niedziela, 2 września 2012

Turlanie się od świtu do... świtu czyli wgryzanie się w Ździebło

Kilka dni temu skoczyłyśmy sobie na babsko-rodzinny wypad. Aurora, AuroryMama, AuroryBabcia i AuroryCiotka. Nad morze :)

Dziecię po rozpakowaniu z chusty i umieszczeniu na kocu wypruło w kierunku morza. Zatrzymało się na brzegu mokrego piasku, ale dojrzało w wodzie inną dziewczynkę (jakieś trzy lata starszą), więc podpełzło dalej. Zdziwiło się, kiedy fala zmoczyło mu łapki.

I tak było cały czas. Grzebała w piasku mokrym. Budowała z CiotKaszydłem zamek z basenem. Grzebała w suchym piasku. Ganiała za mewami i gawronami (Nie wiedziałam, że moja Córka ma wbudowane turboprzyspieszenie. Ma.). Pożerała babciną kukurydzę (żarłocznie). W drodze powrotnej pożarła też kawałek słoninki z maminego szaszłyka.

Niestety powrót był ciężki. Ostatnio Córka nasza uważa fotelik samochodowy za zło wcielone. Cierpliwość kończy się Jej po minucie i trzeba Orę zabawiać i zagadywać, śpiewać piąsenki o zającach na łące, a i to nie gwarantuje powodzenia. Wyciąga rączęta i domaga się ze łzami w oczach natychmiastowego ratunku. Serce się kraje.

Idą Jej ewidentnie kolejne zębiszcza.  Hektolitry śliny, jeżdżenie piąstką po dziąsłach. Jest też Dziewczę  wyjątkowo rączasto-mamowe. Aż Tatko poczuł się dotknięty, ale rozbroiła Go przytulaniem i mizianiem ;) Aha, mimo iż stan uzębienia w chwili obecnej to komplet jedynek oraz dwójki górne - NADAL NIE GRYZIE PRZY KARMIENIU :D:D:D Po za tym i owszem. Palce u rąk u nóg, przedramiona, nos. Ale (po za palcami u rąk kiedy swędzą Ją zęby) są to raczej czułe ukąszenia i zabawa, niż bolesne gryzy.

Zadziwiła nas prośbą o chustę. Pierwszy raz zrobiła to w sposób tak ewidentny. Pokazała palcem na filar od antresoli, na którym wiszą chusty. Zagulgotała znacząco. Zdjęłam chustę i położyłam obok  Niej. Złapała w obie rączki, podniosła i popatrzyła mi głęboko w oczy, z miną Puszka-Okruszka. No takiej prośbie się nie odmawia. Od tego czasu powtórzyła akcję już cztery razy :D:D:D

Pokochała parapet na zabój. Mamy w domu cztery drewniane parapety, szerokie jak lotniskowce, wykonane przez Przemka. Od jakiegoś czasu jeden z nich jest ulubionym placem zabaw Ździebła. Łapie plamy słonka, brzęczy żaluzjami, grzebie w doniczkach, wygląda na koty na podwórku. I często (nieustannie) oraz głośno domaga się wsadzenia nań.

Ostanie przed urodzinami szczepienie zniosła rewelacyjnie. Kilka łez i płacz przy wkłuciu (Tatko wspierał) i tyle.

Po za tym wydaje cudne piski radości, pieje z zachwytu nieomal, cudnie się przytula i cmoka i łasi. Jest najsłodszą kruszyną w kosmosie :D


Pin It Now!

4 komentarze:

  1. kurde mnie też bolą protesty małej w postaci płaczu i łez :(
    moja mała jeszcze o motanie mnie nie prosiła :) ale jak tylko widzi że zaczynam nakładać nosidło to zaraz przede mną stoi i podnosi ręce do góry :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju jak tak czytam to aż mnie w środku z radości ściska :))) Czy to nie piękne jak te maluchy świat poznają i rosną i jest ich "coraz bardziej" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego sympatycznego opisu wyłania się jeszcze sympatyczniejsza postać :)

    OdpowiedzUsuń