poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jestem sobie OgRodniczkA, a także kOpaRkA, data i zabawki mamy i Córki

Tyle, tyle, tyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyle mam do opisania!!!

Dziś Aurora skończyła półtora roku.
Naprawdę to było tak niedawno? Tylko tyle? Półtora roku temu spojrzałam w TE oczy po raz pierwszy. Poczułam maleńkie ciałko na swojej szyi. A wydaje się, że to cała wieczność. Truizmy, truizmy, ale odkrywane na własnej skórze zupełnie inaczej brzmią :)

Wiosna przyszła i korzystamy z niej w pełni. Ogrodujemy się i werandujemy intensywnie. Dzidziołowy plan nocowania pod krzakiem zbliża się do realizacji ;)
Obiadujemy ostatnio niemal wyłącznie pod gołym niebem. Wiadomo, że tak najlepiej smakuje. Zwłaszcza zupka!

Pisałam już, że ku mojej dzikiej radości Aurora jest zup ogromną wielbicielką. Ten stan nie dość, że się nie zmienia, to wręcz pogłębia. Zupa jest ulubionym daniem. Na obiad, śniadanie i kolację. I obowiązkowo na "ogodzie". Przepisy (krupnik z białej rzepy i zielono-różowa) już za moment tutaj ;)

 Córka nasz nieustraszoną jest eksploratorką przestrzeni. W sklepie ubraniowym galopuje w labiryncie wieszaków, nie oglądając się na mnie, sprawdzając dotykowo jakość tkanin i kokietując klientki, i sprzedawczynie. Naturalnie nie ma mowy, żeby zechciała bodaj minutę spędzić w miejscu, gdzie mogłabym Ją widzieć. W parku pędzi na wskroś bezkresnej przestrzeni trawnika, dopada piaszczystej alejki, po czym klęka nań i dalej próbuje gnać na czworaka (w tym miejscu interweniuję).
Na placu zabaw "zalicza" wszystkie atrakcje, "gada" i bawi się z innymi dziećmi. Doskonale się komunikuje (nie zawsze werbalnie).
Na spotkaniu Klubu Kangura łazi po parapecie, próbuje motać sobie lalkę prawie tak ciężką jak ona sama. Ze starszym kumplem zwiedzają sąsiednie pomieszczenie. Wracają. Kumpel prosi Przemka - "Goń nas i zjedz!" - Przemko goni. Kumpel do Ory - "Uciekajmy!" - Ora biegnie za kumplem :D
Uwielbia spacery na własnych nogach.

Uwielbia też piach. I ziemię. Zgadnijcie co jest największą atrakcją placu zabaw? Koń na sprężynie? Huśtawka? Rolki do grania w kółko i krzyżyk? Zjeżdżalnia? NIE

Piach wymiata. Można zasypać mamie nogę, kopać, grabić, przesiewać przez paluszki, wygrzebywać patyczki, piórka i inne skarby, przesypywać z foremki do wiaderka i na odwrót. No szał dziki po prostu. I pole do integracji z innymi użytkownikami przestrzeni piaszczystej. Ale o placu jeszcze będzie w kolejnej notce.

Nie mniej genialną zabawką jest ziemia w ogródku. I w doniczkach. I skrzynkach. Nasionka. Roślinki wszystkie i kwiaty.

Ogród jest miłością wielką. Przez ten niedługi wiosenny czas Młodociana OgRodniczkA zdążyła.
  • Zasiać (z moją niewielką pomocą) pachnący groszek, słonecznik, dynie ozdobną, szczypiorek, sałatę, rukolę, maciejkę, lawendę, tymianek, koperek, okrę i żyto (W donicy. Kaprys taki.)
  • Zasiać z Tatką trawę na trawniku.
  • Wysmarować, dokładnie, metodycznie i z premedytacją, królika na swojej sukience najpierw ziemią, a następnie wodą z konewki.
  • Przesadzić ze mną bratki i stokrotki. Następnie oskubywać rzeczonym stokrotkom listki, wrzucać je do pustej doniczki i przysypywać ziemią. A bratkom zrywać płatki i je grabić.
  • Próbować wyrywania wschodzącego żyta.
  • Przygotować zupę z wody, ziemi i źdźbeł trawy w pustej doniczce.
  • Zasiać (oberwane wcześniej) kulki szafirków w doniczce z bratkami.
  • Przekopać i zagrabić ziemię w donicy, w której posiałam nagietki.
  • Zjeść połowę mięty z krzaczka i jednego bratka. I troszkę ziemi przy okazji.
  • Zrobić babkę z ziemi, której nasypałam do skrzynki, celem zasiania w niej nie-pamiętam-już-czego.
  • Nauczyć się otrzepywania łapek z ziemi/piasku (Jam to, nie chwaląc się, sprawiła :D).
  • Pokochać ogródkowo-piaskowy zestaw zabawek, który Jej nabyliśmy ZWŁASZCZA konewkę. Może milion pięćset razy krążyć między ogródkiem a mną w kuchni, czy Przemkiem w łazience z okrzykiem MAMA!/TATA! i naczyniem w wyciągniętej kończynie górnej, domagając się kolejnych napełnień.
Miętka! Mniam!
Że jak to było?
Czyste albo szczęśliwe?
Tak :D
Pamiętacie daktyle?
Okra vel ketmia.
Kolendra
Sałata z rukolą
otrzepać
Miętka :D
Dosypię ziemi!
Zobacz, co znalazłam!
Siała Ora mak, nie wiedziała jak. Tata wiedział, więc powiedział, a to było tak:
A, przepraszam, to była trawa.
;) oko dla wszystkich, którym powyższe podpisy się kojarzą nielegalnie ;)
Jeszcze tam dosieję!
Sieję je, sieję je, sieję je! W sobie jedynym właściwym miejscu. Dżungla będzie, a co :D





A to jest POSIŁEK! (po ciężkiej pracy).
Jest euforyczną wielbicielką koparek w każdej postaci. Znała z książeczki. Niedawno zobaczyła w realu i zakochała się na amen. Wypatrzy wszędzie. OpeRAtorką ustrojstwa chce zostać, jak nic ;).

Raz (słownie: raz) pokazałam jej na niebie smugę kondensacyjną samolotu. Jedziemy samochodem. Pokazuje na okno - Mama! Wssssszz! Na niebie widać długą, białą linię.

Byłyśmy na ryneczku, kupowałyśmy ogórki.
- Ogór! Ogór!
- Kochanie, ale ogórka trzeba najpierw umyć, dostaniesz w domku.
- OGÓR!!!!!!!!!!!!!!
No i musiałam poprosić Panią Sprzedawczynię o umycie i przekrojenie. Do wejścia do tramwaju pożarła całego.

Ma ucho i oko wyczulone na ptaki. Rozpoznaje niektóre gatunki, naśladuje głosy.

Tańczy we własny, jedyny i niepowtarzalny sposób. Czasami chwyta mnie za ręce i kołysze się na wszystkie strony, wręcz zatacza, do wywrotki niemal, ale wszystko w rytmie. Śpiewa własne piosenki. Te w naszym wykonaniu w większości toleruje, ale są takie, których zabrania śpiewać. Potem bije sobie brawo. I egzekwuje to samo od wszystkich obecnych.

NIGDY NIE UCZONA mówi (w stosownych po temu momentach) przepraszam, proszę i dziękuję (!!!).

Namiętnie i przy każdej okazji samodzielnie pozbywa się obuwia. A w innych momentach żąda np. Włożenia Jej bluzy. A na to kurtki. A najlepiej trzech. I to nie są momenty, kiedy jest zimno.

Nosi (albo przynajmniej próbuje) naprawdę WIELKIE  przedmioty. Skrzynkę. Karton z tkaninami. Worek z ziemią. Pięciolitrową butelkę z wodą. Krzesło.

Aha, sezon na: "A temu dziecku nie zimno bez czapki?" i "Nóżki ma ściśnięte, krew nie dochodzi" uważam za otwarty.
Dla równowagi zostałam zaczepiona przez pana "pod datą", który zadał mi następujące pytanie:
- A Pani wie, że naukowcy ostatnio odkryli, że takie noszenie, to dla dziecka najzdrowsze jest?
No to sobie pogadaliśmy o tym, jak bardzo :D

- Ahahahaaaa! (Rżenie konia. Na placu zabaw są koniki na sprężynach).
- Chcesz iść na plac zabaw?
- Buju, buju!
- Huśtać się na huśtawce?
- Ka, ka, ka!
- I do kaczuszek?
- Takkkk!
- Pójdziemy jak Tatko wróci.
- Tata?
- Tak, pójdziemy z Tatą.
- Mama?
- Tak, mama też pójdzie.
- Ohka (Z prawdziwym, gardłowym "h" i paluszkiem wskazującym na własną pierś)?
- Tak, pójdzie Orka z Mamą i Tatą.
- Nionie!!!
- Dobrze, pójdziesz na nóżkach.
:D:D:D

Z moich odczuć z dni ostatnich: uwielbiam deszcz. Cudowny jest to wynalazek. Zawsze działa na mnie niezwykle kojąco i wprawia w błogostan. A już ulewa nocą, kiedy kładę się, po dłuuuugiej aż do pomarszczenia opuszków, pachnącej, gorącej kąpieli. Mrrrrrrrrrrrrrrrrrr... I słyszę szum kropel, i jeden spokojny (troszzzzkę tylko chrapiący) oddech, i jedno smakowite posapywanie.


A mój najcudowniejszy, najukochańszy i najwspanialszy Mąż sprawił mi ostatnio dwie nowe zabawki, na które od dawna miałam chrapkę (no sam też ich będzie czasem używał, ale ja zdecydowanie więcej).
Mianowicie mamy pistolet do kleju i maszynę do szycia. Uwielbiam!
Dłubię i dziergam w każdej wolnej chwili. Maszynę zdążyłam już zepsuć, Przemek naprawić, a potem znów ja - złamać igłę. Ale Przemek wymienił i szyję dalej :D I naturalnie mam projektów więcej, niż czasu na realizację. Ehhh...

Wiecie, że otaczają mnie głównie Anie i Agaty? I od jednej z Ań dostałam ostatnio bardzo wzruszający liścik, który natchnął mnie, żeby skrobać od czasu do czasu coś o różnych koncepcjach związanych z dziećmi, samorozwojem i podobnymi sprawami. Myślałam o akcji typu "środa z rozkminą" ;) ale jako siostra chaosu nie zdobędę się na taką punktualność, więc ściemniać nie będę. Spróbuję jednak co tydzień napisać jak mi się widzi to i owo.

P.S. Dziś przed zaśnięciem śpiewała: "Mama, aaa, ochana, mama, ochanie aaa". Życie jest piękne :)
Pin It Now!

2 komentarze: