czwartek, 10 stycznia 2013

Rozrywki i wyczyny ekstremalne, czyli orotematycznie głównie

Ja o Aurorze mogę jak niektórzy o Chucku Norisie. Na okrągło i z półobrotu. Anegdotycznie i mitologicznie.

Ostatnio Jej zabawą przed zaśnięciem jest orbitowanie wokół mnie albo Przemka (z obowiązkowym przemarszem przez twarz/książkę/laptopa) aż do padnięcia/znudzenia.

Albo: wlezienie mi na plecy i podskakiwanie jak na koniu oraz używanie włosów w charakterze lejców. Na Ojca nie wskakuje. Może się boi, że nie będzie się miała czego trzymać :D A jak już się znudzi podskakiwaniem (no dobra... i podrzucaniem przeze mnie) to staje na nogi woltyżerka jedna. Strach się przy Niej kłaść.

Bardzo dba o swoje zdrowie. Wieczorem domaga się witaminy D (cmokanie, jak przy wysysaniu z kapsułki). Jak miała katar, to najpierw ciągnęła nebulizator (Nazywany u nas smokiem - bo zieje parą. U nas pytanie "Chcesz smoka?" nie dotyczy tych smoków, których szukacie ;)) za kabel (choć nie wiem, czy to nie dlatego, że traktuje go trochę jak zabawkę typu "gra i buczy" ;)). Następnie wyciągała z koszyczka maść majerankową (którą po aplikacji mamowej nieodmiennie każe sobie wycisnąć na palec, trochę zjada, a resztę aplikuje samodzielnie pod własny nos).
Kiedy zdarzyły Jej się problemy z opróżnieniem brzuszka, po kilku sesjach masowania przez nas, jak znów zaczęła się napinać to sama głaskała łapką okolice pępka.
Szkoda, że ta dbałość nie rozciąga się na paszczę. O mycie zębów niestety wciąż są awantury. A ja kurczę tylko chcę, żeby je miała.

Przechodzimy różne fascynacje smakowe. Była maślana. Była papryczna. Olejowo-kokosowa. Potem kiszono ogórkowa. Pieśń "Ogóóóó! Ogóóó!" rozlegała się za każdym razem, kiedy w zasięgu wzroku (u Taty na kanapce, w torbie z zakupami, w otwartej lodówce, na obrazku, w reklamie telewizyjnej) pojawiało się coś ogórokształtnego. Zaczęliśmy dawkować przysmak ze strachu przed solą i kwasem (bo w końcu Jej się plamki przy ustach porobiły). Teraz pieśń powraca ilekroć gdzieś z telepudła usłyszy melodyjkę tej koszmarnej reklamy hamburgerów, w której śpiewają o chrupiących piklach. Brrrrr!
A obecnie w najlepsze trwa faza soczewicowa.

Nie nadążam za rozszerzaniem się Jej słownika.
Babcie, zamiast gadać do Dziecka po ludzku, uczą Młodą jakiejś chińszczyzny, wobec czego o wyjściu z domu zaczęła mówić "ajciu".

Bosko robi minę chomika (mamy nagrane :D).

Kiedy widzi obrazek pijących kotków, albo dinozaura to chłepcze języczkiem.

Przytula się do nas, głaszcze, daje i domaga się buziaków najcudowniej w świecie. Babcie rozanielają się tym jak wyciąga do nich rączki, żeby Ją ponosić (doskonale wie do kogo uderzać ;) )

Niedawno miała chęć poganiać w stroju naturystki. Ponieważ rozmijało się to z moimi zamiarami - próbowałam pokojowo namówić Dziewczę do odziania się w pampka, na co Ta zaczęła zwiewać przed pieluchą NA STOJAKA!


Tata jest obiektem dziecięcej troski. Niepokoiła się, kiedy z kumplami naparzał się żelastwem (bam, bam!), kiedy otoczyły go dzieci z balonami tak, że nie było go widać (Tata? Tata!) i kiedy wysiadłszy z samochodu, zamiast otworzyć drzwi koło Niej i wyjąć Ją z fotelika - gdzieś zniknął (wyskoczył po coś na chwilkę). Nie ważne, że siedziałam tuż obok - Tata!
BLW jest fajne, zwłaszcza, jak Dziecko zaczyna karmić Ciebie. I już nic nie musisz robić :D
Organizuje sobie przestrzeń życiową według własnych zamierzeń. W łóżku przekłada, przepycha i kopie poduszki, aż leżą w jedynie właściwych i słusznych miejscach. Wyciąga Przemkowi spod pleców rogala. (pierwotnie poducha do karmienia, zaadaptowana na podplecznik, a obecnie noszona przez Orę w zależności od nastroju - jak płaszcz, kółko do pływania lub używana w charakterze fotela i obiektu zabawowego. Dydłońka uwielbia poduchy z groszkami w środku. Oszalała na punkcie sako w Klubie Kangura.)

Kiedy proszę, żeby coś podała - podaje. Dziś na moją prośbę zaciągnęła swoją matę (zdjętą przeze mnie z suszarki) Tacie do drugiego pokoju. Znów obierałyśmy razem brukselkę. Potem Dziewczę zajęło się rozrzucaniem pozostałych listków. Kiedy na Nią popatrzałam i zapytałam kto to teraz pozbiera - zaczęła wrzucać listki z powrotem do torby :D

Nadal trudni się mlekorozdawnictwem. Ale kapryśnie. Wczoraj np. dostarczyła mi Misia Miecia celem nakarmienia mlekiem. Jednak ledwie ten zdołał musnąć pierś moją łabędzią, z anielskim uśmiechem i szatańskim błyskiem w oku Curuś odepchnęła go, i przyssała się sama z niedźwiedzim kłapnięciem.

Nasze dialogi zaczynają być coraz ciekawsze.
Wracamy z zakupów, jesteśmy pod drzwiami:
- Eko!
- Już Kochanie, już otwieram, rozbieramy się i Mama Cię odwiąże.
- (głośniej) Eko, eko, eko!
- (otwierając drzwi i ściągając buty) Jeszcze sekundę Skarbie.
- (pół rozpaczliwie) Ekoo, Eko!!!
- Mleko? Chcesz mleka?
- TAK!!!!
i spokój.
Rozebrałam nas, rozwiązałam, posadziłam Dziecię na materacyku (jeszcze w paputach i kapturku), odwróciłam się, żeby odwiesić chustę, kiedy GłodomOrka z okrzykiem Bam! padła na rzeczony materacyk. Myślałam, że zmęczona, ale kiedy Ją podniosłam, rozebrałam i zaczęłam otwierać bar mleczny - Ta wyszczerzona niczym żarłacz ludojad, ponownie z tym samym okrzykiem bojowym zajęła... strategiczną pozycję do wygodnego, leżącego karmienia.

A teraz chichracz chichra się przez sen.

A pozy, jakie przybiera przy jedzeniu... Nie, nie, to będzie notka obrazkowa!

P.S. Po prawej możecie zobaczyć, że startujemy w konkursie na blog roku. Konkurencja jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaka wielka, a my maleńcy, ale co tam.
Pin It Now!

3 komentarze:

  1. Wspaniała jest! A mina chomika co najmniej intrygująca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tym mogłabyś pisać, a ja czytać :))) Cudna ta Ora! Trzymam kciuki za konkurs :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam :D u nas też ciężko ze słownikien, zbyt szybko to wszystko idzie ;-) czekam niecierpliwie na fotonotke :-D pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń