środa, 13 lutego 2013

O strzale w dwie dziesiątki, kółkach, tym, co mnie kręci, Diwie OpeROWEJ i wielkich umysłach

Pakujemy...
się. Jeszcze parę dni i zmieniamy lokal. Straszne z tym zamieszanie, stąd moje nieogarnięcie w klimatach wirtualnych, wybaczcie.

Ale ja nie o tym.
Pisałam, że najlepszym prezentem dla Dziecka jest bycie z nim. Niby banał, ale prawdziwy.
Ciekawe, jak dokładnie w relacji z Dzieckiem uwidaczniają się motywy działania dorosłych. Kiedy popatrzycie jak zachowują się w sytuacji 1-1 z dzieckiem jego goście (czy dorośli w dowolnych innych okolicznościach) - z miejsca będziecie wiedzieć, czy przyszli do niego/dla niego, czy na imprezę.
Nasza Córa ma pod tym względem dużo szczęścia.
Między innymi szalenie jesteśmy zadowoleni, że udało nam się "sprezentować" Jej wspaniałych Rodziców Chrzestnych (Wiecie, że chrzestni mojego dziecka to dla mnie Kum i Kuma? :D:D:D). Chcieliśmy, żeby to była para i na pierwszy ogień poszedł Mój Brat i Jego Dziewczyna. Nie byliśmy pewni, czy się zgodzą, ale zgodzili i są takimi chrzestnymi, o jakich można pomarzyć, a ich kontakt z Orką jest niesamowity. Czasami tylko patrzę z boku i podziwiam. Kiedy się z Nią bawią są cali dla Niej, na Nią nastawieni i na Niej skupieni. Wsłuchani. Piękne to jest :) (Żeby nie było - prezenty dają też w formie materialnej ;) ).

Z innych ciekawostek - nabyliśmy czwartą chustę :D Tym razem kółkową, z przeznaczeniem kuchennym.
Rzecz w tym, że w domu Ora czasem też chce na ręce. Ale nie na długo. Motanie Jej w chustę wiązaną to przerost formy nad treścią. A noszenie Jej-Rosnącej-Cieżkości na rękach, nawet przez tych chwil kilka, daje niestety w kość (dosłownie) mojemu kręgosłupowi.
Kółka są tu idealnym rozwiązaniem, bo motają się błyskawicznie, dają (w pozycji na biodrze) dużą swobodę ruchu noszącemu i świetną pozycję obserwacyjną noszonemu. Średnio wprawdzie nadają się na dłuższe wyprawy (niesymetryczne obciążenie pleców noszącego i niesymetryczne ułożenie noszonego), ale po kuchni, czy na kwadransowe zakupy są jak znalazł.
W istocie zieleń jest jeszcze soczystsza i piękniejsza :D
Rozgardiasz w tle to efekt modowych zabaw Młodocianej Stylistki. Renifer w maminych koralach z bodziakiem na rogu? Czemu nie!

A co do zakupów - jako, że Przemko odczuł pewne niedobory w rejonie uswetrowienia - niedawno podążyliśmy na zakupy i przy okazji ponownie przymierzyliśmy się do naszego skinbog'a/krippsack'a (takie nosidło wikińskie :D). Una Igulsdóttir podrosła na tyle, że pasują do siebie idealnie. Niestety aparatu nie zabraliśmy. Dzieć zadowolony, sprawdzał tekstylia palpacyjnie z moich pleców, swetry zaś nabyliśmy dwa. (Was też kręcą faceci w swetrach? Mrrrrr...).

Aurora śpiewa. La, la, la i własnym tekstem. Nie są to (o ile umiem stwierdzić) zasłyszane melodie, a kompozycje własne, ale melodyjność nie pozostawia cienia wątpliwości, że mamy do czynienia z piosenkami. W domu, na zakupach i na spacerze. W samotności i przed publiką. Naprawdę niesamowite robi to na mnie wrażenie.

Chodzi już na całkiem długie dystanse, na kolana decyduje się w ostateczności.
Jest świetnym obserwatorem. Dziś zafascynowana oglądała operację przeszczepu baterii na żywym teletubisiu (Dipsy) przeprowadzaną przez Dziadka. Żeby nie było: Dipsy jest zabawką-rezydentem u Prababci.

Jeżeli liczyć siorbanie jako słowo, to nasze uzdolnione werbalnie Dziewczę mówi już zdaniami. Konkretnie, kiedy nie widzi kota tam, gdzie kot być powinien (na podwórku lub prababcinym ogródku), mówi: "slurp, slurp (siorbanie) mleko!", co oznacza, że kotek poszedł napić się mleka.

Mamy też (niestety, bo nic miłego, ale i stety, bo to kolejny etap rozwojowy) pierwszego stracha.
Jakiś czas temu Tygryska zobaczyła, a przede wszystkim USŁYSZAŁA, prababciną pralkę w akcji.
Nasza pralka ładowana jest od góry, a prababcina to klasyczna wersja z "okienkiem". Dodatkowo wodę wylewa (głośno) do zlewu. No i od tego czasu Ora "boisię!" pralek. Wszystkich. Nie jest to jakaś straszliwa histeria, ale przed wejściem do pomieszczenia z pralką dziecko informuje: "boisię!", na pytanie "a czego się boisz?" odpowiada: "paka", następnie upewnia się, że "paka" jest wyłączona, po czym dopiero wchodzi. Jeśli pralka pracuje - Dziewczę opuszcza samo zagrożone terytorium, bądź domaga się wyniesienia (siebie, nie paki).

Wczoraj za to okazała nieustraszony instynkt towarzyski podczas "spotkania słodzącego" szczecińskiego Orszaku Trzech Króli, na Zamku Książąt Pomorskich. Zaczepiała starsze koleżanki, podawała rączkę różnym personom, biła brawo, piła mleko oraz odbierała wyrazy uznania:

Apetyt Jej rośnie razem ze wzrostem. Dziś u Prababci pożerała paprykowe leczo z kurczęciem. Najpierw skubnęła z mojego widelca parę kawałków mięsa. Potem pracowicie maczała sama widelec w sosie i wylizywała skrupulatnie. By na koniec odrzucić ze wzgardą ten wymysł piekielny (Tak, tak! Wiecie, że kiedyś był niemile widziany przez kościół?) i zabrać się za konkretne jedzenie w stylu rzymskim (ręczne znaczy).
 A potem obaliła miseczkę ogórkowej. Wiosłowała zawzięcie, ziemniaczki wyłowiła grabką, a resztę wysiorbała wprost z miseczki. Może to od tych maminych ogórów w ciąży, ale Smakoszka uwielbia kwaśne jedzenie.

Co do wzrostu - ten zdecydowanie odziedziczyła po Tatusiu. I byłoby to całkiem dobre rozwiązanie (jako ta "z metra cięta" serdecznie tego Dziecku życzyłam), gdyby nie przyczepione chyba do tego samego genu dysproporcje kończynowe. Orka nosi ubranka rozmiar-dwa większe w stosunku do swojego aktualnego wzrostu, którymi wprawdzie niekiedy mogłaby się jeszcze raz owinąć, ale które za to mają rękawki w-sam-raz, albo nawet za krótkie. Wykapany Tatko!

A na koniec o tym, że wielkie umysły myślą podobnie ;)
Po jednym spotkaniu został mi całkiem miły konspekcik.  Żal było, żeby się zmarnował. Postanowiłam rozwinąć go w cykl notatek. No i tak rozwijałam, rozwijałam, cieszyłam się, bo mi się dobrze pisało. I kiedy już szlifowałam ostatnie literki okazało się, że znajoma (i lubiana przeze mnie skądinąd) blogerka właśnie jest w środku cyklu na ten sam temat. I nie wiem - publikować? Chować do szuflady na "za jakiś czas"? Czy co? Ehh...
Pin It Now!

3 komentarze:

  1. U nas nosidło do zadań około kuchennych to podstawa. Jak tylko przymierzam się do zrobienia czegokolwiek w tej strefie - Kosta od razu ciągnie mnie za nogawki lub kładzie się z kocykiem przy moich stopach(!). Nie pozostaje nic innego jak wziąć go na wyżyny :) Także kółkowa na pewno się i u Was wysłuży :) A cykl? Pisz, oczywiście! Nie jest powiedziane, że każdy trafia na tego drugiego bloga. W każdym razie ja chętnie poczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację z tymi gośćmi... U nas też jest para - małżeństwo. Siostra męża ze swoją drugą połówką. Są wspaniali i zawsze małemu poświęcają dużo uwagi (i nie zasypują byle-bzdurami). To jest bardzo ważne!

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie miałam napisać dokładnie to samo, co surrealistka - tzn, też jestem jak najbardziej za tym cyklem, o czymkolwiek on jest. Bo bardzo możliwe, że na tego drugiego bloga nie trafiam, a przynajmniej nie kojarzę takiego, który byłby w środku cyklu ;) a tu zawsze lubię poczytać. Lubię Twój styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń