wtorek, 27 listopada 2012

Podryw na basenie i tygryska szablastozębna

Córka ma poderwała sobie faceta. Na basenie. A co! I niemal weszła mu, jeśli nie do łóżka, to przynajmniej do kojca. Jej wybranek jest wprawdzie o połowę młodszy, ale co tam!

W sobotę rano poszliśmy standardowo na basen. Tam Dziewczę po należytym wypluskaniu się z Ojcem udało się (z Matką) do szatni. I tu nastąpiła kaskada radosnych pisków, okrzyków "dziedź!", "dzieć!", "dzidź!" i ogólna euforia, której (uradowanym i bardzo sytuacją zainteresowanym) obiektem był, jak się okazało, małolat (sześć miechów) leżący na sąsiednim przewijaku.

Dziewczę moje nie chciało się wycierać i ubierać, jeno przypatrywać obiektowi, po czym zażądało przetransportowania bliżej, celem dokonania dokładniejszych oględzin. Nastąpiło (za zgodą potencjalnej świekry) "cacanie", podanie łapek (no prawie) i kolejna fala odwzajemnionej radości. Po czym uroczy młodzieniec wylądował w kojcu (jego mama się przebierała), a Jej Frywolność zaczęła głośno i wyraźnie domagać się natychmiastowego dokolportowania do wybranka. Wybrankowa mama nie widziała przeciwwskazań, ale Aurorowa Mama na tak szybki rozwój wypadków nie była gotowa i (mimo protestów Progenitury) pożegnała się i zdezerterowała na korytarz, do Ojca.

W sobotę wieczorem byliśmy na rodzinnym świętowaniu. Świętowaliśmy urodziny Świekry, Zełwy i (z wyprzedzeniem) mojego Małżonka. W czekoladziarni, a co. Lokal na szczecińskiej nowej starówce (tylko my mamy takiego dziwoląga) całkiem sympatyczny, z miłym kącikiem dla dzieci, gdzie Dziewczę radośnie dokazywało z Ciotecznym Bratem, rozrzucając kredki, kartki, szarpiąc frędzle oddzielające poszczególne stoliki i zaśmiewając się w głos, oraz usiłując zrobić "cacy-cacy" robiącemu uniki Kubiksowi.

Mi chwilę smętnej refleksji zapewniły, udostępnione tam nieletniej klienteli, kolorowanki, które (po za licznymi innymi drobnymi wadami, jak np. kompletny brak estetyki) zawierały rysunek, przedstawiający dwie panie z dziećmi. Jedno dziecię radośnie dreptało trzymając się maminej ręki, za to drugie wbiegało na ulicę, zaś za nim galopowała przerażona matka. Rysunki jasne i treściwe, teraz odgadnijcie podpis pod powyższymi.
"Powiedz, które dziecko jest grzeczne, a które nie i dlaczego?" 
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
*&^*^&$&%#$&*&^P^&)(*&^%#$#$*(*O&*

Zamiast napisać o tym, że niebezpieczne i czemu, to łatkę przypiąć, etykietką okleić i z głowy. Noż kurna chata i jasny gwint, no!!!

 Jeszcze kilka nowin:

Nowe słowo: kote.
Nowa umiejętność: wstawanie na nogi bez podpierania.
Nowe ulubione jedzenie: czerwona papryka.
Nowe figury taneczne: "odlatujący koliber" i "śpiewaczka folkowa".

 I jeszcze dwa (a może i trzy, oby nie) nowe nabytki: 

Od kilku dni Tygryskę wyraźnie coś męczyło. Bywała tkliwa, niecierpliwa i rozdrażniona. Sprawa wyjaśniła się dziś, kiedy pieszczotliwie ukąsiła mnie w palec.
Taraaaam: mamy dwa lewe kły!

Jednak równowaga w przyrodzie musi być zachowana.
Rozochocona odkryciem zaczęłam oglądać Orczyne dziąsła (wyjątkowo łaskawie mi na to pozwalała) i odkryłam też podejrzane przebarwienia na górnych dwójkach. Lekko mnie przerażają, bo wyglądają jak klasyczna wczesna próchnica.
Ironia losu, bo Aurory, dziecka bezflaszkowego, bezsmokowego, bezpapkowego i bezcukrowego absolutnie nic (po za moimi genami) nie predestynuje do grupy próchnicowego ryzyka.
Jestem załamana. Sprawa wyjaśni się po wizycie u naszej Zębolożki. Niedźwiadka już u niej była, ale wtedy było tylko kontrolne zerknięcie na szczękę, a teraz musimy zrobić konkretny przegląd. Młoda nie lubi rozdziawiania paszczy i nie ukrywam, że napawa mnie ta cała sprawa przestrachem graniczącym z histerią.
Widać dzieci bezproblemowe w 100% istotnie nie istnieją ;) A już myślałam.

(Dzień później)
Jednak próchnica. Płytkie, niewielkie zmiany na jedynkach i dwójkach. Prawe już wyleczone i polakierowane. Zabieg bezbolesny, ale nieprzyjemny, bo trzeba mieć głowę nieruchomo i paszczę na oścież. Mama po pięciu minutach chciała chwytać dziecko pod pachę i wiać (Mama ma traumę z dzieciństwa dotyczącą fotela dentystycznego). Tata dał radę, trzymał Małą na kolanach i jakoś poszło. Cale szczęście nikt nie sugerował nam paskudnego lapisu. Pani doktor w szoku, że tak żywione dziecko i próchnica. Sugeruje, że to geny (po Mamusi niestety) i częste karmienie. I zaleca po każdym jedzeniu przecierać wodą.

Babci dziękujemy za dowiezienie Dziecia książeczki zdrowia, którą Mama poganiana przez Tatę zostawiła w korytarzu, w Domu.

Pin It Now!

9 komentarzy:

  1. Podryw uroczy :)
    A próchnicą sie tak strasznie nie przejmuj - wiem, łatwo mówić ;) I raczej nie obwiniaj karmienia piersią. Z tego, co wiem, mleko matki działa wręcz bakteriobójczo ;) jest nawet jakas pasta do zebów zawierająca enzymy z ludzkiego mleka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny... jeszcze niedawno czytałam jak to Aurora ma wyjść na świat, jak przebiega ciąża, jak wreszcie jest itp.. a tu już zęby, AAAAAAAAAA, starzeję się :P

    Wczoraj widziałam Twojego Małżonka z Małą zachustowaną na klacie :P Och, jak dumnie kroczył przez przejście dla pieszych koło Maczka, za to Aurorka rozglądała się sennie po świecie :) Pozdrowienia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni Ci to byli, nie kto inny. W dniu własnych swoich urodzin :)
      Wzajem :)

      Usuń
  3. weź przestań z tą próchnicą :( ja mam okropne zęby, słabe strasznie, i modlę się codziennie o to żeby Tosia ich po mnie nie odziedziczyła :(

    OdpowiedzUsuń
  4. współczuję próchnicy; mój też ma (jedną) ja zawiniłam :-(
    gratuluję kłów, mój jeszcze nie posiada takowych :-) to ile Ora ma już ząbków? Max ma 12 :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poderwać chłopaka na basenie? BOSKIE! :D
    Ja zawsze chciałam poderwać ratownika, ale niestety nigdy się nie udało! ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale jakto, że niby narzeczona Gabryśka sobie podrywa kawalerów :P

    Gratuluję ząbków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak teraz myślę, to mógł być rozbuchany instynkt macierzyński we wczesnym stadium ;)

      Usuń