środa, 14 grudnia 2011

Trzy obrazki z mamami

Ale najpierw jeden z Nami:

Trochę niedospani, trochę zgonieni. Czas prywatny nieco się skurczył. Ale wystarcza. Na wspólne bycie. Na spacer. Na zagapienie się na Księżyc. Na zapatrzenie w Naszą Córkę. Na zachłyśnięcie sobą.
Na co komu sen? ;)

Doszłam do wniosku, że Wszechświat uknuł spisek w celu przyprawienia mnie o pomieszanie zmysłów. Ktoś po nocach (między karmieniami) filcuje mi śpiochy i pajace. Zamienia czapeczki na rozmiar niżej. Mąż prawdopodobnie co noc przeplata kosz na nowo, tak, żeby był mniejszy.
Przecież moja Kruszynka, moje Maleństwo wcale, a wcale nie urosło! No serio!

Jej Maleńkość miała być dziś szczepiona, ale trafiła nam się Pani Pediatrka (równa babka), która stwierdziła, że ona woli, jak dziecko do kłucia większe jest. Ogólnie taka pronaturalna raczej :D.
Nazachwycała się nad Aurorą (zupełnie słusznie), że taka śliczna (po Tatusiu), taka wesoła i pogodna (po Mamusi), taka mądra (No Ba! Ale po kim, to pojęcia nie mam.) bo wodzi już oczkami, silna taka, tak tułów prosto trzyma, tak się rozgląda, śmieszka taka, takie ma śliczne imię (Ha!) i w ogóle.
O sobie dowiedziałam się, że jak ktoś takie śliczne dzieci rodzi, to powinien to robić zawodowo (:D:D:D) i że widać, że macierzyństwo mnie nie przerasta (???).
O Młodej, że zadbana, zdrowiutka, a wagę ma podręcznikową (4 i pół kilo).



Jakby co - to nie moja klata ;)

Bo najlepiej się śpi na Tatce. mam jest zbyt pagórkowata ;)


I.
W ramach spacerów robimy rundki po pobliskim parku. Czasami macham kończynami na podchmurkowej, parkowej siłowni (mamy taką - serio - super sprawa!), czasami siadam na ławeczce na placu zabaw i czytam/rozwiązuję sudoku.

Niestety z placu zabaw będę chyba musiała zrezygnować. Bo mnie nosi. Otóż:

Jakiś czas temu przyszła na plac zabaw babcia. Leciwa babcia, acz sprawna raczej. Z kilkulatkiem. Dziecię było rezolutne, komunikatywne i żywe. Fajny młody człowiek. Naturalnie oczy zaświeciły mu się na widok zjeżdżalni.
- Nie idź tam, spadniesz.

Zobaczył wieżyczkę z linowym mostem.
- No co ty myślisz, ja Cię tam nie dam rady wsadzić.

Huśtawka!
- Uderzysz się. Bądź grzeczny, albo zaraz stąd pójdziemy!

Ścianka do wspinania.
- Chodź tam! (ciągnięcie za rękę w stronę dwuosobowego bujaka).

Noż durna babo, po co dziecko brałaś na plac zabaw! Trzeba mu jeszcze było cukierka przez szybkę pokazać.

Rezolutny młodzian powiedział babci "Pa, pa!" i zwiał z placu zabaw dokładnie zamykając za sobą bramkę (serio!).  Babcia goniła go czas jakiś po parkowych alejkach (wreszcie jakaś rozrywka). Po czym małolat sądząc widać, że ją zgubił wrócił na plac zabaw (znów zamykając bramkę). Podszedł do mam (cudzych) stojących przy wieżyczce i wymownie pokazał paluchem. Mamy niestety były zajęte obgadywaniem jakiejś córki koleżanki, ale bezczelnie włączyłam się w akcję i zrobiłam za tłumacza (sama z Młodą w chuście nie bardzo mogłam go wrzucić). Mały (cały szczęśliwy) wylądował na wieżyczce, pogalopował wiszącym mostkiem i zaczął się przyglądać zjeżdżalni (kulturalnie przepuszczając inne dzieci).

Na ten widok przykłusowała babcia, czająca się dotąd w krzakach i obserwująca (sprawdzałam gdzie jest), z nadzieją chyba, że młody zatęskni i ryknie (figa!). I zaczęła go ponaglać, żeby natychmiast zjechał (pod jej kontrolą naturalnie) i zrobił miejsce innym dzieciom, po czym stwierdziła, że jest niegrzeczny, i że muszą już iść.

Kilka dni później. Kilka mam "na wysoki połysk" - tleniona koafiura, szpony, szpilki, kusa spódniczka itp. (nie żebym miała coś przeciw, ale może nie w grudniu na spacerze w parku z dzieckiem) z grupą 7-8-latków.

- Tu nie, bo się pobrudzisz.
- Nie masz spodni, żeby się wspinać.
- Jak się pobrudzicie, to nigdzie nie pójdziemy.
- Nie biegaj (!!!).
- Nie dasz przecież sama rady, a ja Cię nie mam zamiaru wciągać.

Na litość!!!!!!!!!!!!!! Noż cholera (*&%^%#%(_^^%$##$@!!!!!!!
Szlag mnie trafia, krew zalewa i ogólnie mnie telepie. Mamroczę pod nosem, żeby się rozładować, albo dzwonię do Męża i głośno (i sarkastycznie) relacjonuję. To powinno być karalne!
"Żeby ty na górce stał, a słonka nie widział!"

II.
W sobotę (Jako, że Przemko był uziemiony w pracy) poszłyśmy (w nowej, cudownej kurtce do chustowania - chwalę się, a co :D) z CiotKaszydłem na spacer w okolice Arkonki. Spacer towarzyski, z babeczkami z forum chustowego. Nigdy jakoś specjalnie nie gustowałam w forach i różnego rodzaju sztucznie tworzonych "grupach towarzyskich", ale było naprawdę fajnie. Czyżbym łapała bakcyla? Macierzyństwo zmienia wiewi00ry?

Zaczekajcie!
I tak was w końcu złapię!!!


III.
Zwróciliście uwagę na dziedziczenie języka? Zwrotów, intonacji, akcentowania. To temat, który często plątał mi się po czaszce w odniesieniu do innych, ale teraz, kiedy gadam do mojego dziecięcia zaczęłam intensywnie przerabiać go pod kątem własnej osoby. 
Bo łapię się non stop na tym, że mówię do Młodej tak, jak moja Mama mówiła - do mnie pewnie też, ale przede wszystkim - do mojego Brata i Siostry. Ten sam ton, te same powiedzonka, zwroty, te same nieartykułowane wyrazy czułości. Niektóre nawet od Babci zapożyczam.
A równolegle tworzę własne powiedzenia, nazwania. Własne neologizmy tego matczyno-córczynego języka.
Hopsium-dyrdum
Hoplum-peplum
Hops-hops-Cheops!
Lalcia
Lelkem

A druga rzecz to śpiewanie. Nie pamiętam, żeby Mama mi śpiewała. Babcia tak. Mama za to czytała. Czytamy. A ja śpiewam Młodej. I żeby nie zgubić gdzieś tego śpiewania - zakładam śpiewnik familijny. Ale o tym inną razą :)


A w ogóle idą Święta, a o tym, że spadł pierwszy śnieg dowiedziałam się z fejsbuka. Masakra!
Pin It Now!

8 komentarzy:

  1. no "mamy" są straszne... cała nadzieja w takich jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. my też chcemy poczekać ze szczepieniem aż będzie trochę większa. Co Wam doradziła pediatra, w sensie kiedy kłuć?

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku stycznia mamy umówioną wizytę.

    OdpowiedzUsuń
  4. tyle komplementów na jednej wizycie - wspaniale :) podziwiam CIę za werwę i żywotność

    OdpowiedzUsuń
  5. odniosę się do pkt I - takie mamusie mam na swojej wiejskiej drodze pełnej dziur, kałuż, a co za tym idzie - błotka :) W kusych kurteczkach, na szpileczkach próbują okiełznać swoje dzieci, a moja Ania lata uświniona po uszy i pokazuje im ślimaka rozgniecionego, którego nosi w łapce i przytula... Nie muszę pisać, że koleżanek nie znalazłam wśród tych DAM :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha! O placu zabaw też pisałam! Historie niesamowite... nie raz miałam gęsią skórkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ej fajnie wyszłam prześlesz mi to zdjęcie? a co do punktu pierwszego nieźle się ubawiłam gdy przeczytałam o gonitie babci

    OdpowiedzUsuń
  8. Och jaka cudna ta sesja. Moje dzieci też zawsze najchętniej spały tacie na klacie.

    OdpowiedzUsuń