Słowo na mnie działa. Cholernie. Podobno faceci zakochują się przez oczy, a kobiety przez uszy. No ja na pewno. Z drugiej strony wściekle utrudnia mi to słuchanie współczesnej muzyki popularnej. Serio.
I dowcip też mnie kręci. Zwłaszcza ten inteligentny i błyskotliwy.
To też ogromnie się cieszę, że Gudi (jeszcze raz dzięki Dobra Kobieto) przypomniała mi, o rozpoczętym niedawno Akustyczniu, a Mąż Mój Cudowny był łaskaw (cudownie) ozdrowieć. A że dodatkowo Madre moja zgodziła się zaopiekować swoim jedynym Wnuczęciem - mogliśmy z Przemkiem oddać się rozpuście i udać na koncert.
O powodach mojego szczególnego, emocjonalnego stosunku do twórczości Roberta Kasprzyckiego pisała już żem była TUTAJ (za dwa tygodnie i dni trzy minie dokładnie... 6 lat, dacie wiarę?)
Cuuuuudnie było (chociaż krótko). Co prawda Studio S-1 Polskiego Radia nie do końca chyba nadaje się na takie przedsięwzięcia (brak baru, niewygodne krzesła, mało kameralna atmosfera), ale i tak...
Jak tylko zmyli się panowie z kamerami - przesiadłyśmy się z Gudi z czteronogich narzędzi tortur na glebę (ja obstawiam zboczenie poharcerskie, ona - podzieciowe, obie obstawiamy, że nieusuwalne). I tak dorwał nas jakiś kolo z aparatem.
I śmy śpiewali. Nie sami, żeby nie było. I chłonęli byliśmy te dźwięki, słowa, mrok i blask, dym i deszcz...
"Trzymaj się wiatru Kochana" nie mogę nigdzie znaleźć, więc wrzucam inne :)
Do ostatniej tańczyliśmy z Przemkiem z ogniem, podczas jednego koncertu jakoś tuż przed ślubem :) Pin It Now!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz