piątek, 29 czerwca 2012

Ciemna notka, czyli Prattchett o rodzicielstwie

Ostatnio bardzo modne stało się podejście typu "macierzyństwo non fiction", czy "macierzyństwo bez lukru".

Czytam tak, słucham i zgrzytam zębami, albo zmieniam stronę/rozmówcę/program.

Noż cholera, no! Jeżeli bycie z dzieckiem to takie pasmo udręk, dół permanentny, kres życia indywidualności, nuda, osamotnienie itp., itd, to do wszystkich diabłów na co było zachodzić?

Nie trawię różowego bełkotu dzidziusiowo-cukierkowo-bejbikowego. Rozumiem, że jego wszechobecność może być męcząca. Ale Nigdy nie przyszło mi do głowy przyjmować go, jako źródła informacji o rodzicielstwie. Może dlatego teraz nie pitolę, jak to się dałam zrobić w balona i uwierzyłam, że bycie z dzieckiem to betka.

Bo - słuchajcie, słuchajcie, bo raczej nie będę powtarzać - betka to to nie jest. Zwłaszcza dla tego z rodziców, który zostaje z dzieckiem w domu.

Bo na niego spada odpowiedzialność całkowita. Bo musi być dostępny 24/dobę NON STOP co w ŻADNEJ innej pracy nie jest wymagane (Przerwa śniadaniowa? Regeneracyjna? Jak ostatnio piszą w komiksach "bitch, please!"). Jak mawiał Szalonooki Moody "Ciągła czujność!".

I nikt, absolutnie NIKT, kto sam tego nie przerobił - nie pojmie, jakie może to być frustrujące w określonych okolicznościach.

Dobrze tym, którym mamy/teściowe/znajomi przyjeżdżają pomyć okna i ugotować obiad, a nie udzielać rad jak wychować dziecko. O Zaopiekowaniu się młodym podczas np. takiej ekstrawagancji jak dłuuuga kąpiel nie wspomnę.
Dobrze tym (w tej liczbie niżej podpisanej) co mają małżonków współpracujących, a nie wypinających (Się. Na wszystko. Zadem.).
Dobrze tym, co mają grupę (albo chociaż jeden egzemplarz) rodziców w podobnym wieku, do których mogą otworzyć usta z nadzieją na zrozumienie.

Nie wszyscy tak mają. Smutna prawda. I ja tym niewszystkim naprawdę głęboko współczuję. Sama bym w takiej sytuacji poległa, padła i już nie wstała.

Ale wśród tych niewszystkich i wśród rodziców w ogóle, funkcjonują dwie postawy. Jedna, (tak T., do Ciebie piję), która mimo przejściowych kryzysów jest nastawiona na pozytyw. Jasne, że lekko nie jest (nikt nie obiecywał, że będzie), ale POMIMO to i tak jest cudowny czas.

I druga, od której już więdną mi uszy, oczy i cycki opadają, pod tytułem "Jestem najnieszczęśliwszą matką najgorszego bachora na świecie, nikt mi nie powiedział, że to taki koszmar, a ja myślałam, że landrynkowy bobasek będzie sam się przewijał i gulgał uśmiechnięty jak dzień długi, a w nocy spał".

Noż qrdeeeeee...

Jak się do rodzicielstwa podeszło z hasłem "zróbmy sobie dzidziusia" na ustach, jak się uwierzyło Kasi C., jak się słuchało różowego bełkotu jak prawdy objawionej, no to...
 Trywializując. Jak chce się mieć linię, to nie można się obżerać czekoladą. Jak chce się mieć krótkie włosy, to nie zaplecie się warkocza, a jak się chce mieć dziecko...

Do rodzicielstwa trzeba dojrzeć. Nie można podchodzić do niego bezrefleksyjnie. To jest wybór dotyczący życia (co najmniej) trzech osób. Uważaj, bo Twoje życzenia mogą się spełnić.

Właśnie. WYBÓR. Poniekąd sprowadza się to dla mnie do świadomości tego kim jestem i czego chcę. I odpowiedzialności za swoje decyzje. Jest taki cytat z Prattchetta (Terrego), który mogłabym wybrać na motto życiowe (oczywiście mówi go wiedźma).

"Jeśli jest za to cena, postanawiam zapłacić,
(...)
Gdzie mnie to zaprowadzi, postanawiam pójść.
Postanawiam. Taki jest mój WYBÓR."

A jak się wybrało, to nie ma się co wykręcać od konsekwencji i się im dziwić. To nie chodzi o to, żeby nigdy nie mieć doła. Nie ogarniać. Żeby zawsze stawać na wysokości zadania. Wiecznie szczerzyć się jak szczeżuja, albo kot z cheshire. Ćwierkać i tiukać.
To tak jak z miłością. Chodzi o to, żeby w najgorszym z najgorszych momentów nadal wiedzieć, że to jest to co wybieram. Teraz. Zawsze.

 Nasz wybór posapuje mi właśnie w ucho, bo zasnął mi na plecach. Jest to jeden z dwóch najwspanialszych moich wyborów życiowych.
Pin It Now!

35 komentarzy:

  1. kocham cię :) zacnie prawisz!

    przy "bitch please" parsknęłam śniadaniem w monitor :):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo dla ludzi jest albo czarno albo biało, albo są słitaśne bobaski od których aniołki odnoszą pieluszki, albo są wrzeszczące potwory srające po pachy... Nie ma środka. Czyli dziecka, z którym różnie jest. Raz ma dobry dzień raz gorszy, jak każdy człowiek. Dla mnie dziecko nie było kwestią wyboru, dla mnie dziecko było cudem który musiałam wywalczyć. I nadal nim jest, choć nie powiem, są momenty kiedy wysłałabym ją w kosmos ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmotywowałaś mnie:) Pewnie nie to było celem tego tekstu. Są takie dni, kiedy ręce opadają mi z szelestem i "pasmo udręk" i "dół permanentny" i szans na poprawę brak (przynajmniej w moich czarnych jak zawsze prognozach)I ciężko sobie przypomnieć po co to wszystko. A potem ni stąd ni zowąd uśmiech od ucha do ucha od Dziecia. ŻYCIE!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze to napisałaś. Ja jestem z Małym samiuteńka. Bez pomocy dziadków choć z mężowskim wsparciem, kiedy tylko da radę, ale nie narzekam. Każdy etap mija a ja jeszcze mam całe życie przed sobą. Nie chcę żałować, że nie spędziłam tych pierwszych miesięcy /lat z moim Synkiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. pozostaje zgadywać kto to taki ta druga, bo kim jest T. chyba wszyscy wiedzą :-p

    OdpowiedzUsuń
  6. Każda sytuacja ma dwie strony i rodzicielstwo tak samo ma pozytywy i negatywy - raz jest różowo a raz ponuro. Na szczęście zazwyczaj dużo więcej jest sytuacji pozytywnych i chwil radosnych. Chwile trudne też trzeba przeżyć - najważniejsze aby pamiętaj, że one miną i będzie znów super :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi się wydaje że dorabianie do tego wszystkiego różnych ideologii, nazywanie w coraz to nowszy i oryginalniejszy sposób jest pozbawione większego sensu. Po prostu róbmy swoje, najlepiej jak umiemy.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja ciesze sie ze przeczytalam ksiaze wlasnei pod tytułem
    "Macierzyństwo non-fiction"
    i wcale nie widze takiego trendu jak opisujesz, po prostu wreszcie ktoś odważył się powiedzieć prawdę, że właśnie nie jest jak w filmie, tak jak napisałaś, że się dziecko samo nie przewija(co jest chyba najmniejszym problemem..)
    że matka nie musi kłamać ludziom w oczy i skakac w skowronkach, że jest super jak nie jest.
    Nie musi już płakać po kątach, że sobie nie radzi i nie wiedziała w co sie pakuje, bo powiedzmy sobie szczerze nikt nie wie ile od niego sił zostanie zabranych, żeby poradzić sobie z dzieckiem(zależy też jakie dziecko dostanie, czy aniolka jak moje czy drania co tylko cały dzień piszczy).
    Szczerze? zażyczyłam sobie tą książkę na urodzny.
    Po przeczytaniu jej odżyłam, zrozumiałam, że nie tylko ja przeżywam rozterki i wiesz co, gdybym miała patrzeć z tej wtrudnej strony macierzyństwa to napisałabym identyczną, ale pewnie bałabym się ją wydać bo spotkałaby się z krytyką taką jak Twoja "do nakładania jęczybólstwa na głos"
    Te matki kochają swoje dzieci, ale dlaczego maja kryć to o czym myślą? gdzieś muszą wylać swój żal, może przez to będzie mniej depresji i nerwic i kobiety będą zdrowsze, a nie tylko ciągle katowane sloganami, Bądz EKO(jak jak nie masz pieniędzy?! i ledwo wiążesz koniec z końcem?! ale jesteś zła bo nie jesteś EKO (sreko swoją drogą wymyślone po to żeby zarobić kasę), nie śpisz z dzieckiem to nie wyznajesz rodzicielstwa bliskości, kolejna bujda na kółkach bo każdy nieświadomi wyznaje to rodzicielstwo i każdy normalny daje jak najwięcej zdrowiej bliskości dziecku.
    Jak dla mnie przesadzasz i już klasyfikujesz jako gorsze matki kobiety, ktore głośno narzekają i oczekują zrozumienia, żeby poczuć sie normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak widać na załączonym obrazku - mamy skrajnie różne punkty widzenia :D

    Ja nie zauważyłam nic z tego o czym piszesz (że matki musze się kryć z płaczem po kontach itp.) wręcz odwrotnie. Epatują grozą macierzyństwa na prawo i lewo.

    I zwróć z łaski swojej uwagę, że ja im prawa do tego epatowania absolutnie nie odbieram. Mnie ono jedynie wybitnie działa na nerwy. I nie wiem dlaczego miałabym się z tym kryć po kontach Jeszcze się nerwicy nabawię ;)

    Z Twoimi odczuciami odnośnie książki polemizować nie zamierzam, zwłaszcza, że jej nie czytałam (tytuł mnie odrzucił).

    Co do krytyki, podobno prawdziwa cnota się jej nie boi ;) Jakbym chciała coś wydać to z głęboką pewnością, że komuś na milion procent się nie spodoba to co napiszę. Takie życie :D

    Co do sloganów - mam je w głębokim. I to, co ktoś o nich sądzi takoż

    Nie każdy normalny (zresztą norma w przyrodzie nie występuje) daje dziecku bliskość niestety, choć istotnie dawanie bliskości nie wymaga wspólnego łóżka.

    A co do klasyfikacji: klasyfikuję rodziców na takich, co mi działają na nerwy i takich, co nie :D Moje prawo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem matką, dla której najważniejsze są dobre chwile, a te złe odrzucam, nie pielęgnuję, nie jojczę dniem i nocą że jak to mi źle z tym dzieckiem, bo jak dla mnie to jest marnowanie czasu. Ja bez przerwy spotykam mamuśki które jedyne co to płaczą i jęczą bo: mają fałdę po ciąży, mają rozstępy po ciąży, bo dziecko ma kolki, bo wymaga uwagi i czasu a nie ma kiedy się pomalować i zachowują się jakby były zupełnie nieświadome tego, że posiadanie dziecka to nie piknik w parku!?

      Why The Face?!

      Mi też takie narzekanie działa na nerwy. Oczywiście że każda kobieta ma czasem gorsze dni ale tu chodzi raczej o charakter - są takie kobiety co NIC innego nie mają do powiedzenia o macierzyństwie tylko jęki, żale, bóle i rozczarowania... nie słucham takich żali - wolę pocieszyć się że mamy nowy ząb, że dziecko się śmieje i rzuca do mnie balon kiedy ja gotuję zupę, że namalował piękny obrazek (nawet jak zalał pół dywanu farbą).
      Jakas głupia moda panuje na to żeby przedstawiać macierzyństwo jako nieprzerwaną orkę, krew i łzy. Bleeee moje macierzyństwo to nie jest orka, krew i łzy. Ja mam tylko chwilowe zachmurzenia w piękny letni dzień - a jak wiadomo trochę deszczu jest jak najbardziej potrzebne :D a jak mi źle to nie potrzebuję przyzwolenia na łzy i smutek, bo to są normalne uczucia. Każdy aspekt życia ma sowje lepsze i gorsze strony, nie wiem jak można wierzyć że macierzyństwo ma tylko dobre ale tez nie wiem czy do tego żeby wiedzieć że macierzyństwo ma złe strony potrzeba podręcznika. Dla mnie takie książki to papka jak dla innych np. książki o AP.

      Ja tam nie widzę, żeby Marta kogoś tu klasyfikowała na gorszych i lepszych. To są jej przemyślenia i jej odczucia w związku z macierzyństwem.

      Usuń
    2. :D i tak powinno byc bo w życiu nic nie jest czarne albo białe po środku znajduje sie mase odcieni szarości! Masz ochote placz, masz ochote krzycz, masz ochote chwal sie jakie twoje dziecko jest super i absolutnie nie popadaj w skrajnoosc kazdy z nas musi znalezc odpowiedni wywazony srodek i trzeba miec wlasne spojrzenie na swiat i nie wierzyc kolezanka, celebrytka trzeba wierzyc sobie i swojemu instynktowi oraz miłosci.
      Ja jestem szczęśliwa mama ale i zmęczoną i do nikogo nie mam zalu za to kocham swoje dwa urwisy :)

      Usuń
    3. A to akurat prawda, że niektórym się nie dogodzi i zawsze znajdą powód do marudzenia, nie tylko jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem :P
      Takich osób ogólnie unikam, bo chociaż rozumiem że macierzyństwo to orka(tak, orka! dla mnie to najcięższa praca na świecie a i tak się boję, czy podołam i nie zawalę sprawy głupimi błędami), to jednak jak to dziecko się czuje, mając takich narzekaczy koło siebie. Znam parę: dziecko złe bo na dupie nie usiedzi(no bo pół godz zabawy to przecież tak krótko), bo musi zawsze rozlać picie(taka tragedia, jakby pralki nie było), bo jak cos chce to płacze(no jak zna 2 słowa na krzyż to ciekawe jak ma inaczej się komunikować).

      Ufff, to się rozpisałam.

      Wszystko z umiarem, i będzie GIT. ;)

      Usuń
  10. Moje dziecko przesypia noce od 2-3 miesiąca życia :) A i tak zazdrość osób trzecich próbowała wydrapać oczy mi i memu Dziecku, że JAK TO MOŻLIWE? A myślę, że to jest kwestia osobowości, charakteru i temperamentu Matki. Jestem nerwową choleryczką, nadpobudliwą i w domu siedząc sama z dzieckiem wariuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    kątach
    Kajam się i w pierś biję pełną mleka. Klawiatura odmóżdża mnie ortograficznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam wrażenie, że bez sensu się w ogóle wypowiadałam i egzaltowałam w swoim komentarzu...
    Rozwaliła mnie Twoja postawa "pocałuj mnie w dupę"
    skoro masz zdanie innych głęboko to po co piszesz tak kontrowersyjne teksy..
    Cieszę się, ze tylko raz sie wyprodukowałam bezużytecznie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Głównie, żeby dać upust emocjom i dla tych, co myślą podobnie.

    I rozróżniam postawę "chętnie posłucham co masz do powiedzenia, co nie znaczy że się z Tobą zgodzę, albo że będę płakać, że masz odmienną opinię" od "pocałuj mnie w dupę" :D

    OdpowiedzUsuń
  14. pięknie napisane ! :D uwielbiam :) <3 !

    OdpowiedzUsuń
  15. Tyle że to nie zawsze jest wybór. Podobno ponad 70% ciąż w Polsce to ciąze nieplanowane. TO dopiero musi być ciężka sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację. i 90% ślubów jest bo brzuch w drodze;) to nie to co np. 10 15 lat temu....czasy się zmieniają;)

      Usuń
    2. Wtedy też było to spotykane, śmiem twierdzić że nawet częściej, bo teraz młodzi często olewają sprawę i żyja bez ślubu, albo zwyczajnie nie są razem.

      Usuń
  16. prawda prawda prawda!
    jeszcze mamą nie jestem i nie mam porównania, także takie trele o macierzyństwie prosto z Mordoru mnie nie dotykają, za to dotykają mnie opinie ,,niedzieciatych'', że koniec życia, że koniec kariery, że to ostatnie wakacje. A przeciez, jak pisałaś, dziecko to wybór. A my wybraliśmy właśnie tak, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Pewnie trochę naiwnie, no ale skąd mamy wiedzieć? Nauczymy się dopiero na własnych błędach hehe

    OdpowiedzUsuń
  17. a ja nie cierpię tych co wszystko "różują i lukrują" a przecież wiadomo ze dziecko mając np. * miesięcy nie robi samo w kibel, mając 9 chodzi a mając 10 mówi;) mnie takie opowiadanie wkurza;) są różne dzieci, jedna ładnie przesypiają i kolek nie mają a i są takie które budzą się co chwilę i mniej dają pospać. i mnie to rozwala jak ktoś zamiast szczerze się przyznać...."no fakt u nas se spaniem akurat nie jest najlepiej" słodzi i koloruje. mega fałsz i obłuda.

    moim zdaniem macierzyństwo jest róznokolorowe;) czasem czarne czasem białe. wiadomo, że jak są kolki, maluch marudzi to jest ciężej, ale przecież każdy z etapów mija nic nie trwa wiecznie, jest kupa radosnych momentów pierwsze kroczkiem pierwsze uśmieszki pierwsze Mama pierwsze tata to wszystko równoważy te minusy.

    wszystko jest dobre w umiarze. matka nie sprzet może se trochę ponarzekać może se trochę "porózowić" byle nie w nadmiarze jednego lub drugiego.


    ja tam wolę jak ktoś jest szczery i czasem ponarzeka i pozachwala niż tylko zachwala po pachy;) nie znoszę wszystkiego co słitaśne i różowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja się z tym zgadzam.
      Bo nie wierzę, że istnieje matka, która czasem nie ma dość. Nie ma ochoty odpocząć a na drodze stoi dziecko. Słodkie i grzeczne albo niegrzeczne i rozwrzeszczane.
      Ja mam czasem takie chwile, ale od 3 miesięcy jestem sama, zdana tylko na siebie. Mąż przyjeżdża co 2 tyg na dzień lub dzień i noc. Dziecko budzi się do 10 razy w nocy, w dzień śpi raz. Pewnie, że trzeba to udźwignąć, i moim skromnym zdaniem radzę sobie całkiem nieźle. Ale np. wczoraj, jak Mała odstawiała histerie jak tylko wyszłam do wc, musiałam sobie poprzeklinać i poszarpać papier toaletowy, żeby w spokoju wyjśc z kibla i normalnie przytulić dziecko. I to jest ok, nie tłamszę tych negatywnych emocji bo one są tez potrzebne.
      Moje dziecko rzadko płacze, musi mieć powód - co z tego, że czasem nie wiem jaki to powód? :P

      Macierzyństwo to ogromna i stresująca praca, nie oszukujmy się, że nie ma czasem załamania. Są bezstresowe dzieci(znam jedno), które tylko śpią, jak są większe to się same bawią, mamusia ma sporo luzu. Ale mało takich dzieci jest, trzeba zrozumieć i ich matki, i matki krzykaczy, które mają więcej powodów do narzekania.

      Usuń
  18. Parafrazując - nie narzekajcie bo same tego chciałyście.
    Zgadzam się z Rashly. Mamy z bezproblemowymi dziećmi, na wychowawczym, z mężem wracającym z pracy o przyzwoitej godzinie ze wsparciem babciowym łatwo popadają w huraoptymizm i gloryfikowanei pewnego stanu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dokładnie - same. Mamy które starały się o dziecko znając swoją sytuację życiową (wiem, że nie wszystkie miały ten luksus) mogą się macierzyństwem upajać i ekscytować. Ich (MOJE :D) prawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaakkk... po prostu my nie wiemy co to jest PRAWDZIWE macierzyństwo :)

      Usuń
    2. Tego nie napisalam. Ale na pewno nie grzeszycie empatia i zwykla wyobraznia . A sytucja zyciowa rzecz wzgledna i potrafi sie zmienic w sekundzie tak a propos planow i decyzji zyciowych. Ja mialam plan isc na wychowawczy coz kiedy zycie zagralo nam na nosie gdy syn mial 2 miesiace. Od tej pory duzo we mnie pokory i zrozumienia dla ludzkiego zmeczenia i bezsilnosci.
      Nessir

      Usuń
    3. O, wyobraźnię to ja mam przeogromną :D A co do Twojej pokory i zrozumienia, to szkoda, że nie masz ich dla tych, które napawają i rozkoszują się macierzyństwem.

      Usuń
  20. A ja od dawna uważam, że jesteśmy po prostu ssakami, zwierzątkami, które wyszły z jaskini, ale od swojej ssaczości daleko nie uciekną. Hoduję od dobrych paru lat koty (rasowe, rasowe...:>). Przyjęłam na świat parę kocich dzieci, oglądałam i uczestniczyłam w ich wychowaniu od pierwszego oddechu, do początków życia w nowym domu. I nauczyłam się jednego - że życie i macierzyństwo jest proste, trzeba je tylko brać wprost. Nie kombinować jak koń pod górę. Nie wymyślać teorii z czterech liter. Nie wywarzać otwartych drzwi. Nie dorabiać ideologii, gdzie nie trzeba. Wystarczy po prostu być dla swojego młodego. Zaspokajać jego potrzeby i kochać je ponad siebie. Tyle. Bez analizowania każdego pierdnięcia, mrugnięcia, bez nakręcania się swoim złym samopoczuciem. I chyba nigdy kobietom nie było łatwiej, niż nam teraz, a nie przypominam sobie, żeby moja babcia, albo mama, opowiadały jakim to pasmem cierpień było macierzyństwo. Jak to ich kariera zawodowa legła w gruzach, jak to musiały (bidulki), zaprzestać regularnych wizyt w teatrze i operze, i jak to nie mogły się już szlajać po nocach. Czymże jest te parę miesięcy, kiedy faktycznie dziecko potrzebuje opieki całodobowej, wobec całego życia? Jeszcze się te biedne męczennice nabawią i nawyjeżdżają na wakacje. Dzieci oleją i je, i wspólne spędzanie czasu szybciej, niż zdążą kichnąć. I wtedy będzie kolejny powód do lamentów i miałkolenia potomstwu, że wyrodne, że nie docenia poświęceń, że się nie zajmuje mamusią, a najlepiej, żeby zrobiło sobie wnuka...
    Róbmy swoje, tak jak swoje robiły kobiety od tysięcy lat, a świat nagle stanie się prostszy i piękniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ćmo, czy mówiłam Ci już że każde Twoje słowo to nektar dla mych oczu :D

      Usuń
  21. kocham wpis cmy!!! kochać ponad siebie... teraz to nie wolno absolutnie tak myśleć ani mówić bo to jest krzywdzenie dziecka, uwiązanie go do siebie i w ogóle fe... a poważnie to kocham ten komentarz i ja chce go wydrukować na ulotki!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Ach, nie ma emotki, która się czerwieni obsypywana kwieciem na scenie... ;) A tak serio, to dziękuję, miło mi bardzo. Pozwalam się drukować na ulotkach. :P
    I nie wydaje mi się, żeby dziecko można było uwiązać do siebie (bo nie mówimy tu o zachowaniach patologicznych, szantażu emocjonalnym, tylko o normalnych relacjach rodzic - dziecko, prawda?).
    Pamiętam, że jak urodziła się Ryba, to poczuliśmy jakby zawsze była z nami, a teraz po prostu przyjęła postać materialną. I umiemy każdą jej cechę przypisać któremuś z nas, ale też jest taką indywidualnością, że nie sposób jej traktować jak bezwolnej lalki. Ma swój charakter i osobowość, i już. Nie wyobrażam sobie, żeby istota tak niezależna (pomimo zależności czasowej wynikającej z małoletniości), dała się do kogokolwiek uwiązać.;)
    A w ogóle, to koty i dzieci są jak powiększające lustra. Oddają w dwójnasób to, co dostają. Dasz im szacunek, miłość i ciepło, dostaniesz dwa razy tyle tego samego. Bo dla mnie, na absolutnie pierwszą pozycję w wychowaniu wysuwa się szacunek. Miłość, wiadomo, każdy normalny rodzić kocha jakoś tam swoje dzieci. Ale zadziwiająco niewiele osób traktuje swoje dzieci tak, jak by sami chcieli być traktowani. A dzieci to nie są istoty z innej planety. Jak nam jest gorąco, to im też jest gorąco (taka moja mała obsesja wyrosła na bazie polarowych kocyków i ciepłych rajstopek okrywających dzieci w środku upalnego lata), jak my się oburzamy na potrząsanie, krzyki i nakazy, tak one też. Dzieci to tacy nieduzi dorośli, a dorośli traktują się na ogół z szacunkiem, nawet jak chcą się w duchu pozabijać. Nie po to żeśmy z takim mozołem wychodzili z tych jaskiń, żeby się teraz dobrowolnie i samodzielnie do nich ładować.
    Ups... Chyba się troszkę rozpisałam. Ale tak to jest, jak nie ma do kogo dzioba otworzyć (to tak a propos, że nie mam babci, cioci, ani nikogo w pobliżu, kto by mi pomagał w tej ciężkiej orce (bez obrazy Auroro), którą mi los zesłał ;) ). Najwyraźniej, wyczerpująca opieka nad dzieckiem daje stanowczo za dużo czasu na pisanie przydługich postów.

    OdpowiedzUsuń