czwartek, 8 grudnia 2011

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE czyli Antycyponek oraz prezenty

Na początek będzie literacko:
"Wy nie wiecie, a ja wiem
jak rozmawiać trzeba z lwem!"



Maleńka Cesarzowa gada jak nakręcona, a kiedy się śmieje (a ostatnio raczy to czynić na okrągło niemal) ma absolutnie doskonały dołeczek w lewym poliku!!! :D:D:D A wielkostopy Lew Leon po okresie obojętności został spacyfikowany przez: skopanie w koszu, potraktowanie prawym prostym z przewijaka i wymizianie podczas zabawy z Tatą (który Leona zmuszał do dziwnych podrygów i machania ogonem).

Nawiedziła nas Tłaroś. I nie dość, że dała się niecnie wykorzystać robiąc za nianię podczas zakupów, kiedym namiętnie przymierzała stosy odzienia (nowy rozmiar trzeba oblekać w coś w miarę znośnego wizualnie i KONIECZNIE z łatwym dostępem do bufetu ;) ), ale w dodatku przywiozła mikołajkowe podarki :D. 

Dostaliśmy Płytkę z Twórczością Macieja Wojtyszki, którego pasjami uwielbiam. Mój namiętny romans z jego działalnością literacką rozpoczął się w II klasie szkoły podstawowej (niezreformowanej), od książeczki (wypożyczonej z klasowej biblioteczki) z serii "Poczytaj mi mamo" o Antycyponku:


"Antycyponek to takie zwierzę
Które powstaje, gdy na papierze 
Namalujemy kredką lub tuszem
Z początku tylko ogromne uszy."

Był to początek fascynującej przygody trwającej do dziś, w ramach której od jakiegoś czasu poszukuję intensywnie tego dzieła. Stąd mój apel:
KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE!!! 
 Nabędę, wymienię, pożyczę, ukradnę lub wejdę w posiadanie dowolnym nielegalnym sposobem. Bo nie znalazłam nigdzie. Ani (o zgrozo!) w googlach, ani w bibliotece, ani u znajomych, ani w księgarniach, ani w żadnym znanym miejscu. Pomuuuuuuużcie. Bo pragnę bardzo. 


Dostaliśmy też wykonany (prawie) jak Ćwierczakiewiczowa przykazała specjał, a mianowicie serki jabłkowe. 
Przepis znałam, ale jakoś nigdy nie starczyło mi samozaparcia, bo nieco czasochłonny jest, a skutek nie wiedziałam jaki będzie.


Luuudzie! Delicje! Pychota i mniamności. Wyborne. Nie mam w sobie nic z Brzechwowego robaczka, co to wiecie "Entliczek-pentliczek...", jabłka w ogóle mogę tonami, a te serki - mrrrrrrrrrrrrrrrr...


I na tym tle pojawiła mi się refleksja okołoprezentowa. W mojej familii często jako prezenty daje się kopertę. Również dzieciom. Po za familią często dostawałam też tzw. prezenty masowego rażenia. Czyli "zawsze się przyda, a jak nie to podaj dalej".


A dla mnie najlepsze prezenty to te, które świadczą o tym, że ofiarodawca poświęcił chwilę, żeby pomyśleć o tym, co sprawi mi radość. Że coś o mnie wie, że dzielimy jakiś rodzaj wspólnoty i intymności. Że poświęcił odrobinę czasu/zachodu/wysiłku intelektualnego dla sprawienia mi przyjemności.


Nie to, żebym nie cieszyła się z podbudowania osobistego budżetu, a prezent taki jest o niebo lepszy niż prezent nietrafiony. Ale emocja już jednak nie ta. A o emocje tu chyba chodzi. Szelest odwijanego/zdzieranego przemocą papieru (zdzieranie uważam za dowód niepohamowania, trwonienie chwili i barbarzyństwo, jednak niekiedy praktykuję), chwila oczekiwania i zaskoczenie, błysk w oczach :D. Ech...
Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. masz rację z prezentami, kasa to pójście na łatwiznę, ale zawsze lepsza niż kolejne skarpetki

    OdpowiedzUsuń
  2. http://chomikuj.pl/KotaDivine/Antycyponek0001,526245373.pdf

    Enjoy :)) (teraz można zacząć mnie wychwalać pod niebiosa ^^)
    I.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak pojadę do domu to poszukam :) molestuj w okolicy Świąt :) miałam antycyponka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Ci o I.!!! Huraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa :D:D:D

    Amelio, dzięki - już mam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. cóż, zapomniałam jaką I. ma skuteczność ;) ale i tak poszukam, sama sobie to obiecuję od dawna ;) może będę miała w końcu motywację ;)

    OdpowiedzUsuń