Mówiłam, że nie lubię spacerów donikąd?
No więc na dzisiejsze spotkanie Klubu Kangura wyszłyśmy sobie godzinkę wcześniej (wprawdzie po drodze zwątpiłam i musiałam zadzwonić do Małpy, zapytać czy to godzinka miała być, czy pół godzinka, ale okazało się, że jednak godzinka). I poszłyśmy drogą baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo okrężną, zaliczając przy okazji: a) mały spacer, b) drzemkę (Ora), d) spotkanie nostalgiczne, e) kawałek Szczecina, f) Panią z Szyszkami.
Spotkanie nostalgiczne było zupełnie przypadkowe i najpierw nie do końca wiedziałam, kim jest ta zaczepiająca mnie kobieta. Okazało się, że to mama jednego z moich byłych zuchów. Minęło - bo ja wiem - z osiem lat? A ja pamiętam każdego małego Tetona. Nie to, żebym dziś go poznała od razu, bo jak widzisz dwumetrowe stworzenie, zarośnięte na gębie, mówiące basem i z łapami jak kafary, to jakoś za nic nie przychodzi Ci do głowy ten szkrab, co Ci do łokcia sięgał i seplenił przez szparę w zębach. I dopiero jak huknie tym basem "Czuwaj Druhno!" to zaczynasz wiedzieć w której szufladzie szukać.
Bartek był klasycznym dzieckiem nadpobudliwym. Niestety w klasie (byłam świadkiem) był traktowany jako ten krnąbrny, "niegrzeczny" (nienawidzę tego słowa) i ogólnie kozioł ofiarny.
W gromadzie zuchowej mógł chyba trochę odetchnąć. Nie, żebym taka genialna była, wiedziałam wtedy dużo mniej niż dziś, a i dziś nie wiem przecie tyle ile bym chciała. Ale się starałam. Czegoś tam się o pracy z dzieckiem nadpobudliwym naumiałam. Dawałam proste, pojedyncze polecenia. Nigdy nie zmuszałam do bezruchu i milczenia, jeśli akurat potrzebował aktywności. Nie strofowałam za to, na co nie miał wpływu.
I kiedy spotkałam Bartka kilka lat po tym, jak skończył przygodę zuchową - wspominał ten czas z sympatią, czyli źle nie było.
Miłe są takie spotkania.
A przy jednym ze szczecińskich rond spotkałam Staruszkę. Zawsze tam siedzi i coś sprzedaje. Jabłka. Świeże i suszone (przez siebie), w jednorazowych, darmowych torebkach z hipermarketu. Małe, śliczne bukieciki kwiatów polnych i takich z własnego ogrodu, związanych gumką recepturką. Szyszki o brzegach łusek pomalowanych taniutką, białą farbą.
Często coś u niej kupuję. Cokolwiek. Nie dlatego, żebym potrzebowała. Zawsze staram się "nie mieć drobnych" i zostawić o tę złotówkę więcej, niż sobie za swój towar życzy.
Tych kilka złotych nie pchnie do przodu krajowej gospodarki, Państwo nie zobaczy z nich ani grosika.
Ta śmieszna suma nie jest tym, na co zasługuje ta kobiecinka, stojąca tam w każdą pogodę. Próbująca zarobić na życie pracą własnych rąk.
Ona tych rąk do nikogo nie wyciąga. Nie liczy się z przepisami i instytucjami. Ale przepisy i instytucje nie liczą się z nią.
Dla mnie jest heroiczna. Jest piękna. Jest taka strasznie smutna.
To jest też taki rękodzielnik, który za swoje rękodzieło nie zażąda bajońskiej sumy. Nie przypnie metki z logo.
To jest taki ktoś, koło kogo można przechodzić codziennie, nie zauważając. Wtapia się w tło. Taka postarzała wersja dziewczynki z zapałkami.
Dostrzegłam ją dziś, opisuję, choć to nie zmieni ani jej, ani mojego życia. Może troszkę. Odrobinkę, ale nie znacząco.
My potem poszłyśmy na spotkanie. Dooooobrze nam było spotkać się z kangurzymi Ciotkami, Wujkami i Kangurzętami. Aurora znalazła nowego idola. Ganiała za Arturem, bawiła się w a-kuku, ujeżdżała wałki i udeptywała worek sako. Artur dał Jej misia, którego pocałowała w nos. A potem Ona jemu zdemolowała "komnatę", którą urządził z ogromnych piłek. Zjadłyśmy jabłko. Dołączył do nas Przemek. Poszliśmy do domu, na kolację.
A Pani z Szyszkami została tam.
Może jutro znów pójdziemy na spacer.
Pin It Now!
Ta panią z szyszkami wzruszyłaś mnie do łez...
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś Kobietę z szyszkami. Mnie to zawsze serce boli że tacy ludzie, zamiast spokojnie cieszyć się starością to stoją na ulicy często właśnie niezauważeni przez nikogo :(
OdpowiedzUsuńteż spotykam takie staruszki... przykro mi się robi :( czasem też coś kupię. A mój mąż jak mi kwiaty przynosi to właśnie takie polne bukieciki... i to mnie cieszy najbardziej :)
OdpowiedzUsuńŁadnie, o pani z szyszkami.
OdpowiedzUsuń