wtorek, 2 kwietnia 2013

Notatka o robieniu jaj i laniu wody

A nam Wielkanocny śnieg zupełnie nie przeszkadza. W końcu "w marcu jak w garncu" i "kwiecień - plecień", wygląda więc na to, że charakter poszczególnych miesięcy wraca do normy, wbrew powszechnym rozpaczom nad zmianą klimatu.

Przemko narzekał, że jedziemy w gości, a ja i tak cały dzień siedzę w kuchni :D 
Ale nawiedziło mnie i w tym roku pisanki farbowałam różnymi naturalnymi barwnikami. Niestety nie zakupiliśmy białych jajek, więc zamiar osiągnięcia subtelnych różowości i delikatnych żółci wziął w łeb, ale i tak jestem zadowolona.
Przygotowaniem łusek z cebuli zajęła się Orka. Potem razem z Tatką poszli nad rzekę upolować olchowe szyszki.


Mamo, obrałam już całą cebulę w domu, a teraz zrobiłam Ci herbatkę!












Kieliszek od Grzesia, miseczka zrobiona własnoręcznie tu.


Tej wiosny modne renifery noszą na rogach haftowane ocieplacze na dzbanki.



Owies nie obrodził






W (Słoneczny!!! To nic, że koło południa zaczęło sypać.) wielkanocny poranek pojechaliśmy na rodzinne śniadania (pierwsze i drugie ;) ).
Z Praprababcią Tereską
Ora dała popis apetytu i umiejętności okołojedzeniowych, pałaszując (przy pomocy sztućców) michę żuru z białą kiełbaską (pierwsze śniadanie u Babci Wandy) oraz ogórki małosolne zagryzione sernikiem (na drugie śniadanie u Prababci Marysi).

Dzibdziołkę nawiedził nie jeden, a całe stado zajęcy.
W domu dostała tylko skromne jajo do psikania wodą, ale potem posypały się podarki. Między innymi całe stosy książeczek które, poza bezpośrednio zainteresowaną, szalenie ucieszyły Mamcię i Tatkę (zwłaszcza ta i ta).
Aurora ma wprawdzie dość bogatą biblioteczkę, ale jest też zapaloną bibliofilką (po rodzicach), co powoduje, że jakieś pięćset razy dziennie przybiega do nas z książką (Icia! Icia!) i nie ustaje w molestowaniu, póki nie przeczytamy przynajmniej połowy księgozbioru. Czasem zaraz po tym, jak książeczkę przeczyta Przemek, podaję ją mnie do ponownego czytania. Przysięgam, że po kolejnej sesji z "Misiem gadułą" popełnię harakiri stroną z encyklopedii! 
Ma swoje ulubione fragmenty i obrazki. Komentuje czytany tekst ("Nie, nie!" - z satysfakcją, kiedy atleci nie mogą unieść lokomotywy i wagonów, "miesia!", gdy sroczka warzy kaszkę, "Auuuu!", kiedy pies supeł wyje, bo jest smutny). Kiedy coś Jej czasem cytuję z pamięci - potrafi opowiedzieć o obrazku, który jest przy tekście w książce (np. "ucha", z obrazka przy wierszu J. Brzechwy "Entliczek, pentliczek..."). 

Ale wracając do tematu! Żeby nie było, że tak całkiem przyjeżdżamy "na gotowe" donoszę, iż popełniłam babę drożdżową, migdałowo-wiśniową, chleb na zakwasie (pszenno-żytnio-orkiszowy z miodem, siemieniem i kozieradką), zającopodobne brioszki oraz zakwas do żuru. 
Peklowałam też szynkę, ale mięso odmówiło współpracy, efektem czego mewy miały wyżerkę.
Połowie zdążyłam zrobić zdjęcie ;)
Bun(ny)s ;)


Przygotowałam również jajka-niespodzianki. Ale nie czekoladowe. Familii sprawiło sporo radochy dobieranie się do nich (niektóre nie chciały pęknąć, a ciśnięte o stół - odbijały się jak piłka). W jednych były cuksy, inne zamiast białka i żółtka zawierały ciacho, a jeszcze inne tęczową galaretkę. Dziwne jakieś kury w tym roku ;)
Galaretka (jeszcze w błonce)
Babka


Wieczorem, syci nie tylko wrażeń, poszliśmy na dłuuugi spacer do ujścia Płoni. Nie mieliśmy pojęcia, że aż tak meandruje przed wpadnięciem do Jeziora Dąbskiego. I że tylu tu rybaków. Doszliśmy aż na plażę. 

Jeszcze tylko Mąż Mój Cudowny udzielił pierwszej pomocy mojej ręce, która po wyrobieniu dwóch ciast drożdżowych i chleba odmówiła dalszej współpracy (w życiu takich zakwasów nie miałam), po czym oblał mnie wodą (w międzyczasie minęła północ) i poszliśmy spać.

A rano w lany poniedziałek postanowiliśmy pomoczyć się w Centrum Wodnym w Gryfinie (ale przed wyjazdem i tak oblałam Przemkowi koszulkę, a Orka rozpracowała sekret wodnego jaja :D).

Było zacnie. Setnie się wymoczyliśmy. Orka, jak na wodne stworzenie przystało brykała, śmiała się i pokrzykiwała, machała nogami spływając rzeką, goniąc inne dzieci, nurkowała (wszystko oczywiście z naszą niewielką pomocą). Ku mojemu skrytemu przerażeniu Jej entuzjazm wzbudził obrzydliwy, wielki, zezowaty diplodok stojący pośrodku kompleksu basenów (to na pewno wpływ tej książeczki o dinozaurach). W solance śnieg padał nam na głowy, a Orka domagała się, żeby Jej nie trzymać, bo woli pływać sama i śmiała się w głos z nurkującego Tatki. W basenie z falami czworakowała i chodziła. Szła, póki woda nie sięgnęła Jej brody. Fale w pogardzie mając spacerowała pomiędzy kąpiącymi. Skakała i chlapała. O zgrozo, próbowała pić wodę z basenu. W dziecięcym baseniku zjechała parę razy normalnie, a raz (z pomocą) weszła pod górkę i zeszła po schodkach. Nie bała się bąbelków w jacuzzi. W ogóle niczego się nie bała. Natychmiast po kąpieli zażądała mleka, a potem buły i picia. Nauczyła się mówić "basien" (nie nadążam dopisywać nowych pozycji do słownika). W drodze powrotnej usnęła.

A jak się już wyspała - pojechaliśmy na obiad do Babci Iwonki. Po drodze zabraliśmy też Prababcię Marysię. Kiedy zapytała Orę dokąd jedziemy, Ta rezolutnie odparła: "Onka". A wcześniej, kiedy Ojciec opowiadał Jej, że jedziemy do Babci Iwony i Cioci Kasi - Dziewczę z mądrą miną dodało: "Bogan".

Czy wiecie, czemu ten tekst jest niebieski?

C.D.N...
Pin It Now!

9 komentarzy:

  1. Wow! Super te jaja z niespodzianką galeretkową :) No i jaka fajna alternatywa dla czekoladowych jajek-niespodzianek! Jak je robiłaś? A babę migdałowo-wiśniową schrupałabym z wielką chęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj jest już dokładna instrukcja: http://potwornia.blogspot.com/2013/04/trzy-jajka-z-niespodzianka.html

      Usuń
  2. Superowe te jaja :-D. Zazdroszcze Wam basenu, moja niestety nie jest oswmlona z takim miejscem no i nie umie pływać. Wiem czemu tekst jest niebieski. Chodzi o autyzm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orki też jeszcze samej nie puszczamy, a na lagunie jest mały basenik dla maluszków nie pływających. Jakbyś miała chęć, to mamy wolne miejsce w samochodzie :D

      Usuń
  3. Ja wiem czemu jest niebieski, to zapewne nie sprawka edytora, a pamięć o Światowym Dniu Wiedzy na Temat Autyzmu.
    Super te jajka z niespodzianką i buły króliki, dobrze zobaczyć jak wyglądają pieczone przez "zwykłego śmiertelnika".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Króliki piekłam pierwszy raz, następne będą "profesjonalne" ;)

      Usuń
  4. Ja tez chciałam zrobić te galaretki ale czasu zbrakło :(
    śliczne te pisanki roślinne mieliście!!

    OdpowiedzUsuń
  5. A z autyzmem wszystkie trafiłyście oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń