środa, 30 lipca 2014

ED w pytaniach i odpowiedziach - Edukacja Domowa cz. II

Do napisanie tej notki zainspirowało mnie kuzynostwo (dokładnie Brat Wujeczny i jego Małżonka), którzy przy wielkanocnym stole wyrazili zainteresowanie naszą koncepcją, zadali trochę pytań i na koniec zadeklarowali sympatię dla idei oraz powiedzieli, że będą nam kibicować :D

O tym skąd się wziął (a skąd nie) nasz pomysł na uczenie Ory w domu pisałam już TU.

Ktoś, kto nie zetknął się dotąd z tym tematem może mieć sporo obiekcji i wątpliwości. Takie mieli np. niektórzy nasi znajomi, gdy opowiadaliśmy im o naszym pomyśle. Niektórzy z nich dziś sami  przygotowują się do edukowania w domu.

Pozwólcie więc, że przedstawię Wam przegląd najczęściej zadawanych pytań i wątpliwości nt. Edukacji Domowej w Polsce wraz z odpowiedziami.

Czy to legalne? Co ze świadectwem? Co ze studiami? I z pracą?

Legalne.
Ramy prawne do realizowania obowiązku szkolnego poza szkołą wyznacza art. 16 ust. 8 do 14. ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty.

Zgodnie  z nim, na uczenie dziecka w domu, zgodę musi (na wniosek rodziców) wyrazić dyrektor przedszkola/szkoły, która będzie też sprawowała nadzór nad efektami edukacji, przeprowadzała egzaminy, wystawiała świadectwa.
Do wniosku należy dołączyć m.in. opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Nie wszystkie szkoły chętnie obejmują opieką "homeschoolersów". Wiąże się to czasami z niechęcią do przysparzania sobie dodatkowej pracy, ale równie często z nieznajomością przepisów regulujących ED.
Na szczęście nie ma żadnego obowiązku zapisywania dziecka do szkoły w mieście, w którym jest zameldowane. Namiary na szkoły przyjazne ED rodzice podają więc sobie pocztą pantoflową i zdarza się, że zapisują dziecko do placówki w innym województwie, ale takiej która będzie faktycznym wsparciem, a egzaminy w niej przebiegną w przyjaznej dziecku atmosferze.

Na podstawie rzeczonych egzaminów szkoła wydaje dziecku świadectwo, na którym znajdują się oceny z poszczególnych przedmiotów. Nie zawsze są to wszystkie przedmioty z "tradycyjnego" świadectwa - np. często rezygnuje się z egzaminów z muzyki, w-f'u czy zpt. Nie ma też na nim oceny z zachowania.

Nie zmienia to faktu, że jest to taki sam dokument, jak każde inne świadectwo i tak samo upoważnia do kontynuowania nauki w szkole, czy podjęcia studiów.

W Polsce ED jest postrzegane jako forma mocno egzotyczna (co w kontekście historycznym może zdumiewać), jednak w krajach, gdzie jest to popularna i powszechnie znana praktyka, pracodawcy często chętniej zatrudniają osoby kształcone w domu.

Nie boicie się, że wychowacie nieprzystosowanego społecznie odludka? A gdzie miejsca na szkolne przyjaźnie i podobne doświadczenia?

Nie.
Z wielu powodów.
Po pierwsze - rola uspołeczniająca szkoły jest mocno przereklamowana. Człowiek "uspołecznia się" od urodzenia (a nawet wcześniej). Uczy się nawiązywać relacje z ludźmi w różnym wieku, w różnych sytuacjach. Społeczności dzieci z jednego rocznika raczej po za szkołą nie występują. (Nieodmiennie polecam artykuły Agnieszki Stein - na te tematy i nie tylko).

Po  drugie określenie "edukacja domowa" jest w zasadzie mylne. Bo uczenie się przebiega tu równie często w plenerze, sklepie, teatrze, podróży, na basenie. ED daje mnóstwo okazji (znacznie więcej niż szkoła) do swobodnych kontaktów z innymi ludźmi (również w podobnym wieku). Co więcej - są to częstokroć spotkania swobodne, nie ograniczone z góry narzuconym podziałem ról i zadań (jak to się odbywa podczas lekcji) - a więc, z punktu widzenia uspołeczniania - dużo efektywniejsze.

Po trzecie - zainteresowaliśmy się tematem na tyle wcześnie, żeby poznać ludzi (z okolicy) już praktykujących ED i zebrać grupę znajomych zainteresowanych takim sposobem uczenia dziecka. Spotykamy się my i spotkają się nasze dzieci. I zapewniam, że mają ze sobą świetny kontakt. Moje najtrwalsze przyjaźnie z czasów szkolnych, to te zawarte w harcerstwie, na które poświęcałam... dwie godziny  tygodniowo.

Po czwarte - patrząc nieco wstecz - jeszcze za czasów mojej praprababci uczenie dziecka w domu było raczej normą. Szkoły publiczne, uczenie w dużych grupach było dla tych, których nie stać było na edukację w domu. Mimo to nie byliśmy narodem aspołecznych, niezdolnych do współpracy indywiduów.

Po piąte - patrząc nieco (geograficznie) w bok - badania w krajach, gdzie edukacja domowa dotyczy większej grupy i dłuższego czasu sugerują, że dzieci tak kształcone częściej przejawiają zachowania prospołeczne i są bardziej zadowolone z własnego życia.

Czy rodzic, chcący uczyć dziecko w domu, musi mieć jakieś uprawnienia, przygotowanie pedagogiczne? Nie boisz się, że nie będziesz czegoś wiedzieć/nie będziesz umiała wyjaśnić?

Nie.
Co więcej, badania wskazują, że to czy rodzic uczący w domu ma przygotowanie pedagogiczne, czy też nie - nie ma wpływu na postępy dziecka w nauce.
Zaś co do samej wiedzy - podstawa programowa początkowych klas szkoły podstawowej jest prosta jak barszcz, a w dobie internetu przypomnienie sobie zakresu kolejnych poziomów nie jest specjalnie skomplikowane. Bądźmy szczerzy - pomagając dziecku w zadaniach domowych i tak musielibyście odświeżyć dane ;)

A jak ci powie, że chce iść do szkoły?

To pójdzie. A jak zechce znów wyjść, to wyjdzie.

C.D.N.
...

Wprawdzie wakacje są WIEEEEEELKIM przyjacielem blogerki, jednak blogu już niekoniecznie. Czas goni, Jomsborg czeka. Na kolejne pytania i odpowiedzi o ED zaproszę Was po przerwie urlopowej. A teraz: na vikiiiing!!!

P.S. Jeśli macie własne pytania odnośnie edukacji domowej - piszcie. Nie obiecuję, że odpowiem na wszystkie, ale się postaram.
Pin It Now!

czwartek, 17 lipca 2014

Kto księżniczce zabroni?

W poniedziałek wybrałyśmy się z Agnieszką i z dziećmi na "Ekstremalny plac zabaw" (w edukacyjnej przestrzeni twórczej "Tworzę się" - więcej na ten temat już niedługo TU).

Oprócz  budowania smoka, domku, wieszania prania, mazania po ścianach, chowania się do szafek i miliona innych przebieranek Starszy wpadł na pomysł, że on będzie rycerzem a Aurora księżniczką w wieży i on będzie Ją uwalniał od smoka.

Orka była zachwycona, dostała płaszcz, wlazła do skrzyni-wieży i wypatrywała rycerza, który po pokonaniu miliona przeszkód, smoka i rozprawienia się z upartymi zamkami uwolnił Ją z zamknięcia.

Młodej zabawa niezmiernie się podobała. Jeszcze wieczorem w domu i następnego dnia opowiadała, że Starszy jest Jej rycerzem, a Ona jest królewną i chciała się ze mną tak bawić.

A mnie,  kiedy obserwowałam tę zabawę, naszły refleksje zgoła niewesołe.

Rycerz w sumie miał klawe życie. Naparzał się z potworem, pełzał, wspinał i przedzierał przez rozmaite zapory, rozpracowywał zamki.

Za to królewna...
Stała w oknie...
Czekała...
Chusteczką powiewała...
...

I zmieniłam scenariusz.

Kiedy bawimy się z Córką w królewnę i rycerza to razem pokonujemy smoka. Ona opatruje moje skaleczenia i wyciąga mnie z przepaści.

Królewnie też się coś od życia należy, a co!

Nie chcę uczyć Ory, że ma czekać i ładnie wyglądać. Chcę, żeby miała poczucie siły, sprawczości i świadomość wpływu na swoje życie. Chcę, żeby je brała we własne ręce i była aktywna, a nie czekała w oknie.

Nie będę Jej psuć zabawy. Ale będę torpedować utarte schematy, namawiać do kreatywnego traktowania stereotypowych ról.

Czego i  Wam życzę.

I chcę, żeby moja Córka robiła to JAK DZIEWCZYNA.


Pin It Now!

czwartek, 10 lipca 2014

Q.E.D.

Niektórzy zarzucają nam, że sprzątając po Orze,  kiedy Ona zupełnie nie ma na to ochoty wychowujemy egoistkę, wyręczającą się innymi.

Ha!

Dziś rano wiatr pozrzucał nam z suszarki na ogródku pranie.
- (Ja) Widziałaś jaki wiatr! Będziemy musiały pozbierać.
I poszłam do łazienki robić sobie oko.
Wróciłam akurat na czas, żeby zobaczyć jak Aurora "z wyskoku" wrzuca na suszarkę ostatnią poszewkę.
- Już pozbierałam Mamo!
- Widzę Kochanie. Dziękuję, bardzo mi pomogłaś. :)

To działa!
Pin It Now!

wtorek, 8 lipca 2014

Koło Jana, koło Jana...

21-22 VI 2014r. Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie
Una Igulsdottir i Ingwar Bjarnarson (na świdrze ogniowym) - okiem Obserwatora Szczecińskiego
Niezawodny "chłyt maketingowy", wcale nie chiński, zawdzięczony Venusce z Białegostoku
Okiem Maji Mark - mamy znajomego wikinga :)
Tuż po karmieniu złapał mnie Łukasz Szełemej z Polskiego Radia Szczecin
Puszczać wianki nad Odrę poszli jeno Tatko z Córką (okiem www.Szczecinie.pl)
(z wzp24.pl)
Kupała, nie Kupała - pogotowie chustowe działa ;D
A to już w obiektywie Piotra Marskiego. Bez szaleństw na scenie obyć się nie mogło!
 
 
Niech się schowają place zabaw. Świder ogniowy - to jest to!
Snorri, Una, Ingwar i świder
A na koniec, dla porównania - zeszły rok:
Sława rekonstruktorom! Sława "turystom"! Sława "Zamkowym Paniom" (które niedługo założą chyba fanklub Uny ;D ).
Pin It Now!

sobota, 5 lipca 2014

Koń jaki zostaje...

Ora, przed wyjazdem nad morze, głaszcząc i całując swojego konika na biegunach:
- Nie martw się, niedługo wrócimy. Kocham cię. Będziesz tęsknił za nami?
Pin It Now!