niedziela, 5 grudnia 2010

Małe radości.

Takie, które dobrze sobie sprawiać. Od czasu do czasu. Albo i często. Zwłaszcza, kiedy zimno i mroczno. Herbatka ze znajomymi (cynamonowa, mrrr...). Obrzucanie się śniegiem. Leniuchowanie w łóżku do... (ej, nieee, nie przyznamy się Wam do której).

Alibo świeżo otwarty (przez mojego cudownego małżonka :*) słoik pachnącego latem i słońcem dżemu własnej roboty, z własnych truskawek i niewłasnego, wyszabrowanego jaśminu. I zjedzenie tegoż na kanapce z twarożkiem. Burżujstwo i rozpusta.

:)

Mrrr, mrrrrrrr... :)

 Ostatnio chodzi za mną moja ulubiona śniegowa mruczanka:

"Im bardziej pada śnieg,
      Bim – bom
Im bardziej prószy śnieg,
      Bim – bom
Tym bardziej sypie śnieg
      Bim – bom
Jak biały puch z poduszki.

I nie wie zwierz ni człek,
      Bim – bom
Choć żyłby cały wiek,
      Bim – bom
kiedy tak pada śnieg,
      Bim – bom
Jak marzną mi paluszki."

A z innych inności: Kaszydłu wyleciała rzepka (z kolana, nie z grządki) i ma nogę w szynie. Hird robi w Słowianinie mikołajki, Inko nawiązuje romans z Uniwersytetem Szczecińskim oraz szykuje Szlachetną Paczkę. Piernik dojrzewa, papryka mi zaowocowała nie dbając o porę roku, podwórkowy kot nauczył się, że czasem mu podrzucę coś do jedzenia, więc miałczy na mnie jak tylko otworzę okno (to krępujące, naprawdę) oraz obowiązkowo melduje się za każdym razem jak przez podwórko przechodzę.

Ogólnie jest radośnie. I cieplutko i domowo. Mrrrrr...
Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz