czwartek, 7 lipca 2011

Zieloności i Przyjaciele z mroku i pajęczyny

 Przyszła chusta od Pentelki :D:D:D

Elastyczna L-ka w kolorze "młoda trawka". Motaliśmy się już oboje. Ha! W dodatku dostaliśmy w prezencie zielono-oliwkową czapurkę (W roli modela Miś Miś ;) ). Przemek naciągnął ją sobie na rękę i stwierdził, że "niezła rękawiczka". Taaaaaa...

W ogóle stan wyprawkowania rośnie, co obrazowo udokumentuję na odpowiedniej stronie na dniach.

Dodatkowo we wtorek pojechaliśmy do prababcinej piwnicy, która robiła (robi) za przechowalnię części mojego dobytku (książki, więcej książek, płyty analogowe, trochę materiałów do robótek ręcznych i książki), który nie bardzo mieścił się w kawalerce, w której zamieszkiwaliśmy z Przemkiem na początku wspólnego bytowania (to już trzy lata :) ). Po walce z wyłażącym korkiem (takim od prądu) i przebiciu tunelu w pajęczynie wydobyliśmy i przytachaliśmy do domu dwa kartony książeczek z mojego dzieciństwa. Wiecie, takich wykochanych i wymemłanych na zabój.

Przez lata chroniłam je przed zakusami Macierzy, pragnącej je upłynnić (bo i tak przecież tego nie czytasz). Ale ja od zawsze miałam sentyment do literatury. Nie ocaliłam niestety przepięknych wydań "Konika Garbuska" i "Pinokia" (ostał się "Dziadek do orzechów" :D) z ilustracjami Szancera (poszły na prezenty). Mam za to całą stertę książeczek z serii "Poczytaj mi mamo" (pamiętacie?),

 

mam książeczki, które czytał mi Dziadek Stefan, na których sama uczyłam się czytać, w tym jego ulubiona o Warszawie (dziadek rodowity - Warszawiak był w swoim mieście zakochany).

 
Mam baśnie wszelkich możliwych chyba kultur i nacji. Mam cały cykl (no dobra, "Zima" gdzieś się zapodziała) "Razem ze słonkiem",


z którego uczyłam się ptaków i roślin, i ekologii, i gdzie są rewelacyjne pomysły na prace techniczno plastyczne, które jako dziecko szalenie chciałam robić, tylko rodzice nie mieli czasu i ochoty. Mam moje ukochane "Przepraszam, Smoku".

Mam "Złoto Gór Czarnych", które Macierz czytała mi (i chyba bardziej sobie ;) ) gdy byłam w zaawansowanym wieku lat sześciu, trwale zarażając mnie uwielbieniem do wszystkiego co północno-indiańskie. Mam Osiecką i Grimmów, i Lindgren, i Brzechwę, i Szelburg-Zarembinę. Mam legendy i podania z całej Polski. Mam Plastusia i Uszatka, i Fizię zwaną też Pippi. Mam dziewięć tomów Ani (Jak to jakiej, z Zielonego Wzgórza naturalnie!). Makuszyński. Chotomska. Gałczyński. Kownacka i Konopnicka. Rogaś i Pimpuś Sadełko, i Cudaczek-Wyśmiewaczek, i Funio z Umpli-Tumpli, i Blaszany Drwal. Wszystko to suszy się i wietrzy z piwnicznej wilgoci. Mamy zapas czytania do Pumperniczej pełnoletności ;)



A w piwnicy jeszcze został jeden karton do przejrzenia i sekretarzyk, który zamierzamy stuningować, i przerobić na toaletkę :D.

Nawiasem mówiąc doszłam do wniosku, że po permanentnym szprycowaniu taką literaturą nie miałam szans, żeby wyrosnąć na normalną istotę, zainteresowaną wyłącznie telewizorem, komputerem, ciuchami, kosmetykami i facetami.

Dzięki Mamo :)

Obawiam się, że Pumperniklę też nie ma szans. Obciążone genetycznie po obu liniach, indoktrynowane od poczęcia.

Nie ma za co Dziecko :)

Oprócz tego zabrałam (pod lekko pobłażliwym spojrzeniem Małżonka) z piwnicznego wygnania torbę z nielicznymi, zachowanymi przedstawicielami gatunku pluszaków. Wszystkie mają swoją historię.
Np. Pies (od zawsze bezimienny) jest ze mną nie wiem, czy od urodzenia, ale od pierwszego roku życia na pewno (Mam zdjęcia dowodowe!). Jego brat był beżowy i jamnikowaty, wobec tego nie przetrwał do czasów obecnych (od dzieciństwa darzyłam jamniki w pełni uzasadnioną abominacją). Maturalna Kaczka (od Wuja) i wyjazdowo-obozowy Pingwin - Człapciuś, którego dostałam od Mamy, a który kiedyś piszczał (to był dopiero wypas!), Gumiasty Piesko-Lew, który przetrwał całą naszą trójkę (Ja-Darek-Kaszydło). Kolekcja wiewiórek. Różowa (o zgrozo!) Zuzia, kupiona przez Tatę w jakimś sklepie, w którym w czasie PRLu były takie rzeczy jak Tic-Tac'i (tyle pamiętam). Uprane wiszą i się suszą.

A ja szyję torbę do przewijania :D. Dokumentacja w PoTworni już wkrótce.
Pin It Now!

7 komentarzy:

  1. świetna sprawa odnaleźć takie skarby :) może u moich rodziców też by się coś znalazło, ale raczej dla dzieci w wieku szkolnym - to się jeszcze uchowało :) reszta ? sama się teraz zastanawiam ?! czekam na więcej postów pokazująch resztę wyprawki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zuzia! Ja miałam niebieską... Bez włosów (których ją pozbawiłam...) W ogóle przypomniało mi się wieeele! Dzięki :) My z M zamierzamy Dzieciom puszczać smurfy i gumisie zamiast tego co leci w TV ja jeszcze myślałam o czarodziejce z księżyca :D I tak jak Kobieta przed 30. czekam z niecierpliwością na więcej wyprawkowych postów. Sama też muszę coś dorzucić, bo patrzę że wyjątkowo oryginalne jesteśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cudownie! szczęśliwe to dziecko :) a Ani jest 10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego piszę, że mam 9, a nie komplet :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ah. a poza tym byłam nie doiformowana jest 9 lub 11 zależy czy licząc opowieści i pożegnanie, bo wyszła nowa, tajemnicza, dwa lata temu, odnaleziona po śmierci autorki - Gilbert ponoć stał się draniem - to może lepiej nie burzyć tego świata ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jaaaaaaa!!! razem ze slonkiem i poczytaj mi mamo!!! az mi sie lezka w oku zakrecila :) super!!! orlowska

    OdpowiedzUsuń