poniedziałek, 18 lipca 2011

Warszawskie pieluchy na małych pupach nowożytnej Europy ;)


Dramatis Persona:

oraz


i baaaaardzo gościnnie

W tym zacnym towarzystwie spędziłam miniony łikend na warsztatach z marką Pampers.

Nie jestem raczej osobą piejącą z zachwytu nad beleczym, jednak w tym wypadku z czystym sumieniem i michą zacieszoną od ucha do ucha mogę wyznać - było zacnie!

Przede wszystkim (niech organizatorzy mi wybaczą) świetne współuczestniczki i współuczestnicy (tak, kilku mężów towarzyszących też się znalazło). Okazało się, że większość kojarzę z ich pisania. Już w piątek (przybysze spoza stolicy mogli się zakwaterować dzień wcześniej na miejscu imprezy) poznałam (no, prawie) Agrafkę. Konkretnie najpierw poznałam Agrafkową Polę.

 Jadłam samotnie kolację w hotelowej restauracji, kiedy wtargnęło do niej i totalnie zawładnęło (za pomocą uroku osobistego - nienachalnie, acz nieodparcie) to urocze i żywe stworzenie (to o Poli, Agrafko wybacz ;) ). Co prawda szybko wyszłam bo padałam po 6h w pociągu, zamieniwszy z mamą Zjawiska zaledwie kilka słów, ale Pola została moją idolką do końca imprezy.

Następnego dnia, już na warsztatach poznałam resztę ekipy. Grzegorzową (ciężarówki, łączcie się ;) ), którą czytając jej bloga wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, Hafiję (której nie poznałam, mimo, że widziałam wcześniej na zdjęciach) i jej Gabrysia, kahlan i jej Męża oraz Mikołaja (ich synka) który został drugim moim idolem, (z dziewczynami zsiadłyśmy się razem na początku i tak jakoś dotrwałyśmy do końca imprezy) i wszystkich pozostałych.

Kameralność tej grupy (jakieś 10 osób dorosłych), fakt, że wszystkie jesteśmy na podobnym etapie życia, łączą nas wspólne tematy i co najmniej dwa obszary zainteresowań (dzieci i blogi) a także pełen profesjonalizm organizatorów warsztatów, pieczołowitość ich przygotowania i dbałość o szczegóły sprawiły, że naprawdę impreza była rewelacyjna (ja chcę jeszcze raaaaaz - ale z Mężem).

Warsztaty
Na początku miałyśmy spotkanie z ekspertami Pampers - Dermatolożką, Psycholożką dziecięcą i Panią zajmującą się rozwojem ruchowym niemowląt.

Słuchajcie, byłam uczestniczką wielu warsztatów na różne tematy. Warsztatów świetnych, średnich, miernych i beznadziejnych, przegadanych i udawanych, ale te zdecydowanie zaliczają się tylko i wyłącznie do pierwszej kategorii.

Pierwsza niespodzianka: spodziewalibyście się pewnie, że zajęcia w których po za rodzicami (i Babcią Czekoladki) bierze udział kilkoro niemowląt, będą przerywane płaczem, marudzeniem itp. itd. i generalnie niezbyt sprzyjające skupieniu. Wiem, że ja się spodziewałam. Guzik!

Nie wiem, czy to za sprawą drobiazgowej dbałości prowadzących (dziewczyny Pampersa były naprawdę niesamowite) o komfort Mam, Tatów, Babci i Maluchów, czy dlatego, że my sami świetnie czuliśmy się we własnym towarzystwie, czy też ze względu na to, że choć na sali były osoby mające różnorodne poglądy na pielęgnację i wychowanie dzieciaków, to wszyscy zaliczaliśmy się do kategorii osób na ten temat MYŚLĄCYCH (zjawisko dzięki niebiosom coraz powszechniejsze, nie mniej wciąż zbyt rzadkie) - ale fakt, że po za sporadycznym gaworzeniem, kiedy któreś z młodocianych chciało się włączyć w konwersację - było cicho spokojnie i miło. Moje wrażliwe uszy nie zlokalizowały żadnych dręczących zakłóceń.

Druga niespodzianka: spodziewałam się indoktrynacji w szerokim zakresie. Spodziewałam się namawiania, zachwalania i pień pochwalnych. Guzik!

Fakt, że pierwsza część spotkania to było przedstawienie marki i działań prodziecięcych i prozdrowotnych podejmowanych przez firmę, ale miało raczej charakter informacyjny, było wysycone konkretami i nienachalne.

Materiał poświęcony akcji szczepień przeciwtężcowych dzieci i mam w Afryce nie epatował ckliwością, za to dawał do myślenia. Informacje na temat Akademii Zdrowego Rozwoju (tegoroczny temat: "Zdrowy Sen - Aktywny dzień") były zachęcające (Będą w Szczecinie - la, la, la, la, la, la - 2-4 IX - naturalnie będziemy we trójkę), choć Twarz akcji (Ania Dąbrowska) miała na nagraniu promującym minę, jakby bolały ją zęby (ale i tak lubię jej muzykę).

Wszystkie trzy części, tak ta prowadzona przez Dr n med. Danutę Rosińską - Borkowską - fachowa, rzeczowa, acz strawna dawka faktów na temat skóry niemowląt i jej pielęgnacji, ta którą prowadziła Marta Żysko – Pałuba - psycholożka dziecięca - dotycząca snu maluchów, pełna praktycznych sposobów jak dbać o zdrowy wypoczynek dziecka, jak uczyć zdrowych (i zbawiennych dla rodziców) nawyków ze snem związanych i jak rozwiązać związane z tymi zagadnieniami problemy, jak i ostatnia - prowadzona przez Katarzynę Sempolską, najbardziej praktyczna - były naprawdę świetne. Poruszały sprawy, o których już gdzieś słyszałam, do których doszłam sama, jak i takie na które sama bym nie wpadła. Przydatne i praktyczne. Nie przegadane, ładnie opakowane, ściśle związane z rodzicielską codziennością, podane w przemiły sposób, przez kompetentne i sympatyczne prowadzące.

Że przesadzam z pochwałami? Powtarzam - nie zachwalam byleczego, ale też wychodzę z założenia, że jak ktoś zasłużył - to mu się należy. Tym, którzy mnie znają nie muszę uświadamiać, że nie jestem łatwym do zadowolenia odbiorcą czegokolwiek :D

Największy entuzjazm wzbudziła zdecydowanie ostatnia część - czyli warsztaty ruchowe. Do spółki z Grzegorzową z głęboką zazdrością obserwowałyśmy mamy i tatów testujących za pomocą swoich młodych nowe zastosowania gumowych piłek (kolczastych i gładkich), tuneli, koców i mat, rąk, nóg, masażerów do stóp, zestawów do baniek mydlanych i podobnych sprzętów, zupełnie jak się okazało magicznych.

Może na pociechę dostałam od Poli owcę. I byka. I psa. :D:D:D (wszystko oddałam naturalnie, ale w końcu gest się liczy ;) ).

Entuzjazm rodziców w 300% potwierdziły dzieciaki i ich reakcje (zdjęcia wkrótce - tego nie da się wiernie opisać). Najęty przez pieluchotwórców Fotograf oszalał. Z początkowego stanu podpory ściennej, poprzez dreptanie za pełzającą Polą przeszedł płynnie do czołgania, pełzania i innych ewolucji w poszukiwaniu świetnego ujęcia szalejących pędraków. Urocze :D

Potem były jeszcze pytania indywidualne do ekspertów, a potem poszliśmy na obiad. A potem...

Fabryka
 Szczerze powiedziawszy, specjalnie mnie nie wzruszyła. Ja się na tym nie znam. Sprawiała wrażenie a) dobrze chronionej i mającej surowe normy bezpieczeństwa; b) wyjątkowo chyba jak na takie miejsce czystej i estetycznej, c) dbającej o pracownika (takie rzeczy naprawdę widać). Pan oprowadzający uświadomił nam, że jeśli kupujemy pieluchę Pampersa w Europie - w dowolnym kraju - możemy mieć absolutną pewność, że została wyprodukowana w Warszawie :D Różne wzorki i kolorki, technologia ta sama. Dowiedziałyśmy się o restrykcyjnych normach, które sprawiają, że nawet niedostrzegalne ludzkim okiem odejście od wyznaczonego standardu (np. krzywy nadruk) dyskwalifikuje pieluchę z użycia (naturalnie od razu padło pytanie, co się dzieje z odrzutami - niestety idą do recyklingu :( ). 
Wiecie, że w ciągu minuty powstaje niemal 1000 Pampersów Premium? A będzie więcej. Ja nie wiedziałam.

Rozbroiła nas też nonszalancja, z jaką nasz przewodnik zdjął sobie paczkę pieluch prosto z taśmy produkcyjnej, rozbebeszył, w celu demonstracji jak to wygląda w środku, dał do pooglądania, po czym, ponieważ "takie macane nie mogą iść do klienta" - oddał do przerobienia. Chyba wszystkie patrzyłyśmy łakomie na ta prawie pełną paczkę.

W hali produkcyjnej było piekielnie głośno - dzieci zostały więc pod opieką Pań Opiekunek. Najpierw padło pytanie, czy tatusiowie nie woleliby z nimi zostać, uzupełnione przez Hafiję komentarzem, że przecież pieluchy, to bardziej rejon damskich zainteresowań. W tym momencie jeden z Tatów rozczulił mnie niesamowicie, bo z autentycznym szczerym i bezgranicznym oburzeniem stwierdził, że "Mężczyźni też przewijają!". No ba! Pewnie! I tak trzymać! Brawo Tata :D:D:D
My dostałyśmy zatyczki do uszu. Ale zatyczek do brzucha nie było. Całe szczęście miałam ze sobą szal, więc wytłumiłam ;) Chyba skutecznie, bo nie było jakiejś szczególnie rozpaczliwej reakcji ze strony Lokatora.

Potem Pampersówki pokazały nam kilka "reklamowych" eksperymentów z pieluchą Pampers i "konkurencyjną" (nie pytajcie nas Panie, jaka to marka i nie zgadujcie, bo i tak nie możemy Wam powiedzieć). Mimo, że imponujące zaiste, takie chwyty nigdy specjalnie na mnie nie działały. Ale naprawdę przekonujące były komentarze i opinie mam, które stosowały już różne marki pieluch jednorazowych. Mówię tu i o uczestniczkach warsztatów i o innych znanych mi mamach. Konkluzja jest jedna - Pampersa nic jeszcze nie przebiło. Jedynym mankamentem jest jego cena. Po za tym jest poprostu najlepszy i tyle.

Żeby była jasność - Pampers nie płaci mi (jeszcze ;) ) za posty, ani nic takiego. Zresztą, za kasę też nie pisałabym czegoś z czym się nie zgadzam :D. Co najwyżej rzucałabym jakimiś ogólnikami :D:D:D

Dowiedziałam się, czym różnią się poszczególne linie pieluchowe:


Po czym, obładowane prezentami, nasycone informacjami, wrażeniami i kontaktem z "elitą świata mamowo-blogowego" ( ;) ) wróciłyśmy do hotelu/domu.



Reszta wrażeń z W-wy jutro, bo już mnie palce bolą. 
 Dodam tylko, że w wyniku tej wyprawy lista wyprawkowa zyskała dwie "odhaczone" pozycje, ale lista prezentów okołokijankowych zyska nowy dział rozwojowy (piłki, masażery itp...). :D


P.S. Nie wiem, czemu ta czcionka jest taka dziwna, ale wszelkie próby jej "unormalnienia" spełzły na niczym. Poddaję się.

Pin It Now!

2 komentarze:

  1. Szkoda, szkoda, że tak krótko wszystko trwało :( Liczę, że szybko zorganizują nowe spotkanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W imieniu Mikołaja serdecznie dziękuję ;) Hafija - szkoda, że tak krótko, ale dobrze, że miałyśmy okazję się poznać

    OdpowiedzUsuń