Zaczęło się od gotowania z Orką w chuście. Z własnej inicjatywy Ora kuchnią zainteresowała się, kiedy tylko zaczęła się samodzielnie przemieszczać z miejsca na miejsce. Najpierw to Jej zainteresowanie manifestowało się w otwieraniu dostępnych szafek i dokumentnym ich wybebeszaniu. Nieco później (jakoś przed pierwszym roczkiem bodajże) porwało Ją obieranie. Konkretnie cebuli i brukselki. Ściąganie suchych łusek było taką frajdą, że żadnej cebuli się nie upiekło. Jak chciałam, żeby poleżały dłużej w "koszulkach", to musiałam je chować w miejscu, dla małej szefowej kuchni niedostępnym. Również zdejmowanie z brukselki wierzchnich listków i przekładanie jej z miski do garnka (i z powrotem, i rozrzucanie po kuchni) okazało się pierwszoklaśną rozrywką.
Podążając za pasją Dziewczęcia, wygospodarowałam Córce jedną szufladę, w której miała swoje suszone owoce, chrupki i inne przekąski, a także półeczkę na regale, gdzie leżały wszelkie akcesoria przeznaczone do Jej użytku (a także te, które sama zdołała sobie przywłaszczyć, wszelkimi dostępnymi metodami).
Następnym etapem było odkrycie przez Nią szafki z przetworami. Przenoszenie słoików z półki na półkę, przestawianie, turlanie i ogólnie sianie zamętu, zajmuje Ją do tej pory.
Co do smaków - to, jako dziecko karmiące się metodą BLW - od początku tworzyła własne kompozycje i połączenia smakowe (np. mięsko maczane w szklance z wodą, albo racuch zanużany w zupie jarzynowej).
Jakoś "w międzyczasie" zaproponowałam Jej zabawę w mieszanie i zagniatanie. Najwcześniejszą potrawą Aurory był chleb (pieczemy własny, na zakwasie). Odtąd nawet w piaskownicy gniotła i wypiekała piaskowe chlebki (Które przykrywała ściereczką, wyrastała i dopiero wypiekała!) i ciasteczka. A potem gotowała zupy z pasternaku (zawiniętego z kuchni), kilku klocków i makaronu z ciastoliny.
Wbrew wielu specjalistom, osobiście jestem zdania, że BEZPIECZNA kuchnia to genialne miejsce do zabawy dla dzieci-z-rodzicami. Nawet tych niewielkich.
U nas to, czego nie można ruszać - leży tam, gdzie Dziecko nie sięgnie, a to, do czego można się dostać - automatycznie jest dozwolone.
Ora może się bawić garnkami, warzywami, ściereczkami i foremkami. Może do woli korzystać ze swoich "zapasów".
Wysokość, na której zainstalowany jest piekarnik, początkowo gwarantowała pełnię bezpieczeństwa. Z czasem w prawdzie Orka "dorosła", żeby do niego sięgać, ale ma świadomość, że może być gorący i starannie omija go szerokim łukiem (choć nie dopuszczam do sytuacji, by została z nim - włączonym sam na sam).
Dodam jeszcze, że jedzenie jest chyba najlepszą zabawką, dającą takiej jakości stymulację polisensoryczną (pisałam już o tym przy BLW). Wzrok, smak, węch, dotyk, a nawet słuch (jak czym się mlaska, jak co chlupie, czy szeleści) - wszystko w pakiecie. A ile faktur, konsystencji, temperatur! Ge-nial-ne!
Ostatecznie wyszedł nam warsztat mocno pomarańczowy :D
W ramach warsztatów przygotowałyśmy:
Zanim się nakarmi brzuszek - trzeba nakarmić zakwas, żeby chlebek dobrze rósł. Nasz Bombelek ma już rok i miesiąc! |
Teraz mieszamy i dajemy się najeść i podtuczyć (przez jakieś 8-10h) |
Zakwas podrósł, więc dodajemy mu towarzystwo... |
Teraz zaczyna się zabawa! |
Tak się miącha! |
Chlebek będzie :) |
Ich kruchość jest kwestią dyskusyjną, ale pyszne są bezspornie :) I ten aromat...
Orka tak szybko siekała masło, że nóż się rozmazywał ;) |
Dynia |
Lawenda |
Czas na wanilię |
Zagniatamy |
Wałkujemy |
Wycinamy (tu wykrawaczkami do ciastoliny ;) ) |
Układamy |
Posypujemy |
Pieczemy
Podziwiamy i... |
JEMY! Na przykład siedząc w pudełku po klockach i zażywając zasłużonego odpoczynku ;) |
Popcorn
Absolutnie nie twierdzę, że to jedyne, co facet potrafi ugotować. Orkowy Tatko jest stworzeniem kulinarnie uzdolnionym, niemniej z przyczyn ograniczonej czasowości jego udział w projekcie ograniczył się do dania tyleż prostego, co efektownego ;) (oraz sporządzania dokumentacji zdjęciowej).Popcorn robi się... wg instrukcji na opakowaniu.
Oni robili na patelni, ale można i w piekarniku i w mikrofali. Olej rozgrzali, ziarenka wsypali i pokrywką nakryli. Zapukało po chwili. Nawet nie posolili ;)
Ale jak kto lubi, to może i na ostro z chili, i z cynamonem, i z karmelem, i czym tam, co mu do głowy wpadnie, konsumować.
Pychota! |
Suszone owoce na przekąskę
Staramy się eliminować cukier ze swojej diety. Toteż w domu Ora nie dostaje słodyczy. Za to pichcimy własnym sumptem rozmaite domowe smakołyki. Jednym z nich - banalnie prostym w wykonaniu i bardzo smacznym - są owocowe czipsy. W zasadzie są to po prostu bardzo szybko i bardzo mocno wysuszone owoce (Aurora przepada zwłaszcza za bananami).Podobno można taki stan wysuszenia uzyskać w piekarniku, ale nie pytajcie mnie jak, bo nigdy mi się nie udało. Suszymy w suszarce (która genialnie sprawdza się też na śliwkach, pomidorach i grzybach, albo i pestkach z dyni).
Przepis prosty jak instrukcja obsługi cepa dwuręcznego. Owoce w razie konieczności obieramy/wypestkowujemy, kroimy na nieprzesadnie cienkie plasterki, układamy luźno na tacce suszarki i suszymy przez noc (cytrusy potrzebowały ok. doby.
Pyszne i zdrowe :D
Tak, dwulatka używa PRAWDZIWEGO (niezbyt ostrego) noża. Do pełnego opanowania funkcji krojącej jeszcze nieco brakuje (póki co głównie struga ;) ). Ale od czegoś trzeba zacząć :) |
Mama pomogła |
Układamy, nie za ciasno... |
Voila! (Banany, kiwi, jabłka i gruszki do zjedzenia, plasterki jabłek, pomarańcze, mandarynki i cytryna dla zapachu i dekoracji, obierki i gniazda z jabłek i gruszek w słoikach - na ocet.) |
Syropy do kawy i deserów, które będą prezentami dla rodziny na Święta
(ale ciiiiiii, to tajemnica!)
Tu, widzicie, mamy kłopot. Bo to prezenty niespodzianki są!Przepisy na nie i fotorelacja ukażą się, ale... Dopiero po świętach. Powiem tylko, że baaaaaaaaaaaaaaaardzo pachną!
Przygotowałyśmy też poczęstunek dla latających gości
Jak w zeszłym roku, tak i teraz dokarmiamy ptaki. Zaczęłyśmy je oswajać z miejscem wykładania pokarmu już w październiku.
Żeby nie było - wierzę w prawa natury i że najsłabszy musi paść, żeby gatunek nie degenerował, i że ptaki same sobie świetnie poradzą.
Dokarmiam je dla czystej, egoistycznej radości ich bezczelnego podglądania. I w celu zapewnienia takiejż Córze.
Dokarmiamy przez CAŁĄ zimę, bez przerw (to ważne) tylko ziarnem i tłuszczem, chlebem (starannie wysuszonym) zdarza nam się jedynie okazjonalnie podtruwać kaczki, a i to baaardzo rzadko, bo u nas rzadko suchy chleb jest ;)
Przed nami jeszcze:
GRUDZIEŃ – zadbamy o rękodzieło na Boże Narodzenie
STYCZEŃ – warsztaty muzyczne
LUTY – logiczne myślenie górą!
MARZEC – królowa nauk – matematyka zawita na nasze warsztaty
KWIECIEŃ – na warsztatach będzie historia bliższa i dalsza – może rodzinna, może lokalna, a może światowa, kto wie?
MAJ – sztuki plastyczne mają głos
CZERWIEC - to będzie warsztat warsztatówP.S. Już dawno po Świętach, więc uzupełniam. Dla rodziny przygotowałyśmy prezenty samoróbki pod zbiorczy tytułem "sensoryczny zestaw upominkowy", a w nich m.in.
Syrop kokosowy
Syrop piernikowy
Syrop mojito
Syrop imbirowy
Kruche ciasteczka
Kruche ciasteczka lawendowe
Pierniczki
Kokosanki
Syrop piernikowy Pin It Now!
Smakowicie u Was! Korci mnie juz od jakiegos czasu, zeby piec chleb w domu, ten angielski jest taki...
OdpowiedzUsuńNo to trzeba spróbować zrobić chlebek, bo aż ładnie zapachniało ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjmij mnie na uczennicę, proszę.
OdpowiedzUsuńBędę przekładać, turlać, obierać, miąchać, wykrawać, a piekarnik obchodzić szerokim łukiem, tylko naucz mnie takiego luzu/swobody w kuchni ;-)
Cudny warsztat!
Wpadaj kiedy chcesz :D
Usuń:-)
UsuńCudny warsztat, co więcej chyba przekonałaś mnie do spróbowania przygotowywania dań z dyni... Póki co omijałam dynię szerokim łukiem... nie mój smak :)
OdpowiedzUsuńciasteczka, chleb... tyję od patrzenia! :)
OdpowiedzUsuńOooo!!! Szacunek zrobić chleb to jest coś!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńJaaa, ja w kuchni jestem taka niezdarna, ciągle coś wylewam albo tłukę i boję się o Stacha. Spróbowaliśmy razem robić pierniki świąteczne, ale za nic nie mogłam powstrzymać Staśka od prób konsumpcji surowego ciasta, chyba za bardzo aromatyczne było;)
OdpowiedzUsuńPysznie wyglądają te ciasteczka <3
OdpowiedzUsuńByś w końcu wpadła, to byś spróbowała :P
UsuńSuper. M. też z nami na co dzień gotuje :)
OdpowiedzUsuńTak, swoboda działania...Pamiętam tę zasłaną dokumentnie w całości ryżem podłogę w kuchni, pokoju, przedpokoju....Urocze.
OdpowiedzUsuńA sprawa się ryp.... w kwestii tajemnic prezentowych, o! Macierz czyta!!!
Jest takie magiczne urządzenie - nazywa się odkurzacz. U nas stacjonuje blisko kuchni. ;) A ja, powiedzmy to delikatnie, nie zaliczam się do przesadnych pedantek ;)
UsuńWielka Macierz widzi wszystko, jak w Orwellu normalnie :D :P
To absolutnie nie zarzut, potwierdzenie swobody wyboru przez dziecko formy zabawy i sprzętów do tego służących.Naocznie potwierdzam!
OdpowiedzUsuńMacierz.
Kisiorki? A nie sikorki?
OdpowiedzUsuńGeneralnie to sikory, ale nasze są specjalną odmianą - to kisiorki właśnie :D ;)
UsuńJak ja zazdroszczę tych sikorek za oknem... :)
OdpowiedzUsuńAle warsztat:) Ale chlebek:) mniam...gratuluję
OdpowiedzUsuńCudownie się czytało i oglądało,prosimy o więcej!
OdpowiedzUsuń