poniedziałek, 11 stycznia 2016

Droga mleczna nie ma końca

Przyszedł w  końcu czas, żeby to napisać.
Po czterech latach, 2 miesiącach i 2 tygodniach mogę stwierdzić, że samoodstawienie Ory od piersi stało się faktem.

Owszem, zdarza Jej się czasem jeszcze poprosić o pierś, ale częstotliwość takich zachowań to jakoś raz na tydzień - półtora.

Czy jest mi smutno?
Zupełnie nie. To przebiegało tak naturalnie, stopniowo, niezauważalnie niemal, że dopiero kilka dni temu dotarło do mnie, że rzeczywiście się zdarzyło. Obdarowałyśmy się nawzajem wszystkim, czym można się było (w tym temacie) obdarować. A teraz obdarowywać się będziemy nadal, choć inaczej.
Jest takie piękne zdanie z "Pożegnania z Afryką" Karen Blixen, które przychodzi mi na myśl:
"(...) nie pozwolę ci odejść, zanim mnie nie pobłogosławisz, ale wówczas pozwolę ci odejść."

Czy jestem z nas dumna?
Nie specjalnie. Karmienie piersią było dla mnie od zawsze oczywiste, zupełnie naturalne, tak łatwe jak to tylko możliwe. Nie było dla nas lepszej, łatwiejszej czy wygodniejszej drogi. Karmiłam tak długo jak obydwie chciałyśmy, żadna z nas nie przymuszała drugiej do niczego.

Jestem natomiast niewyobrażalnie szczęśliwa, że dane nam było tego doświadczyć w całej pełni. Spotykając kobiety na różnych etapach ich mlecznej drogi, także takie którym w ogóle nie udało się jej zaznać, poznając ich, niekiedy wręcz dramatyczne, a czasami po prostu trudne historie - mam w sobie poczucie wdzięczności, bycia w jakiś sposób obdarowana czy pobłogosławioną - jakkolwiek chcecie to nazwać (TUTAJ pisałam o takich odczuciach ;) ).

Jestem wdzięczna Przemkowi za stałe i czułe towarzyszenie nam w tej podróży, za wspólne jej odbywanie.
Myślę teraz ciepło o wszystkich kobietach i mężczyznach, których podczas niej spotkałam, którzy wspierali i ubogacali mnie, i moje doświadczenie karmienia piersią.

Mogłabym napisać, że to (na razie) koniec, ale wczoraj dostałam nieoczekiwany prezent (a przynajmniej tak to odczuwam).
Ora towarzysząc mi podczas wielu spotkań, rozmów, warsztatów itp. siłą rzeczy sporo się o karmieniu piersią nasłuchała. Parę razy o tym rozmawiałyśmy, mamy "Kołysankę o piersiach mamy", czytałyśmy "Piersi", Ora karmiła piersią lalki i pluszaki, a także koleżanki podczas zabawy w rodzinę. Jest więc nieźle "laktacyjnie uświadomiona".
Wczoraj jadąc samochodem (zupełnie bez związku z czymkolwiek co bym  zarejestrowała) zapytała czemu niektóre mamy nie wiedzą, że mleko mam jest lepsze od sztucznego.

Po chwilowej konsternacji zaczęłam, tak prosto jak byłam w stanie, tłumaczyć o wpływie wojny, o tym że chciano żeby mamy jak najszybciej wracały do pracy, że nie było wtedy tylu badań i takiego dostępu do tych wiadomości, że mamy wierzyły, że sztuczne mleko jest tak samo dobre i potem tak mówiły swoim dzieciom. Że producenci sztucznego mleka chcą go sprzedać jak najwięcej i wprowadzają mamy w błąd. Teraz wiemy więcej, mamy więcej książek, gazet, filmów i stron w Internecie na ten temat, ale niektórzy nadal wierzą w te stare wiadomości, albo nikt im nie powiedział że jest inaczej niż myślą, a sami nie szukali wiedzy na ten temat.

Orka chwilę pomilczała, myślałam że po prostu mój wywód był zbyt dla Niej skomplikowany, ale potem popatrzyła na mnie i powiedziała:
- "To może zrobimy plakaty, że mleko mamy jest najlepsze? I je powiesimy wszędzie. Powiesimy je na błoniach. I w Miejscu. I na placu zabaw, bo tam chodzi dużo ludzi i dużo dzieci."

Gdybym nie słyszała tego na własne uszy i gdybym nie wiedziała, że nikt, NIKT Jej nic takiego nie podsuwał i nie proponował, to bym nie uwierzyła.
Jestem dumna, wzruszona i szczęśliwa, aż brak mi tchu i słów.

Droga Mleczna nie ma końca.
Ciąg Dalszy Nastąpi


Pin It Now!