Najpierw się przeraziliśmy, bo Młodej ukruszył się ząb.
Mieliśmy iść w marcu na kontrolę, ale się obie pochorowałyśmy. Ponieważ nie byłam do końca zachwycona naszą pierwszą Panią Zębolog - poprosiłam Małpią Ciotkę o namiary na kogoś zaufanego. Otrzymałam, ale kiedy zadzwoniłam okazało się, że zaufana osoba... rodzi za trzy dni. Za o poleciła mi następną zaufaną osobę. Która jednakowoż pierwszy wolny termin miała niemal za miesiąc.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przerażona, że to niemowlęca próchnica zeżarła kieł mojego Dziecięcia, i że w odstępach półgodzinnych wypadną jej teraz wszystkie (DWANAŚCIE) pozostałe rozważałam już pogotowie dentystyczne, zwłaszcza, że na dokładkę Ora była wyjątkowo spokojna, przytulna i taka "mięciutka". Jednak postanowiłam jeszcze w akcie desperacji zadzwonić do kolejnej Kangurzej Ciotki - Ani, która skąd inąd jest też Zębolożką.
Kochana Ania zaprosiła nas do się, ugościła ciachem (dokładnie takim jak lubię :D) i podeszła do Ory z taką cierpliwością, jaką sobie tylko można wymarzyć.
Sęk w tym, że kiedy Auri jest nie w humorze (była) to za nic nie chce sobie dać zajrzeć, a już zwłaszcza dłubać w paszczy. I żadne oswajanie, tłumaczenie, bajki, pokazy na misiach i inne bajery nie skutkują. Ona po prostu nie chce.
I przyznam się szczerze, że sprawy zębowe to (po za podawaniem antybiotyku) jedyna sytuacja, w której zdarza mi się godzić, a co więcej samej stosować, przemoc wobec swojego Dziecka.
Och, oczywiście najpierw tłumaczę, proszę, daję sobie dłubać w szczęce, pokazuję na krokodylach.
Ale jak nic nie działa.
Po prostu wolałabym jednak, żeby miała jakieś zęby. I żeby Jej nie bolały.
Ania znacznie mnie uspokoiła (do wizyty u naszej nowej Pani Zębolog Orce raczej nie grozi wtórne ubezzębnienie). Porozmawiałyśmy też sobie nieco o fluorze.
Bo wiecie, tu zdania są mocno podzielone.
Z jednej strony mówi się coraz szerzej o szkodliwości fluoru.
Z drugiej przekonuje, że jest on niezbędny dla zdrowia zębów.
Mamy na tym tle spory dylemat, bo Ora póki co jeszcze nie wypluwa wody przy myciu paszczęki.
Używamy do szczotkowania oleju kokosowego (wszystkich krytykantów informuję, że zaczęliśmy go stosować PO pojawieniu się próchnicy, wcześniej w robocie była sama woda) i zaczynamy rozglądać się za pierwszą jak-najbardziej-naturalną pastą.
Mam spore obawy na tym tle, bo od paru lat mam jedną-jedyną markę pasty, której mogę używać - wszystkie inne mnie uczulają.
Ania jednak polecała mi pasty z niską zawartością fluoru.
Macie jakieś doświadczenia w temacie? Porady jakieś może? Chętnie poczytam.
W sobotę, dla relaksacji, wybyli byliśmy sobie do Laguny.
Dzidzioł już poprzednio wyrażał zadowolenie z takich atrakcji, ale tym razem to było szaleństwo. Piszczała i śmiała się. W solance odpychała mnie, dając do zrozumienia, że sama woli pływać. W "rzece" zeskakiwała z progu na głęboką wodę. Zjechała z Tatką z dużej zjeżdżalni. Myślałam, że może się przestraszyć. Ale gdzie tam! Śmiała się, pokrzykiwała i żądała "jecie, jecie!". W sumie zjechała trzy razy. W basenie z falami ganiała na płyciźnie, po czym za Przemkiem rzuciła się na głęboką wodę, i gdybym Jej nie powstrzymała, to by chyba po dnie, pod powierzchnią do Niego doszła. W baseniku dziecięcym grała w piłkę ze starszymi dziewczętami (sama się wkręciła, a poziom komunikacji pozawerbalnej i siła Jej ekspresji po prostu zwalał z nóg), a także podrywała i dawała się podrywać niejakiemu Oliwierowi (!). Entuzjastycznie nabyte przez nas kółko z żółwią głową (nie jestem zwolenniczką kółek jako pomocy przy nauce pływania, to miała być jedynie zabawka) wzbudziło entuzjazm... przez jakieś pięć minut. Woda jest lepsza, a kółka są dla cieniasów ;) A w jacuzzi domagała się, żeby posadzić na brzegu, skąd machała sobie nogami w bąblach, po czym zeskakiwała do wody/na mnie/na Przemka. A gdybym Jej nie powstrzymywała, to chyba poszłaby sobie zwiedzać kompleks samopas. Jest Nieustraszonym Wodnym Stworzeniem.
Po wszystkim pożarła daktyla i pajdę chleba, zażądała mleka. Przyssała się z resztką pajdy w ręku. Na chwilę przerwała, odgryzła gryz pieczywa, przeżuła i znów się przyssała. Zakąsza ;)
Pijąc zasnęła i spała aż do domu.
(Z innych anegdot okołomlecznych: jakiś czas temu, u mojej Mamy Ora zaczęła zasypiać przy piersi właśnie, kiedy chcieliśmy się zbierać do wyjścia. Przemko zdesperowany zaczął Ją delikatnie budzić - "He-ej! To nie czas na spanie. Jedziemy do domku." Na co Córka nie otwierając oczu i ledwo-co wypuszczając z zębów sutek odparła "Mleko." i ssała dalej. Molestowana przez Babcię sztuczkę powtórzyła.)
Wczoraj zaś, po wizycie u Babć (- Ja: Jedziemy do Babci, wiesz? Ora: - Maichi!) udaliśmy (z CiotKaszydłem) się na poszukiwanie wiosny na Jasne Błonia.
Orka już od jakiegoś czasu, kiedy szliśmy do samochodu sama pokonywała odcinek drzwi mieszkania-drzwi wyjściowe z budynku. Wczoraj trzymana z dwóch stron za ręce doszła sama aż do auta.
Nie koniec na tym. Po wyjęciu z pojazdu nie miała zamiaru dać się nieść, ale zażądała postawienia na własnych, krótkich środkach transportu.
Przeszła pół długości Błoni. SAMA! Wchodziła pod górkę,schylała się, wąchała krokusy i grzebała im paluszkiem między pręcikami. Koniecznie chciała wśród nich siadać.
Po parku kręciła się dwójka ludzi, przebranych za Puchatka i Tygryska, oferująca zdjęcia (za jakąś dziką opłatą).
Aurora ujrzała. Wydała głuchy jęk zachwytu. I puściła się w pogoń. Zupełnie się na nas nie oglądając. Stanęła przy samych pluszowych łapach, nie wiedząc jak bestie ugryźć. Wzięłam Ją na ręce.
- Cieś!
Moje Dziecko (nigdy tego nie uczone, nie namawiane, ani nic) wyciągnęło rękę do żółtego monstrum.
!!!
Ganiała po trawie, błocie i żwirku. Machała do wszystkich i wołała "Pa, pa". Rzadko kiedy się na nas oglądała. Kiedy Przemko wziął Ją na ręce, żeby przenieść przez błotniste bajoro - zaraz chciała zejść.
(fotki pół na pół: nasze i Kaszydła)
Tam! |
Pogalopowała aż się kurzyło. |
Pa, pa! |
Wpadliśmy na chwilę do Tatki pracy. Na parkingu Dziewczę zarządziło przekąskę. |
Tata i krok bociana ;) |
Mamy niesamowicie dorosłe Dziecko...
Kiedy jechaliśmy jeszcze po jakieś minizakupy (nie zauważyliśmy, że opustoszała nam lodówka) Ora mruczała sobie coś pod nosem. W pewnym momencie usłyszałam:
- Mrr, mrrr, mrrr Mama kocham, mrrr, Tata kocham, mrrr, mrrrr mrrr...
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Słowa nauczył Ją Przemek, ale dotąd powtarzała jedynie po Nim, nie używała powodowana własną inwencją.
A później było jeszcze tylko po lampce wina dla rodziców i lulu ba :) Pin It Now!
Orcia przyjedź do Warszawy i u nas znajdź wiosnę!! :*
OdpowiedzUsuńByliśmy z Młodym u dobrej dentystki. Pasta Elmex dla dzieci od 1 do 6 roku życia ma taką dawkę fluoru by dziecko mogło myć zęby dwa razy dziennie nawet połykając potem wszystko, bo to oczywiste, że takie maluchy nie potrafią przepłukać buzi. Jak dziecko potrafi już dobrze wypłukać buzię spokojnie można przejść na pasty z większą zawartością fluoru. Używamy więc Elmexu i coraz lepiej idzie nam płukaniu buzi, ale jeśli Młody ucieknie mi od razu po myciu zębów i buzi nie przepłuka nie ma tragedii. Jest też Aquafresh dla dzieci, ale jej smaku Młody nie toleruje.
OdpowiedzUsuńczerwony kapturek w kwiatkach :D
OdpowiedzUsuńziajka ma fajną ziołową pastę
OdpowiedzUsuńNasze dzieci po skończeniu roku używają Elmex dla dzieci do 6 r.z.
OdpowiedzUsuńPiękne poszukiwanie wiosny :)
OdpowiedzUsuńNa pastach nie znam się biegle, ale my używamy tej, bo właśnie nie zawiera fluoru
http://www.doz.pl/apteka/p720-Nenedent_Baby_pasta_do_zebow_bez_fluoru_20_ml__szczoteczka
Pasty bez fluoru, np. Nenedent przeznaczone są dla dzieci do ok końca 1 roku życia. Nie starszych.
Usuń