środa, 23 stycznia 2013

O wózkowej demoralizacji lub uwiezieniu, spotkaniu z Agnieszką i Wielkim Dniu

Łojoj!
Ponieważ eksperyment się udał - poszliśmy za ciosem i w sobotę Młoda została w asyście Babci i Prababci na - UWAGA - pięć długich godzin!
Matka w tym czasie, kosmicznie niewyspana i zdenerwowana jak nie wiem, z ręką na telefonie, pogalopowała na warsztaty z Agnieszką Stein.

Warsztaty nt. wychowania bez kar i nagród (o czym jeszcze napiszę). Bardzo trafia do mnie Agnieszkowe ujęcie rodzicielstwa bliskości. Jest spójne, logiczne i konsekwentne. Jest szczere i niewydumane, oparte na realiach.
Spotkanie dla mnie bardzo miłe, bardzo konstruktywne. Takie, podczas którego uczestnicy mają taki sam wpływ na jego kształt, co i prowadzący. Lubię tak.

Mimo, iż pierwszą godzinę (do pierwszej kawy) walczyłam z opadającymi powiekami, mimo ciągłego zerkania na komórkę i wysyłania ukradkiem sms'ów - było wspaniale.

A Aurora w tym czasie przeżywała nieliche przygody. Wypieszczona przez obiedwie babcie i CiotKaszydło, została następnie porwana i zdeprawowana!

Najbardziej w całym przedsięwzięciu bałam się popołudniowej drzemki. Ora zasypia we dnie przy piersi. Budzi się w rozmaitych humorach. Obawiałam się, że zacznie płakać i Babcie nie podołają. Zostawiłam nawet dyspozycje, że gdyby Progenitura była marudna to Babcia może wrzucić ją w fotelik i zawieźć mi na warsztaty (pytałam wcześniej Agnieszkę o zgodę na taką ewentualność).

Nie doceniłam sprytu własnej Macierzy.
Otóż, kiedy Dzidziołka zaczęła robić maślane oczka i ziewać, Jej Babcia niecnie wrzuciła ją w WÓZEK (!!!) i uprowadziła (na rynek, po zakupy).

(Wózek jest pozostałością po dzieciach kuzyna i rezyduje u Prababci Ory, która to Prababcia zabunkrowała go u siebie na właśnie takie zbrodnicze okazje ;) ).

Orka limuzynę zaakceptowała i podczas podróży zasnęła. Tu Babcia wpadła w lekką panikę, bo nie umiała opuścić siedzenia, żeby Dziecko mogło wygodnie leżeć, więc... Wiozła Gżdacza  z przednimi kołami w powietrzu. Bo Babcia dla wygody Wnuczki zrobi wiele.

Po powrocie Ora kontynuowała sen w wózku, i właśnie kiedy Babcia przygotowywała się do szybkiej jazdy do mnie, z płaczącym po obudzeniu-się-bez-rodziców Dziewczęciem - wrócił z pracy Tatko.

Kiedy wracałam po warsztatach oboje czekali mnie w oknie, przy czym Tygryska na mój widok rozpłakała się rzewnymi łzami.

Do dziś mnie pilnuje, może nie histerycznie, ale raczej muszę chodzić "na krótkiej smyczy" ;)


A na Dzień Babci i Dzień Dziadka Ora wykonała pierwsze swoje (prawie)samodzielne laurki:

Kwiatek malowała Wnuczka. Mama dodała tylko kilka, nieistotnych dla rangi dzieła, detali.

Kiepskie, bo z telefonu.
Po prawdzie, to Artystkę bardziej interesowało maczanie pędzla (i łapek) w wodzie, niż malowanie, ale efektem ubocznym maczania stało się kilka akwareli ;)
A teraz "apki, apki!" (myć łapki).
Praprababci (mojej Prababci) Teresce, Prababci (wel Babci) Marysi, Babci Wandzie, Babci Iwonie i Dziadkowi Bogdanowi życzymy wszystkiego tak radosnego, jak ten uśmiech :D
Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. mamy trzeba pilnować :)
    Fajnie Ci z tymi warsztatami ! Zazdraszczam!

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha... babcia dla wnuka/wnuczki jest w stanie wiele zrobić, oj wiele... też to znam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha - sprytna babcia. Też bym się na takowe warsztaty wybrała...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyobraziłam sobie babcię z tym wózkiem z uniesionymi kołami. W tym śniegu.
    Bezcenne

    OdpowiedzUsuń