sobota, 18 grudnia 2010

No i prawie po :)

Choróbsku. Antybiotyk kończę, przetestowałam na sobie chyba wszystkie naturalne środki lecznicze (po za syropem z cebuli - nadal bleeeeeeeeeeeeeeee) poczynając od mleka z miodem (bez czosnku), przez tymiankową herbatkę, kwiat z lipy, syrop z buraka, sok z kwiatów czarnego bzu, pigwę w miodzie (słyszałam, że miód podobno podrażnia gardło - najwyraźniej nie moje :D), cytrusy w ilościach hurtowych aż po rosołek z kaszą jaglaną. Skoro przeszło, znaczy, że działają, a na pewno poprawiają samopoczucie, bo w większości są pyszne :D. Może o to właśnie chodzi :D:D:D. Po za tym polecam wełniane skarpety (takie robione na drutach), przykrywanie owcą (w formie koca :D) i męża. Ale uprzedzam, że swojego nie oddam :P

Na ostatek planuję jeszcze kogel-mogel (wybitnie dla podniebienia :D) oraz miód aloesowy na wzmocnienie.

A wyzdrowieć czas był najwyższy, bo świątecznie jesteśmy w lesie. Nie narzekam broń Boże. Nawet lubię ten lekki przedświąteczny obłęd. Lubię poszukiwanie najfajniejszych prezentów i najlepszych bakalii. Lubię pieczenie i gotowanie i celebrę związaną z tradycyjnymi potrawami (barszcz się kisi, piernik dojrzewa, wszystko w Wiedźmieniu). Lubię dekorowanie, przystrajanie, wycinanie i wszelkie artystyczne ręczne roboty. Familia co roku dostaje ode mnie oprócz "komercyjnych" prezenty "hand-made" - jadalne i niejadalne :).

Dzisiaj jedziemy po ostatnie przedświąteczne zakupy (no, praaaawie) i do roboty.
Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz