czwartek, 9 stycznia 2014

Koniec i początek

Końcówka starego i początek nowego roku minęły nam w absolutnym błogostanie.
Takiego poczucia pełni, absolutnego bycia tu-i-teraz życzę każdemu, nie tylko w tym roku.

W prawdzie nadal słabujemy nieco na gardłach, ale zdaje się, że choróbsko ma się ku końcowi.

A tak uczciliśmy moment przejścia.
Sylwestrowe naleśniki, wycinane w żyrafy i gwiazdki, z dżemem truskawkowym (sama żem robiła :D), twarożkiem i SYROPEM PIERNIKOWYM robionym wspólnie z Orą, o którym jeszcze wspomnę.

Żyrafa na talerzu
Żyrafa na nodze
Żyrafa na stole
Jeśli chodzi o bombonierki, to taka byłaby moja ulubiona :D
Ora woli melona
A Kasia (prezent od Babci M. - nie pytajcie) zupę gumkowo-spinkową.
Mamy z Przemkiem takie zboczenie, że nie gustujemy w szampanie. Z reguły świętowaliśmy miodem, ale tym razem wygrał grzańczyk :D
Sądząc, że Dziewczę do północy zdąży paść - koło 22 odpaliliśmy w ogródku zimne ognie. Dziewczę się nacieszyło, a o północy i tak oglądało sztuczne ognie.

Kasię, usadowioną na sankach wyczekujących śniegu, mama (Bo Ora została mamą, wiecie? Misia koali i Kasi właśnie. W momentach, kiedy wchodzi w tę rolę my zostajemy: ja - koleżanką, a Przemek - po dłuższych negocjacjach odnośnie płci - kolegą.) troskliwie otuliła kołderką.
Podsumowań, postanowień i innych toptenów nie będzie.
Szczęśliwości :)

P.S. O tym, że ten dzień (a właściwie noc) spędzamy w domu i we własnym towarzystwie Z WYBORU, że bardzo się tym cieszymy i nie trzeba nam z tego powodu współczuć, pisałam już była chyba tu.
Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz