środa, 30 maja 2012

Odezwa do Ciotek, Wujków i Babek czyli notatka absolutnie bezczelna i niegrzeczna

Wyobraźcie sobie, że otrzymujecie prezent. Nietani. Niebrzydki. Niebanalny. I zupełnie NieDlaWas. Bywa? Bywa!

Co wtedy uczynić? Ano najczęściej dziękuje się grzecznie, w zachwyt udawany twarz przyobleka, a potem magazynuje się "cudo" gdziebądź, bo sprzedać nie wypada, albo "przekazuje dalej" jeśli ma się mniej skrupułów.

Nieco inaczej ma się sprawa, jeśli to nasze dziecko jest prezentobiorcą. Pół biedy, jeśli pociecha ma lat tyle, że nie zauważy, że przyniesiona wczoraj przez ciotkę UpiorniePiszczącaIWściekleBłyskającaPoOczach machina dziś już w przyrodzie nie występuje. Gorzej, jak rozum już swój ma. Nie wydrzecie przecie (dym-dyRYM-dym) dziecku cukierka.

No i tu, jako rodzice mający pewne założenia dotyczące opieki i wychowania* Progenitury, mamy klops.

Bo nie każdy, działający w dobrej wierze, darczyńca musi mieć rozeznanie w naszych (tu jeden z moich ulubionych ostatnio cytatów) "teoriach srutu-tutu". A są i tacy podstępnicy, co teorie owe bojkotują i w %^^$#@ mają.

I teraz pytanie: czy jako rodzice mamy prawo oczekiwać od otoczenia WSPARCIA w naszych działaniach rodzicielskich? I oczekiwać od owego otoczenia SZACUNKU dla naszych decyzji?

Przypuszczam, że owszem.

Dlatego, Kochani, Cudowni i Wspaniali, Wujowie, Ciotki, Babki i Kuzynki, Rodzeni i Przyszywani, Krewni i Znajomi, Wszyscy Wy, którzy będziecie odwiedzać Aurorę w Dni Dziecka, chrzciny, urodziny, Boże Narodzenia, WielkieNoce, Zające, Mikołaje, rocznice rewolucji październikowej i w innych okolicznościach - jeśli chcecie obdarować ją czymś więcej, niż swoją najcenniejszą obecnością - pokornie prosimy!

Niech to nie będą słodycze, ani nic z solą.
Niech to nie zawiera E, polepszaczy, aromatów, barwników i innych "cudowności".
Jeśli zabawka, to może coś stąd? (hasło: pumpernikiel)

Albo przyjdźcie po prostu z uśmiechem, dobrze?


* Jestem wprawdzie w trakcie czytania "Dziecka z bliska" i teoria, że wychowanie mija się z celem, i w zasadzie jest psu na budę, w pełni trafia mi do przekonania, ale jakbym napisała o "organizacji środowiska dziecka" (tak sobie wymyśliłam) to nikt by raczej nie zrozumiał.
Pin It Now!

poniedziałek, 28 maja 2012

A my tańczymy we trójkę

Dzięki Dziewczęta. Na Platanach powtórka :)
Pin It Now!

sobota, 26 maja 2012

Pierwszy prezent na Dzień Matki :)

A piratki mają statki!




Fikołki-Miziołki



Co piszczy w trawie...





To ja już pójdę.

Na plecach

Pin It Now!

Mamy moc

 Wszystkim Mamom czytającym, a zwłaszcza mojej własnej wszystkiego cudownego :)
No, nie mogło się obejść bez kwiatów, prawda? ;)

Pin It Now!

środa, 23 maja 2012

Chabazioexpress

  • Bujać się na czworakach jest fajnie i fajniej.
  • Lewa, górna dwójka w natarciu (tak nam się zdaje) hektolitry śliny i czasem (rzadko) obudzenie z płaczem w środku nocy.
  • Wielki spęd kangurowy na Błoniach i sesja zdjęciowa - efekty - jak tylko dostanę. Spotkaliśmy starych znajomych i nowych. Było zacnie :)
  • Inko zasypane zleceniami.
  • Robię zaproszenia na Chrzest.
  • Butelka z wodą najlepszą zabawką na świecie.
  • Platany już tuż. Będziemy podwójnie - kangurowo i wikińsko.
  • Dziecko chyba zaczyna trawić coś więcej niż mleko. I nawet nie pytajcie skąd te przypuszczenia.
  • MOTAM NA PLECACH!!! Bosssssko!
  • Leżenie gołym brzuszkiem na trawie (no bo z maty trzeba było spełznąć obowiązkowo!) zakończyło się jakąś wysypką. Ale już zniknęła.
  • Opinie różnych ciotek: - (ciotka I) "Jaka ona słodka, drobniutka, szczuplutka taka, delikatna!" - (ciotka II) "Jaka ona fajna, pulpaśna, jakie ma pyzate policzki!". Taaaaaaaa...
  • Guziki są fascynujące. Muszę zrobić parę zabawek w stylu Montessori :D
Doklejka:
mleczyk - mniam!


Pin It Now!

niedziela, 20 maja 2012

O rodzicielstwie i o dziecku, i o wielu ciekawych sprawach

No i nie poszłyśmy, bo Dzibdzioł mały dostał po szczepieniu gorączki lekkiej i ostałyśmy byłyśmy się w domu. Tatko jeno był i  sypał iskrami na gołych studentów w fontannie. Nie ma to jak Juwenalia ;)

Flashmob vol.2 udał się znakomicie (w trakcie pierwszej edycji Centrum tak puściło muzykę, że nic nie było słychać.), podobnie jak radiowy debiut Aurory (materiały wkrótce).
Dziecię po wejściu do studia obejrzało dokładnie wszystko dookoła od mikrofonu począwszy, pogawędziło z obiema Paniami Redaktorkami, posiedziało grzecznie w chuście, żeby... Zacząć stanowczo domagać się posiłku właśnie, kiedy weszliśmy na antenę... Zdążyłam odpowiedzieć na jedno pytanie, po czym musiałam się odmotać i nakarmić :D Całe szczęście na pozostałe odpowiadała MamaHani :D

Za to przedwczoraj  Tatko celebrował wzmożony kontakt z Córą, a Matka wyżywała się towarzysko. Na zaproszenie szczecińskiego Klubu Kangura przyjechała bowiem do Miasta Agnieszka Stein. W ramach promocji swojej nowej książki "Dziecko z bliska"
 
prowadziła warsztaty na temat kształtowania poczucia własnej wartości. Z warsztatów owych wyszłam szczęśliwa niezmiernie, gdyż jak się okazało - różnej maści przemyślenia i domniemania, które snułam na własny, Męża i (zwłaszcza) Córki użytek o rodzicielstwie bliskości, okazały się mieć sens :D A także bogatsza o książkę z autografem :D W tej chwili kartkuje ją Córka. Jak sama znajdę moment na przeczytanie - to opiszę.

Wróciłam do domu, nakarmiłam głodomOrkę, utuliłam Małżonka, po czym... zostawiwszy zapas mleka porzuciłam ich ponownie, by udać się na "kawę" z Literatką ;)
Pani Agnieszka (Agnieszka :D) okazała się być bardzo sympatyczną, bezpretensjonalną postacią. Szalenie ujęło mnie, kiedy na niektóre z pytań odpowiadała po prostu "Nie wiem", zwyczajnie, bez tłumaczenia, czy udawania. Cudowne. Miło spędziło nam się późny wieczór. Dzięki Agnieszko :)

Wczoraj kolejny przejaw TataPower widzieliśmy na basenie. Na osiem par pojawiły się jedynie trzy mamy - cała reszta to ojcowie (w tym prywatny Aurorowy). Ha! W związku z basenem już niedługo zobaczycie zdjęcia podwodnej Orki :D

 Misiata Misiatka rozkłada mnie na łopatki przyspieszonym ostatnio rozwojem. Ja wiem, że każda matka tak pisze, ale Ona naprawdę NAPRAWDĘ co dzień wymyśla coś nowego.
Do przodu nadal pełza najwyżej przypadkiem i kilka centymetrów, za to permanentnie SprintOrka przybiera raczkową pozycję startową, a dwa razy złapałam ją już na przedbiegowym kiwaniu. Chwyta się za stopy, przyciąga je do twarzy i ogląda paluszki. Pije nie tylko z kapka, ale i z normalnego kubka (sama się nauczyła. Najpierw nabierała wodę łapką, a potem przyssała się do brzegu :D), a nawet ze zwykłej butelki, z gwinta. Ha! Tłumy szaleją ;)

A to (także wczorajszy) kolejny hit sezonu:
Tata włożył plecak

...albo raczej W plecak ;)

Zmęczeni po spacerze - padli jak stali.

Teraz moja kolej...
Pin It Now!

wtorek, 15 maja 2012

Pijąca imprezowiczka

Imprezowało się w łikend. Było się na urodzinach ciotecznego Ory Brata i imieninach ciotecznej Siostry w jednym. Radośnie, radośnie :)
Jest to fakt godny upamiętnienia również dlatego, że z tej podwójnej okazji Misiatka została odziana (przepięknie) w irlandzką kiecunię od Ciotki Małgośki, do której w końcu dorosła. Zdjęcia opublikujemy jak Ciocia Marlena się podzieli (bo sami, łosie, nie zrobiliśmy).

Tego samego dnia postanowiliśmy  ramach eksperymentu zapoznać Córkę naszą z trzystusześdziesieciostopniowym kubasem. Wygląda ustrojstwo następująco:
(jak mu przekręcić do góry trzymadełka, to wygląda jak wiking w wersji wagnerowskiej ;) )

Dostali byliśmy takowy na brzuszkowe (na własne zamówienie).
Dziewczę zmierzyło machinę bystrym spojrzeniem. Najpierw usiłowało brzeg złapać dziobem otwartym, jak do piersi, ale załapawszy, że tak, to "seneda" - przyssało się do brzegu i dotąd ciągnie jak smok (wodę oczywiście i tylko wodę, niskozmineralizowaną, niegazowaną, bez nadmiaru sodu, a co :D).

Dodatkowo spuchliśmy z dumy (no w każdym razie ja spuchłam), bo tego samego dnia była u nas mężowa Kuzynka (ciotka wujeczna :D), która ma rocznego synka i synek ów z kubkami z dzióbkami nie radzi sobie jeszcze, i w szoku była, jak Dydłonia naszego w akcji ujrzała. Niskie to, niskie, ja wiem, ale co na to mogę, hę?

A dziś skłuć daliśmy Tobołka maleńkiego drugą serią szczepionek. Zastrajkowałam i uświadomiłam Męża, że bez niego, to ja nie idę, mowy nie ma, a decyzja ma (jak większość) okazała się jedynie słuszna. Bambetlątko w rękach Tatki, kłute bezlitośnie w udka, trochę wprawdzie pochlipało, ale krótko i nieintensywnie. Dzielne było ogromnie, a ja nie zeszłam na zawał. Pani Pielęgniarka pod silnym była wrażeniem (Ojca i dziecięcia. Spoko, noszę w plecaku składaną maczugę na wszelki wypadek - drżyjcie wrażliwe pielęgniarki innej profesji amatorki tego co wrrrrMOJE).

Pani Doktor (zacna niewiasta) zapytała, czy wciąż chustujemy (no ba!), gładko przełknęła informację o stosowanym przez nas BLW, zważyła (6,800 kg żywej Orki :D), zmierzyła, wyraziła zachwyt należyty i tyla. Za 6 tygodni kolejne spotkanie.

A dziś o północy wybieramy się pod budynek Starej Chemii, gdzie Inko Gni To swoim występem uświetnia rozpoczęcie szczecińskich Juwenaliów. Ja będę niańczyć, a Przemko ogniem zionie i iskrami sypnie, bo ognisty On ci jest, że strach. Ach!

Tak, jak widać po używanym przeze mnie słownictwie wiosna i laktacja pospołu dobrały mi się do mózgu. Nie poradzę nic.

Pin It Now!

piątek, 11 maja 2012

Blogowe przerzucanki

Dwie mnie namierzyły. Czemu nie :)
Zostałam zaproszona do zabawy "5 rzeczy, bez których nie wychodzisz z domu". Trzeba:

  1. Wymienić osobę, która nas zaprosiła -  AliSwiat
  2. Wymienić 5 kosmetyków, bez których nie wychodzimy z domu.
  3. Zaprosić 5 kolejnych blogerek do wspólnej zabawy.
Ostatnio nie wychodzę z domu bez:

  •  kremu przeciwsłonecznego BabyDream
  • chusteczek dopupnych Pampers Sensitive (to kosmetyk? uznajmy, że tak)
  • prasowanego pudru Joko
  • butelki mineralnej, niegazowanej (Saguaro najczęściej)
  • bezbarwnej pomadki Melisy
 A do zabawy zapraszam Kaszydło, Gusla1, Agrafkę, Idyjotkę i Igłę, która to Igła zaprosiła mnie do tagowania.

Zasady:
  • Odpowiadasz na 11 pytań przyznanych przez "Tagger" na swoim blogu.
  •  Wybierasz 11 nowych osób do tagu i wymieniasz je w swoim poście.
  •  Tworzysz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w TAGu i piszesz je w swoim TAGowym poście.
Wybaczcie, nie będę wymieniała 11 blogerek, ale jeśli ktoś zechce wziąć udział - zapraszam :D Częstujcie się moimi pytaniami.

Moje odpowiedzi na niemoje pytania:

1. Jaka była najpiękniejsza chwila w Twoim życiu?

Przychodzą mi do głowy dwie oczywiste, ale myślę, że było w moim życiu dużo więcej małych szczęść,  może nie tak spektakularnych, a cudownych. Zasadniczo wychodzę z założenia, że najpiękniejsze zawsze jest przede mną.

2. Twoim największym marzeniem jest...?

Zawsze być z moimi bliskimi. Zawsze mieć o czym marzyć.

3. Złowiłaś złotą rybkę, która obiecuje spełnić Twoje 3 życzenia. Prosisz ją o...
Zawsze być z moimi bliskimi. Zawsze mieć o czym marzyć. I może, żeby każdy czuł się kochany. Wiecie, tak na dokładkę. Nie, nie startuję w konkursie Miss Czegokolwiek ;)

4. Doba wydłuża się o 1 godzinę. Przeznaczasz ją na...?
Sen.

5. Dowiadujesz się, że koniec świata nastąpi za 24h. Jak wykorzystasz ten czas?
Tak jak planowałam, zanim się dowiedziałam, bo nie uwierzyłam.

6. Jaką książkę chciałabyś przeczytać?
Każdą. No, po za tymi nudnymi i głupimi.

7. Najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłaś było...
Urodzenie się.

8. Twoim ulubionym kwiatem jest...?
Konwalia.

9. Piosenka, która wywołuje u Ciebie największe emocje to...? Odpowiedź uzasadnij.
Muzyka generalnie mocno na mnie działa, ale nie mam ulubionej piosenki. Z powodów sentymentalnych sympatią darzę "Wiara, nadzieja, miłość" Kasprzyckiego i "Bonny Portmore" Loreeny McKennitt, ale nie mogłabym powiedzieć, że to akurat one.

10. Najbardziej lubisz...?
Życie, Przemka i Aurorę, nie koniecznie w tej kolejności.

11. Ulubiona pora roku to...? Dlaczego?
Kiedyś powiedziałbym, że wszystkie, teraz - lato. Bo jest ciepło i nie trzeba nosić tylu ciuchów.

Moje pytania na Wasze odpowiedzi:
  1. Czemu trawa po deszczu tak pachnie, że nie wiem? 
  2. Jak gwiazdy wchodzą do snów? I czy, kiedy topią się w winie/miodzie, to się rozpuszczają, czy opadają na dno?
  3. Po co są słowa? (Tylko własnymi słowami proszę).
  4. Czym się różni krokodyl i dlaczego ogórek nie śpiewa?
  5. Gdzie się podziały Wasze daktyle?
  6. Dokąd tupta nocą jeż?
  7. Czy kiedykolwiek udało Ci się zmienić coś w sobie? Ale nie ściemniaj.
  8. Dlaczego blogujesz (:D)
  9. Czy jesteś szczęśliwa?
  10. Pasja poruszająca Twoje serce i wyzwalająca kreatywność to:...
  11. Czemu jestem cudowna?
Pin It Now!

czwartek, 10 maja 2012

Kanapka z Dzieckiem, jedzenie na mieście i jaszczurcze dekonstrukcje

Dziś będzie kulinarnie!
Jak zrobić kanapkę z Dzieckiem?
Bierzemy jednego średnio śpiącego Męża, jedno głodne Dziecko i jedną Matkę karmiącą.
Układamy Męża na boczku (jego własnym, czasem podwędzanym, może kiedyś sparzonym). Dziecko też na boczku (tym samym, parę razy muśniętym dymem), pleckami do Tatki. Paszczę rozwartą Dziecięcia faszerujemy matczyną piersią (Matka ułożona także na boczku przeciwległym do boczków Męża i Dziecia).
Voila!
Kanapka taka być może nie nasyci Waszych żołądków (no, z wyjątkiem dziecięcego), ale dusze upasie jak nieboskie stworzenia i radości dostarczy ogromnej.
Bon apetit!

Aurora zaliczyła ostatnio pierwsze (niemleczne) jedzenie na mieście.
Nie jesteśmy ekologiczni. Mamy trochę eko-zwyczajów, ale bez ortodoksji. I choć śmiecioburgery wszelkiej maści mamy w pogardzie, nie nęcą nas parówy w bułce, to tak, PRZYZNAJEMY, że Przemka ciągnie czasem do smażonego drobiu w panierze, i wtrząchniemy niekiedy kebeba.
Ostatnio skusił nas podczas zakupów taki berliński.
Jako, że obecnie jedzenie czegoś przy Córze i niepodzielenie się skutkuje wrzaskiem wściekłości - poprosiłam Uprzejmą Panią Ekspedientkę o ogórka w słupkach. Którego otrzymałam. I tak ja pożerałam sobie baraninkę z zieleninką, oliwkami i fetą w tortilli, Przemko w bułce, a Córka wcinała ogórka, zadowolona jak niewiem. I ku radosze gawiedzi :D Miło i kulturalnie, i nie nabrudziliśmy nawet :D Uwielbiam BLW!

Córka-jaszczurka pełza już do tyłu całkiem sprawnie, a jej ulubioną rozrywką stało się machanie językiem jaszczurczą modą. Ma spiczasty taki i zabawny niezmiernie. Oprócz tego dziką radość sprawia Orce-dekonstruktorce dekonstruowanie wszystkiego. Wywracanie, rwanie na strzępy, rozsypywanie - rewelka :D

Przemkowy urlop w pełni, więc nieco się byczymy, a w sobotę zapraszamy do Galaxy na flashmoba.
Pin It Now!

poniedziałek, 7 maja 2012

(Nie)Leży i pachnie oraz kuchnia i plan działań najbliższych

Aurora ma swoje pierwsze pachnidło :D

Nie, nie zwariowałam jeszcze, żeby niemowlęciu kupować perfumy. Uważam, że dzieci najpiękniej pachną same z siebie, a gadżety w stylu lakierów do paznokci i cieni dla małych dziewczynek wywołują u mnie chęć natychmiastowej ucieczki.

Poprostu szukałam bezpiecznego środka antykomarowego. A że nie mogłam znaleźć informacji na ten temat - zdecydowałam się na olejki eteryczne. A konkretnie herbaciany i goździkowy. I dziecko pachnie teraz jak grzaniec z zieloną herbatą ;) Mrrrrrrrrrrr...

Z maleńkiego Tobołka, który tylko leżał i od czasu do czasu zamajtał kończynami, wyrosło całkiem pokaźne Bambetlątko (7 kilo z hakiem), które nie tylko potrafi stylem turlaczym pokonać całą połać materaca lub pół pokoju, nie tylko kręci się na brzuchu jak chce, ale zaczyna pełzać do tyłu, a nawet (!!!) zaszokowała ostatnio Macierz swoją przyjmując pozycję "na czworaka". Nieustanny progres! O tiritondze, którą je Gżdacz możecie przeczytać w Wiedźmieniu. Dodajemy coraz to nowe conieca do menu. A one są pożerane.

Napotkaliśmy już pierwsze protesty otoczenia wobec naszej koncepcji żywienia Dziecia. Jedna babcia chciała Orkę karmić słodkim herbatnikiem, dziadek - wafelkiem w czekoladzie, a od drugiej babci dowiedzieliśmy się, że nie podając dziecku cukru (do roku conajmniej) robimy mu krzywdę. Taaaaaa... Prababcię zaszokowaliśmy informacją, że Dzidzioł nie będzie pił soków, tylko wodę. Jednak póki co, to właśnie ona (Prababcia) wydaje się najbardziej reformowalna.

Już w sobotę robimy flashmoba chustowo-tanecznego. 13.00, główny hol "Galaxy" - zapraszamy!

Trening ;)

Hird i Kangury wybierają się na Platany. W perspektywie jest Wolin i "Dziady", i nowy spektakl Inko Gni To. Inko wystąpi na Szczecińskich Juwenaliach. Kupa roboty, a w domu zaczynamy kolejną odsłonę remontu. Tym razem kuchniowo-łazienkową. Horror! A, żeby jeszcze coś się działo - obsiewamy działkę. Chrzciny za pasem :D.
Uwielbiam!

Aha! Zaliczyliśmy już pierwszy epizod ksztuszenia z odruchem. Daliśmy radę :D
Pin It Now!

piątek, 4 maja 2012

Wampirka bez zębów

Lecimy dalej: pieczony ziemniaczek (z tymiankiem i oliwą i skórką, żeby utrzymać było łatwiej - hicior bezapelacyjny!), zielony ogóras, wieprzowinka, kaszka z bananem, avokado - proszę bardzo ;)

A dwa dni temu byłyśmy sobie na placu zabaw. Zabrałam jabło w celu jego konsumpcji tamże. (sądziłam - o święta naiwności - że Dziecię moje usatysfakcjonuje standardowa, mleczna przekąska). Nadgryzłam i w przypływie szaleństwa zaproponowałam kawałek Progeniturze, podsuwając pod nos. Progenitura wykonała koncertowy chaps a'la niedźwiedziczka i wpiła się bezzębnymi dziąsłami swemi. Zassała. Zaciamkała. I dalej dziamkolić na całego. Wszelkie próby odsunięcia jabła od małej japki skutkowały pomrukami, a następnie krzykami oburzenia i protestu. W związku z czym Matka przez dobrych dziesięć minut spacerowała po parku, trzymając w łapie nadgryzione jabło tak, by zachustowana jabłczana wampirka miała je w zasięgu paszczy.
Po wyssaniu z ofiary wszystkich soków i wszelkiego smaku dziecię uprzejmie podziękowało za jabło i kulturalnie poprosiło o przekąskę standardową.

Ale to jeszcze nie koniec.

Dziś w ramach obchodów konstytucyjnych wybrali byliśmy się na działkę. Grill odpalony został przez ojca rodziny (sport narodowy, nowy podobno). Same pyszności i przysmaki. Upiekło się, co miało się upiec, więc jemy. Dziecię szamie zielonego ogóra (żadne tam łał, ale żuje). Tatko i Mamcia wcinają grzanki z serem (kozi pleśniak łamany przez żółty) - wrzask protestu. Dziewczę też chce! Ser z mleka jest i sól ma, więc podzielić się nie można. Tatko proponuje kawałeczek wieprzka z grila. Dziewczę przyswoiło, podumało w skupieniu nad nowym smakiem i teksturą. I podziękowało za więcej. Avokado? Memłało się fajnie, ale nie za długo. I krzyk. Chlebek nie, ogór nie ale jeść woła (i to nie o mleko). Aż Mama popędziła do koszyka i wydobyła jabło. Dziecię wpiło się radośnie i wysysało do upojenia.

Jabłkoholiczka!

Wczoraj w nocy mieliśmy za to pierwszą sesję bolesnego ząbkowania. Spłakało się Dziecię ogromnie, dotknąć w paszczę nie dało, ani ssać nie mogło, ani ciamkać schłodzonego gryzaka (ani jabłunia), ani na masaż rumiankiem zezwolić nie chciało. Kiedy już rozważałam wysłanie Przemka po środki przeciwbólowe - dało mu się ululać i przespało resztę nocy, a rankiem było znów radosne i kwitnącę.

A Przemkowi zaczyna się dłuuuuugaśny urlop, tralalalalala :D:D:D
Pin It Now!

środa, 2 maja 2012

Bierz Lub Wyrzuć! i odurzenie

Tatki nie było, a Dziecko tęskniło.
Na basenie z Mamcią rozglądało się za Nim i popłakiwało. W nocy chlipało przez sen, póki Mama poduszki Tatą pachnącej nie zapodała. Wtedy nos wtuliło i już spało spokojnie.
Rzec by się chciało: "Tatko nie wraca ranki, wieczory,
we łzach go czekam i trwodze..." (Kto wie skąd to i czyje? Jam po dziadku skażona dziedzicznie, nie mogę nie wiedzieć.)

Ale w końcu wrócił był. No i był bal!

Gdyż albowiem Dzidzioł wkroczył w poważny wiek sześciu miesięcy. Pół roku - uwierzycie? Wyjątkowo długie i intensywne pół roku Matki Skromnym Zdaniem. I cudowne absolutnie, nie da się ukryć :D.

Z tej okazji Orka GłodomOrka została po raz pierwszy zaproszona do stołu nie w charakterze biernego obserwatora, a jaknajbardziej aktywnego pożeracza. Dokonało się to na kolanach Tatki, pod czujnym okiem Mamci i w asyście CiotKaszydła.


W karcie znajdowały się: kaszka jaglana z wody oraz jabłunio, marchewka, cukinka i buraczek na parze.
Wykwintne owo danie zostało potraktowane należycie, a mianowicie - obejrzane, pomacane, pomemłane, pociamkane i częściowo wyplute i rozsmarowane, a częściowo (widzieliśmy dowody niezbite nazajutrz) - połknięte.

Drugi obiadek to zdekonstruowany barszczyk (paluchowate kawałki indyka, buraka, ziemniaka, pietruszki i fasolka szparagowa wyłowione z zupy, oraz łyżeczka płynu zapodana przez Mamę).

Dziś na śniadanko było jabło, grucha i chlebek z masełkiem. A na obiad brokuł i fasolka.

Szalejemy!

Było mniej bałaganiarsko, niż sądziłam. Wprawdzie brokuł był nawet na czole, kawałki pietruszki znalazły się na maminej twarzy, a cukinia okazała się świetnym pociskiem balistycznym stół-podłoga, ale po za tym - pełna kultura :D

Co do akcesoriów. Śliniaki z rękawami i jeden z rynienką (znanej marki, za grosze nówka z drugoręczniaka) nabyliśmy już dawno, ale tuż przed pierwszym obżarstwem przypomnieliśmy sobie, że nie kupiliśmy tacki. Następnego dnia odbyliśmy więc pielgrzymkę do jaskini występku (sklep wielkopowierzchniowy) celem posiąścia ówtej. Jednaowoż okazało się, że dostępne wzornictwo nie do końca odpowiada naszym gustom. Już mieliśmy podążyć do kasy z wyrobem nie całkiem nas satysfakcjonującym, kiedy w oko wpadł nam twór wspaniały, z naturalnego tworzywa (drewno), z obrzeżem z trzech stron, utrudniającym rozrzucanie, jedną stroną otwartą umożliwiającą łatwy dostęp do zawartości i zagiętym rantem utrudniającym (że uniemożliwiającym, to się nie łudzimy) wywalenie wszystkiego do góry nogami.

Jak się na pewno domyślacie była to... stolnica! Polecam naprawdę. Jest stworzona do BLW.

W ogóle BLW to mój kolejny ulubiony nurt rodzicielski. Łatwe, przyjemne, bezstresowe dla obu stron i dostarczające kupę radości. Tzn. z tym bezstresowym, to podobno akcje z krztuszeniem niektórych wykańczają. Aurora parę razy krztusiła się własną śliną, ale jej to nie zaszkodziło, więc mam nadzieję, że przetrwamy. Na razie, jako się rzekło, żuła ładnie i łykała nawet, co podobno na początku nie zawsze się zdarza.

A dziś na działce Dzieć spojrzał z daleka na Tatkę i rzucił od niechcenia "Etatata" i wrócił do swoich zajęć.
A Tatko tego nie słyszał, bo kosił trawę.

A teraz jest burza i zapach powietrza wpadającego przez otwarte okno odurza totalnie. I przepięknie na blaszanym dachu, na którym w dzień wygrzewał się kot, bębni ulewa i grzmot. I dwa sny się snują tuż obok mojego odurzenia, mniejszy jeden, a większy drugi. A w dzień czekoladą pachniała dzielnica i przypomniało mi się jak świetnie, jak kapitalnie w Tym Mieście mieszkać. I wdzięczność za rzeczy wiele mnie przepełnia, a żal, który był (a był) wypalił się białym ogniem do cna, że nawet popiołów. I słucham deszczu i snów dwóch, co się śnią pięknie tak. I splatają tak z deszczem, i w powietrzu snują, że prawie, że niemal dotknąć możesz, prawie zobaczyć, kruche jak wiosenna zieleń bukowych listków i lipowych serc.

A dobranoc i Wam :)
Pin It Now!