowce i porosty.). W planach mieliśmy więc wyjście do parku z lupą w celu dokładnej obserwacji grzybo-glonich symbiontów. Niestety projekt padł, przegłosowany przez małoletnią większość (na korzyść małpich figli na wiszącej drabince).

Na następne zajęcia został nam też pingwini taniec, antarktyczne ćwiczenie gimnastyczne (Zgodnie z instrukcjami prowadzącego kładziemy się na brzuchu, jak foki, drepczemy jak pingwiny lub latamy machając "skrzydłami" jak albatrosy. Tempo rośnie, prowadzący ruchami wprowadza w błąd. Prowadzący zmienia się co kilka ruchów.), cedzenie kryla, gąbki, rozgwiazdy i jeżowce oraz rysowanie po "śniegu" (mąka).

Za to wystarczyło czasu na urozmaicenie monochromatycznego krajobrazu o zorzę polarną, malowaną na lodzie.

Czasami zastanawiam się ile z tych informacji pozostaje w głowach Smoczej Załogi. Ale wypadki takie jak z miejscem Indian na globusie (RAZ pokazane, przypomniane samorzutnie po tygodniu), albo ten, kiedy Aurora po jakimś miesiącu od wysłuchania (na oko niezbyt zaangażowanego z resztą) legendy o Tańcu dzwonków (w zaległym poście o Ameryce Północnej) opowiedziała ją ze szczegółami, sama z siebie, ot tak, albo że po jednorazowej lekturze "Mam oko na miasteczko" zapamiętała mechanizm działania oczyszczalni ścieków, albo że mimo mojego raczej leniwego podejścia do tematu odczytuje już wszystkie samogłoski utwierdza mnie w przekonaniu - że więcej niż by się wydawało.

* Do zestawy trafiły: pingwin, foka, albatros i... orka oczywiście :D
** Po za badaczami w bazach polarnych i ich psami ;)
*** Znów orka, waleń, kaszalot, kalmar, rekin, delfin oraz.... diugoń, którego omyłkowo wzięłam za słonia morskiego.
**** Nigdy bym się nie spodziewała, że informacje o pingwinach będę zdobywać na TAKIEJ stronie :D
Zdjęcia uczyniła Mama Helenki
Pingwiny biegały tak szybko, że trudno było je złapać w obiektyw...
































































































































































mmm
Pin It Now!

piątek, 13 lutego 2015

Tak

Dawno (publicznie) nie wyznawałażem,
więc wyznaję
że kocham Cię
tak
jak oddycham


Pin It Now!

czwartek, 12 lutego 2015

Bezbrzeżne zaufanie

Oglądamy karty "Mam oko na miasteczko". Konkretnie tą:

- (Ja): A co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła takiego stwora?
- (Ora): Nie mam pojęcia! (tak, Ona naprawdę tak mówi).
- Ja bym się chyba wystraszyła. Ale też byłabym barrrdzo ciekawa.
- Słuchaj! Nie martw się. Tata nas zaaawsze obroni.

Kurtyna.
Pin It Now!

sobota, 7 lutego 2015

Ekstremalnie krótko, ale zaangażowanie

Zarzuciła mi dziś znajoma, że za mało poruszam na blogu aktualnych tematów społecznych.
Tylko wiecie, mnie śmiertelnie nudzi powtarzanie po raz enty tego, co myślący jak ja i tak wiedzą i w lot łapią, a myślący inaczej i tak nie przyjmą.

Ale wezwana do tablicy się wypowiem. Krótko, bo i rozwodzić się nie do końca jest po co - kto chce ten zrozumie.

W kwestii przyjęcia Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej: NARESZCIE!!! HURA (podwójne - za mnie i za moją córkę)! A także - nie wierzę! (Warto przeczytać, zanim się weźmie za dyskusję).

W kwestii wypowiedzi Papieża dot. dyscyplinowania dzieci przez ojców: Z wielu stron mi się aktualny Papież bardzo podoba. Ale stanowczo nie z tej. Wypowiedź skandaliczna dla mnie pod wieloma kwestiami. Szkodliwa. Która absolutnie nie powinna mieć miejsca. Szczególnie nie powinna paść z takich ust. Wstyd.

„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)

Aha - i dla Panów Dziennikarzy różnej maści: NIGDY NIE UDERZYŁAM SWOJEGO DZIECKA. A jak mi któryś spróbuje insynuować, że kłamię to mogę go potraktować mniej delikatnie.
Pin It Now!

poniedziałek, 2 lutego 2015

Goście, goście

Rano obudził mnie dźwięk jakby żwiru sypanego na plastik. Pomyślałam, że może pada i z powrotem usnęłam. Po chwili dźwięk się powtórzył, ale nie był ciągły, tylko trwał chwilę i cichł. I znów.
W pokoju były zaciągnięte rolety i panował półmrok. Na tle zamkniętego okna widać było tylko cień sikorki, przylatującej do karmnika. Cień?
Okazało się, że bestia wleciała nam do mieszkania! Musiała dostać się przez uchylone okno w kuchni i przelecieć (przez „frędzlastą” firankę) do pokoju. Pojęcia nie mam jak to zrobiła.
To łopot jej skrzydełek wzięłam za deszcz.
Wypuściłam nieproszonego gościa i za chwilę już konsumował słoninę na ogródku.

Pierzastą czeredę dokarmiamy trzeci czy czwarty rok. Bynajmniej nie z troski o ich byt (natura wie co robi, przetrwają najsilniejsi), a li tylko i wyłącznie dla egoistycznej przyjemności i czystej radości, jaką sprawia nam żywa lekcja przyrody tuż za oknem.
W ubiegłych latach zaczynaliśmy sypać ziarno i inne smakołyki przed pierwszymi przymrozkami (pisałam tu i tu), ale w tym roku, po tym jak pod koniec sierpnia bogatki uskuteczniły iście Hitchcock'owskie na nasze okna.
Zawsze myślałam, że pukanie dziobem w okno to taka literacka metafora, ale te żarłoki naprawdę to robią! Zwłaszcza jak wyżrą już cały słonecznik z karmnika.
ezoghul.flog.pl
Władczyniami drewnianego przybytku, słoniny i wiszących kul z ziarna są stanowczo bogatki, ale stołują się u nas i modraszki, i wróble, i mazurki, i coś, co jest albo sikorą ubogą, albo czarnogłówką. Z rzadka zaszczycają nas rudziki, jery, a nawet imć pan kowalik (łażący ogonem do góry i stanowiący jedyną konkurencję dla sikorek w dziedzinie wiszących przysmaków ;) ). Wpraszają się też sierpówki, ale je przeganiamy bo nie dają się najeść innym.
A z każdym mrozem lub śniegiem nadlatują dzwońce. Po za tym się u nas nie pojawiają, ale kiedy oddech zamienia się w parę wiadomo, że do karmnika trzeba wsypać pięć razy więcej słonecznika.

Informacji o bywalcach karmników możecie poszukać np. tu: ptaki.info. A tu zdjęcia nie tylko ptaków: jerzygrzesiak.pl

Pin It Now!

niedziela, 1 lutego 2015

DnW rusza do Afryki

Warsztat przeprowadziliśmy ze smokami w terminie, ale publikacja odwlokła się nieprzyzwoicie.
W listopadzie Dziecko na Warsztat wybrało się do Afryki, by tam spotkać się ze sztuką ludową.

Oglądaliśmy zdjęcia dzieci z różnymi kolorami skóry, graliśmy na  djembe, poznaliśmy rodzaje wydobywanych z niego dźwięków i sprawdzaliśmy jak zmienia się dźwięk w zależności od ułożenia dłoni i np. od tego, czy jakaś inna dłoń nie została na membranie  ( ;) ). Skakaliśmy jak Masajowie w adumu,


I oczywiście malowaliśmy maski :D (straszliwe zdjęcia, zrobione w straszliwym świetle straszliwą komórką)




































































































































































Pin It Now!