Podobno, żeby się rozwijać, powinno się zmieniać stanowisko pracy co pięć lat. Minęło trochę więcej, odkąd założyłam Inko Gni To, i doszłam do wniosku, że czas na zmiany. Złożyłam funkcje kierownicze i menadżerskie (starą, harcerską metodą, doskonałą następczynię wychowałam sobie znacznie wcześniej). Nie twierdzę, że za jakiś czas nie powrócę do zespołu, ale jeśli, to już wyłącznie jako reżysessa ( ;) ) i performerka, nie na funkcje kierownicze. Odechciało mi (Nam :) ) się logistyki, zarządzania i tym podobnych, wypaliliśmy (nomen omen) się nieco. Nie znaczy to, że nie będziemy brać udziału w pojedynczych pokazach, czy organizować kameralnych, okazjonalnych występów. Przygotujemy też jeszcze kolejne "Dziady". Ale zasadniczo stopujemy nieco.
Podjęliśmy też kilka innych decyzji, ale o tym w sierpniu dopiero.
Zrobiła się niesamowicie interaktywna i to nie tylko w kontaktach z nami. Czasami zagapiamy się w Nią jak sroki w gnat i nie możemy nadziwić. To naprawdę Ty siedziałaś we mnie? To naprawdę My - pół na pół? Naprawdę wolno Nam być Jej rodzicami? Niezwykłe :)
Kolejne punkty do (ośmiomiesięcznego już!) Curriculum Vitae (jak się kiedyś poprawnie pisało o - przepraszam za wyrażenie - cefałce):
naprzemienne stawianie rąk i nóg
wspinanie się na cobądź (poduszki, kołdry, dowolne, aktualnie dostępne części Mamy i/lub Taty, Ciotki, Wuja, półki w komodzie, krzesło na kółkach, kanapy, fotelik samochodowy - hicior, fotel u Prababci, biurko, piłka do ćwiczeń, sterta prania, którą Mama właśnie składa, koszyk z orzechami, kosz do spania)
komunikacja niewerbalna na poziomie światowym, również z obcymi (Babci pokazać, ze się chce pić z kubeczka, obcej Pani-W-Sklepie, że ma natychmiast podać dziecku trzymany w ręku chleb w kolorowej folii, Wujowi, że się lubi jak robi "świnkę", Ciotce, że ma się natychmiast podzielić tym, co właśnie je.) Betka.
gadanie do siebie i innych (z uwzględnieniem nawrzucania), śpiewanie z Mamą, włączanie się w dyskusje z zupełnie poważnym wyrazem twarzy
robienie porządków w komodzie i garderobie metodą "wleźć/wspiąć się, wyrzucić wszystko do czego się sięga, niekiedy zrzucając to sobie na głowę i wściec się z płaczem, bo nie sięga się wyżej, po czym zająć się czymś innym"
A na sam koniec dodam, że odkryliśmy rewelacyjną naleśnikarnię. A jeśli o naleśniki chodzi, to ja się znam i wybredna jestem. Przypadkiem, bo na trening (bardzo niezdrowo) pojechaliśmy bez śniadania, a potem do liroja-merlina mieliśmy sprawę, a TO MIEJSCE było po drodze. Niepozorne, ale schludne. Mająkrzesełka dla dzieci (! :) ). I OBŁĘDNE naleśniki. Ja zamówiłam oscypkowo-szpinakowego (małego, a objadłam się po uszy), a Przemko truskawkowego (też skubnęłam, no co) - Pyyyyyyyycha!
Naleśniki mniam mniam...
OdpowiedzUsuńMusimy postawić nasze dzieci obok siebie bo mój też flirciarz, niech ze sobą po bobasowemu flirtują :D
MOja też uwielbia flirtowac z facetami. Teraz trochę mniej, tylko się gapi jak ktoś obcy, ale znajomy facet to zawsze gratka.
OdpowiedzUsuńA naleśnikarni zazdroszczę, dawno nie jadłam dobrych naleśników. :)
a ja dziś robiłam naleśniki :P i jakieś takie za pulchne wyszły :P już na początku ciasto zbyt gęste jakieś takie było :P :)
OdpowiedzUsuń