środa, 22 stycznia 2014

O gwiazdce we wrześniu

Tak, jak sam tytuł wskazuje post moooocno przeleżakowany. Ale nie mogłam odmówić sobie przyjemności opublikowania go, zwłaszcza że właśnie z dziką rozkoszą napawamy się letnimi i jesiennymi przysmakami, przechowanymi w słoikach. Pasta paprykowa, bakłażanowe smarowidło, dżemik truskawkowo-rabarbarowy, jabłkowo-borówkowy, czekowidła i zioła zamrożone w oliwie. Mrrrrr...

A część tych doznań zawdzięczamy Grzesiowi, Agnieszce i ich córce - Hani, którzy we wrześniu zaprosili byli nas do swoich rodziców do Chojny.
A z kolei rodzice ich zaprosili nas na swoją działkę.
DZIAŁKĘ!!!

Wyobraźcie sobie ogromny ogród warzywny. Grządki pod linijeczkę, szklarenki, wszystko wypielęgnowane i dopieszczone w sposób arcydoskonały, a w i na nich - bogactwo! Papryki i pomidory w milionie odmian, wielkie dynie i kabaczki, ogórki i kapustka, gąszcz szpinaku, jarmuż, buraczki, ogromne krzaczory bazylii i lawendy, chruśniaki malinowe i grządki truskawkowe, pory i kalafiory, cuda, wianki, wodotryski - jeszcze się ślinię na samo wspomnienie.

I w trakcie przemiłego pikniku na trawie hanina babcia rzuca mimochodem taki oto tekst: "Jak macie ochotę, to sobie narwijcie czego chcecie. Nam to wszystko rośnie jak głupie, a sami nie zjemy, więc jak nie weźmiecie, to pójdzie na kompost."

...
.........
.................................................................

Wyjechaliśmy taczką.
Ora banię uznała za świetną zabawkę - sypała na nią piasek i trawkę, traktowała jak bębenek, nawet próbowała podnieść. Moment tragi-komiczny nastąpił, gdy Hania chciała się przyłączyć do zabawy. Dziewczę nasze, objąwszy dynię kurczowo, uderzyło w płacz i poczęło krzyczeć wielkim głosem: "Tata ratuj dynięęęę!"
Niestety pod koniec imprezy zdarzył nam się mały wypadek, który o mało nie przyczynił się do mojego przedwczesnego osiwienia. Mianowicie galopująca Orka nie zauważyła krawężnika, potknęła się o niego i upadła tak nieszczęśliwie, że zatrzymała się nosem na potężnej doniczce.
Zdarta z grzbietu noska skóra napędziła nam potężnego stracha, ale całe szczęście Dzięcielina szybko dała się utulić (wiwat mleczko ;) ). Dziś nie ma już po sprawie śladu.

Oprócz tego Grześ i Agnieszka pokazali nam platana-olbrzyma, oprowadzili nas nieco po Chojnie, wzdłuż murów miejskich,

wleźliśmy na wieżę kościelną,

postrzelaliśmy z łuku i ogólnie wywczasowaliśmy się najprzyjemniej :D


Pin It Now!

1 komentarz:

  1. Takie skarby są najlepsze. My mamy teściów za miastem, z ogródkiem przed domem, więc też cieszymy się skarbami z ogrodu w sezonie. A do tego mamy też jaja od kurek na wolności i niezestresowany drób:)

    OdpowiedzUsuń