czwartek, 1 listopada 2012

Potrójne świętowanie

Wielki Dzień pierwszych urodzin Jej-Już-Nie-Maleńkości nadszedł.
Właściwie, to wielkie dni.

Postanowiliśmy huczne, rówieśnicze imprezy odłożyć do czasu, kiedy Młoda będzie się nimi faktycznie cieszyć, a z powodów zdrowotnych (Dzibdzioł wychodzący z choroby, a my wkraczający weń pełną parą ;) ) - ograniczyliśmy ilość zaproszonych gości do w istocie najbliższej rodziny.
Z przyczyn logistycznych z kolei (czas pracy i poziom zagęszczenia gości na metrze kwadratowym) - imprez było nie jedna, lecz trzy.

W sumie dobrze się stało, bo Dziecię nieco zdziczałe przez tydzień zamknięcia w domu jedynie z rodzicami - na widok tłumnie walącej Familii wpadło w lekką (i dość szybko przemijającą, ale jednak) konsternację.

Głęboko świadoma, że zapewne czas różu, tortów z masy z samego cukru i postaci z kreskówek itp. kiedyś nadejdzie - skwapliwie wykorzystałam fakt, że na razie córczyną imprezę mogę aranżować po swojemu.

Było więc bardzo jesiennie i domowo. Były dekoracje z liści, papryczek, kasztanów, żołędzi, dyń i jelenich rogów.
Był tort dyniowo-waniliowo-mandarynkowy, z powidłami śliwkowymi, cynamonem i migdałowym kremem, babeczki orzechowo-gruszkowo-pigwowe, kruche spiralki, które miały mieć cztery kolory, ale po upieczeniu zostały dwa, pieczone jabłka z żurawiną i poncz imbirowo-pomarańczowy (bezalkoholowy naturalmą).
Były poduchy do siedzenia na podłodze, żeby goście spędzili czas z solenizantką, a nie wyłącznie za stołem.
Była karteczka dla każdego z gości z informacją, jaką atrakcję ma okazję jubilatce zapewnić (same ulubione ulubioności - bujanie na kocu, czytanie "Lokomotywy", wspinaczka z Zuzią, wypad na parapet ;) ).
Każdy z gości był też poproszony o pozostawienie widomego śladu obecności, celem wklejenia do albumu.

Było przechodzenie z rąk do rąk.
Było dmuchanie świeczki (dopiero na trzeciej imprezie, z Chrzestnymi Aurora uznała za stosowne skorzystać ze swoich umiejętności. Wcześniej wyręczała się rodzicami).
Były prezenty.



 




Nie przepadam za tortami kupnymi i "pod linijkę. Nawet śmietany na wierzchu nie wygładzam :D
Lubię "zaangażowane" prezenty. Papier do zapakowania tego robiła Ciocia oraz Cioteczne Rodzeństwo Aurory - Ola i Kuba :D Prawda, że cudo?

Chrzestni całkiem przenieśli się do Dziecka na dywan :)
Właśnie przy nich Ora osiągnęła kolejny stopień wtajemniczenia ;). Za to dziś, przy niewielkiej tylko pomocy Mamy (w momentach, kiedy jej nie udzielenie groziło upadkiem) Dziewczę SAMO wlazło na antresolę (do Taty, który robił tam niesłychanie zajmujące rzeczy, czyli wkręcał śrubki).
Taaaaaaa... A taki ładny, drewniany sorter był na liście prezentów. Ale ten Ora polubiła od pierwszego zagrania. "Pełen jest garnuszek mój, klocki kształt mają swój, kwadrat, serce, gwiazda, trójkąt albo kółko!". Ratunkuuuu... ;)



Jak ja to lubię!


Smok vel Gżdacz - me i Jej (jak jest "jej" po włosku???) gusta :D
Bo Aurora ma bardzo zdolną Mamę Chrzestną
Ilustracja jako żywo przypomina grę, którą podgrywałam od mojego Brata :D
I Tatę Chrzestnego też ma zdolnego :D
Tajne archiwa, czyli Gości odciski palców :D
Smooook światłem ziejący, na montaż czekający :D
Kartka urodzinowa od CiotKaszydła
Cyklistka

Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. Jaka ona już duża :) ucałowania na ten pierwszy roczek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cukier ciasteczka są mniam mniam :))))

    Super fotki - imprezka jak widzę udana. Jeszcze raz Sto Lat Maleńka!! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. aa jaki wiersz bombowy! i super rower biegowy! i ja też chcę korczaka!

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę jak pięknie. Najlepsze życzenia dla Jubilatki. :)

    OdpowiedzUsuń