Nie, nie zmieniam wyznania. Po prostu zamówiliśmy chustę.
W tłumaczeniu na ludzki język: bardzo nośną (tzn. nadającą się do noszenia nawet cięższych dzieciaków) chustę (vel szmatę) z domieszką kaszmiru.
Po naczytaniu się (ja, Przemko dostał relację ustną) i warsztatach z Kefirą oraz "zmacaniu" jej chust (oboje) zdecydowaliśmy się na takiego właśnie szmatana :D. Wiecie, że coponiektóre potrafią kosztować jak dobry wózek? Ale cudne są i wspaniałe! Coby było oszczędniej i bardziej ekologicznie (dobra, przede wszystkim oszczędniej) - zalogowałam się na forum chustowe i nabyliśmy chustacza z drugiej ręki.
A po wczorajszych warsztatach (przez Lenny Lamb)
Ciotka też się przyucza :D |
Mówiłam już, że jak Młoda podrośnie (czyli jak nabędziemy nieco doświadczenia) - to wybieramy się na szkolenie dla doradców? I że to pomysł Przemka? Nie? No to mówię :D
W ogóle robimy się maniakami chustowymi, co odkryła nawet wczorajsza prowadząca. Uważajcie, to zaraźliwe.
No a ja chyba napiszę list do św. Mikołaja, z listą chust (ranyyyyy, jakie one są piękne), które są mi niezbędnie konieczne do szczęścia ;).
P.S. Ha! Wygrałam u Żyrafy broszkę :D Milusio :D Pin It Now!
To miło ja mam 3 i każda się przydaje, choć Ola jedna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNam chusta nie podchodzi (co jakiś czas próbujemy) no i neurolog nadal zabrania =(
OdpowiedzUsuńOstatnio wcięło mi u Ciebie mó komenntarz, ale cóż, nie będę się obrażać ;)
OdpowiedzUsuńJa też już w ciązy wiedziałam, że chusta - to jest to! Marzyłam o tym, kiedy zamotam się z Brombą. Tyle, ze ja szukałam jednaj, maksymalnie uniwersalnej chusty. Gwarantuję, że 100 razy bardziej się zakochasz, jak Ora w chuście uśnie :)
Chusta rulez :)
OdpowiedzUsuń