piątek, 10 grudnia 2010

Rosół z Domowej Kury

"Lubię być kurą domową
Do pralki wrzucić problem wraz z głową
Pralka pierze, ja nie wierzę w nic
Słodko jest nie myśleć o niczym
Się zgubić we własnej spódnicy
Kochanie robię pranie...

Rosół z siebie robię
I podaję tobie
Wprost do ust
Mój niedzielny biust

Filety z twojej kobiety
Rosół z domowej kury
A na deser chmury

Jestem kura nioska
I kura beztroska
Zamiast jajek znoszę kilka bajek
Z głupich myśli się obieram
Do rosołu się rozbieram
Zrzucam pierze i nie wierzę w nic

Chcę być twoją kurką
Niedzielnym obiadkiem
Kuchennym fartuszkiem
Twoim cackiem z dziurką"
Maria Peszek

Gdyby jeszcze parę lat temu ktoś mi powiedział, że będę uwielbiać taką piosenkę to wyśmiałabym go do łez i na lewą stronę. A uwielbiam. I nie zmieniając nic we własnych feministycznych poglądach - uwielbiam być domową kurą. Tzn., bez obsesji. Nienawidzę odkurzać, a na myśl o zmywaniu dostaję wysypki, ale tak poza tym - uwielbiam.

Te wszystkie powtarzalne czynności (wykonywane z umiarem naturalnie, nie piszę tu o zatyraniu się do padnięcia na kurzy dziób!) pozwalają mi nabrać dystansu do paranoi świata "pozadomowego", odciąć się od wyścigu szczurów, chorych ambicji i udowadniania wszystkim przez wszystkich, że cokolwiek. A ja nie muszę! A mi jest dobrze w kuchni. Tam się świetnie myśli. A już gotowanie to dla mnie rodzaj medytacji. Pomijając fakt, że pełnym inwencji artystą można być w każdej dziedzinie :D A artysta kulinarny szybciej zostanie doceniony niż malarz :D:D:D

Tak całkiem serio - nie wyobrażam sobie ograniczenia życia wyłącznie do spraw "okołodomowych" i Boże broń, nikogo do tego nie namawiam (chyba, że sam chce). Ale powoli zaczyna mnie wkurzać to ględzenie, że robienie kariery i wielkich pieniędzy to rzecz niezbędna do szczęścia (obojętnie - kobiecie, czy mężczyźnie). A jak nie chcą? A jak im wygodniej w kapciach?

A ja uwielbiam kuchnię.
A ja uwielbiam włóczenie po lesie i górach.
I uwielbiam użeranie z różnymi urzędnikami, który za cholerę nie rozumieją idei NGO'sów.
I biznesplany też uwielbiam.
I jedno nie przeszkadza mi w drugim, trzecim, czwartym i dziesiątym.

I kto mi co zrobi? :P

Ja
Wyzwolona Kura Domowa!!!
HA!
Pin It Now!

2 komentarze:

  1. Ciesz się, że możesz robić to wszystko na raz, niektóre kobiety po prostu muszą być pełnoetatowymi gospodyniami (dużo dzieci lub mąż-pierdoła domowa) i nudzą się jak mops. Grunt to równowaga.
    Swoją szosą, nie masz czasem wrażenia, że właśnie będąc taką superaktywną bizneswoman i żoną idealną zarazem "udowadniasz, że cokolwiek"? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi daleko do "żony idealnej", czy "superaktywnej bizneswoman". Ja jestem raczej leń patentowany, który robi tyle i o ile mu się zachce.

    I robi głównie dla siebie (czaaaasem dla najbliższego otoczenia). "Na pokaz" i dla "udowadniania" mi się nie chce. No chyba, że ktoś napraaawdę mnie wkurzy. Wtedy wściekłość może ze mnie wykrzesać jakieś pokłady samodyscypliny.

    A że się cieszę, że tak mogę, to fakt niepodlegający dyskusji :)

    OdpowiedzUsuń