środa, 27 czerwca 2012

Miejsce kobiety

Na szpicy.

Agrrrrrrrrrrrrrrrr!!!

I tak cię dorrrrrwę :D
Fajrant!
Gwiazda wszystkich obiektywów
 
Kiedy wkraczałam w świat rekonstrukcji historycznej miałam solidne obawy,  jak ze swoim charakterem poradzę sobie w odtwarzaniu kobiety, w jej ówczesnej roli i sytuacji społecznej. Wiecie, na hasła o miejscu kobiety w domu, przy garach itp. włos mi się jeży.
Nie, żebym nie lubiła garów. Od jakiegoś czasu jestem najszczęśliwszą na świecie Wiewiórką domową, z pieluchami na dokładkę ;) Ale to był WYBÓR, a nie przymus. A duch mój wojny i niepodległy... sami wiecie.

Ale.
Kiedyś marzyło mi się machanie mieczem. Marzy się wielu młodym dziewojom, z romantycznym nastawieniem i wizją gibkiej sylwetki (no, nie w moim przypadku ;) ) w powiewnym gieźle, a'la postaci z fantastycznych filmów.

Jednak wpakujcie taką nimfę błotną w przeszywkę, piętnastokilowy sweterek z drutu i metalowe wiadro na głowę, a straci nie tylko wdzięk, powiewność i urok, ale i wszelką ochotę do naparzania się ciężkim (miałam odciski na rękach po każdym treningu) żelastwem. Są wyjątki, nie przeczę, ale jakże nieliczne.

Szycie. Z łuku. Pozostaje. I tu, i kibicią można poszpanować, i bojowo się wykazać. Więc jakaś tam alternatywa jest :D.

Kobieta może wybierać w rzemiosłach - tu problemu nie ma.

Jednak.
Z racji bycia kobietą z reguły zajmujesz się kuchnią. Luz - ja to lubię. Jak już się wyzwolisz, możesz zagonić do pomocy niewolnych - więc zostaje doprawianie i pokazywani palcem (gorzej jak się wszyscy wyzwolą padalce, to już tylko chochla jako ciężki argument). Ale tu zaczynasz też uczyć się sposobów. Masz np. drewno do porąbania. I masz dwie opcje. Zagrać na męskich uczuciach przedstawiając się jako słaba niewiasta i prosząc o pomoc (działa), lub wkurzając się, że nie możesz się doprosić, albo że "zaraz", i porąbać (szybciej) sama. Też działa, ale o ile mniej przyjemne :D

Władza.
No tu mamy przerąbane. Panny w ogóle mają do luftu. Chyba, że się na jakiś rodzaj kapłaństwa czy magii załapią. Mężatki mają fajnie, zwłaszcza jak mają męża "na stanowisku" (tzn. zależy pewnie, jaki to mąż). Jest on źródłem nie tylko informacji "z wyższej półki". Można, roztaczając kobiecy czar, nieco ukierunkować jego spojrzenie na różne sprawy, skłonić w interesującym nas kierunku. Można wreszcie poprosić go wprost o rzecznictwo w interesującym nas temacie.

Ten "kobiecy wpływ" nie dotyczy wyłącznie twojego mężczyzny. Z racji płci inni faceci nie traktują cię jako rywala. Więc inaczej (mniej ostrożnie?) z tobą rozmawiają. Inaczej słuchają twoich opinii, wniosków czy próśb (choćby dlatego, że faceci rzadko się o coś proszą nawzajem).

A już to co się dzieje w kobiecym kręgu, jakie tam plany i intrygi wobec niczego nieświadomych mężczyzn powstają - to już jest materiał nie tylko na magisterkę, ale na trzy doktoraty.

Poznawanie świata z tej perspektywy jest dla mnie doprawdy fascynujące.

Naturalnie zdaję sobie sprawę, że kobiety w rzeczywistości były w milion razy gorszej sytuacji. Nie jest moim zamiarem jakakolwiek forma pochwały klasycznego podziału ról, czy ubezwłasnowolnienia kobiet. Nie chciałabym tak żyć.

Ale odkrywanie, jak to funkcjonowało naprawdę mnie pasjonuje.

Zaznaczam, że nie uważam mężczyzn za łatwych do manipulowania (nie bardziej w każdym razie niż kobiety ;) ). Nie manipuluję też własnym Mężem. Ale odtwórstwo uzmysłowiło mi nieco, jak takie sytuacje musiały wyglądać. Jakich środków musiały się chwytać kobiety, żeby osiągnąć swoje cele.

Jest to trudne, często wkurzające. Ale i (na krótką metę) ma swój urok. Kiedy nie działasz metodą tarana (oj, lubię niekiedy), a powoli tkasz nici pajęczyny subtelnych powiązań, używasz sposobów delikatnych. Nie mogąc sięgnąć po władzę - musisz z konieczności szukać rozwiązań zaspokajających potrzeby jak największej liczby zainteresowanych (a w każdym razie tych, którzy decydują ;) ). Nie mogąc działać wprost, narzucać swojej opinii - musisz przekonywać.

Dziś często musimy działać "po męsku". Ale odkrycie, jak trzeba było się  nagimnastykować kiedyś, aby - będąc kobietą - osiągnąć swój cel, bardzo wzbogaca. Wyposaża (nomen-omen) w narzędzia zapomniane, a wciąż działające. Po które niekiedy naprawdę warto sięgać.

I niech mnie Kazia Sz. zlinczuje, ale ja niekiedy naprawdę:


Pin It Now!

3 komentarze:

  1. Ja to bym sobie mieczykiem pomachała :D

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne te wasze reko :D zazdroszczę :)
    fajnie postrzelać sobie z łuku :D ciekawe czy bym umiała ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam zawsze chciałam z łuku. To wszystko pewnie przez te elfy, którymi mnie tatuś faszerował od przedszkola za pomocą Hobbita. :D A tak w ogóle, to jak byłam na początku podstawówki, to napisałam list do Smauga, zaadresowałam go oczywiście na Samotną Górę, przylepiłam znaczek i wysłałam. Nigdy nie dostałam odpowiedzi... Ale głęboki sentyment do smoków mi pozostał. Już się nie mogę doczekać grudnia. A jak mi skopią Smauga, to się na nich obrażę do końca życia.
    I chciałam powiedzieć, że dobrze mi na tym blogu. Ciepło, jak w domu. Przycupnę tu sobie na dłużej, jeśli można.

    OdpowiedzUsuń