środa, 31 sierpnia 2011

Sapanie na trzy sposoby czyli inna inaczej

Zawsze do łez rozbawia mnie, wygłaszane przez niedojrzałe psychicznie, zaburzone nastolatki, mrocznych młodych - gniewnych i niezrealizowanych artystów, stwierdzenie "bo ja jestem inna/-y".

Nie zrozumcie mnie źle, sama niejednokrotnie (jako niedojrzała, zaburzona nastolatka ;) ) miałam takie odczucia. Ale kiedy patrzysz z dystansu, wiesz już, że samo wygłoszenie takiej opinii stawia cię w dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugim szeregu osób z dokładnie takimi samymi problemami, światopoglądem, czy poczuciem wyobcowania.

Dlatego jako ewidentna sprzeczność sama  w sobie, wypowiadana tonem prawdy objawionej, opinia taka budzi moją nieokiełznaną wesołość.

Jednakowoż podczas ostatnich zajęć w "Pomorzance" poczucie odmienności powróciło do mnie z przemożną  siłą. Ale po kolei...

Zajęcia tym razem okazały się zaprawdę chędogie. Wbrew pozorom.

Bo po temacie "Aromaterapia, homeopatia i akupresura..." spodziewałam się sporej dawki nawiedzenia, indoktrynacji i oszołomstwa (złe wspomnienia z klubu kangura ;) ).

To nie tak, że ja w te rzeczy nie wierzę. Ale mało podatna na sugestie jestem. Zioła i "babcine sposoby" stosuję, więc wiem jak działają, przynajmniej na mnie (działają, działają i to dobrze). Homeopatii próbowałam. Aurorę mamy zamiar zapisać do pediatry-homeopaty. Aromaterapia poprawia mi nastrój, stosuję ją niekiedy, ale mam świadomość jej ograniczonego działania.

Ale wiem, że żaden z tych środków nie zastąpi mi nigdy pyralginy, kiedy odpada mi głowa, nieszczepienie dziecka uważam za brak odpowiedzialności, a jak sobie pomyślałam, że ktoś będzie mi proponował łagodzenie bólu porodowego kominkiem z olejkiem, to mnie pusty śmiech ogarniał.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Położna prowadząca pierwszą (i drugą) część zajęć z oszołomstwem nic wspólnego nie miała. Mówiła jasno i rzeczowo. Nie ściemniając precyzowała jakich efektów można się spodziewać, a na jakie nie liczyć. Mnóstwo podawanych przez nią metod na dolegliwości ciąży i połogu już znałam, mnóstwa nie (listę naprawdę skutecznych specyfików wklepię na dniach).

Na tym etapie moja inność objawiała się w sposób umiarkowany, np. na pytanie: "Którym paniom dokucza taka i taka przypadłość ciążowa?" odpowiadał las podniesionych rąk, z niezmienną nieobecnością mojej.
Notować zaczęłam przy zgadze, co wywołało uśmiech prowadzącej, dopóki nie zapytałam, czy te metody można stosować na mężu, czy dotyczą tylko ciężarnych :D:D:D

Następnie przeszłyśmy do tematu zmniejszania bólu porodowego.
Pytanie otwierające: "Czy panie boją się porodu?". Na spontanie, niewiele myśląc pokręciłam energicznie głową. No bo się nie boję. Serio, serio, no co ja mogę, co? Wiem, że może być różnie, że wszystko się może zdarzyć itp. itd. ale: primo - miriady kobiet przez to przeszły, to czemu ja mam nie przejść; secundo - na spacerze też mi cegła może spaść na głowę; tertio - co mi da banie się przed, skoro i tak mój strach nic nie zmienia, zwłaszcza nie zmienia na lepsze???
Toteż pokręciłam. Zobaczyłam niedowierzanie w kilku oczodołach, po czym prowadząca regularnie odpytała po kolei każdą uczestniczkę: "A Pani się boi? A Pani?" itd.

Bały się WSZYSTKIE. Literalnie! Od czego Prowadząca starała się je odwieść przez kolejną godzinę.
Bo podobno (to odkrywcza teoria nawet dla mnie) PORÓD NIE MUSI BOLEĆ!
Nikt naturalnie nie twierdził, że jest fizycznie specjalnie przyjemny, ale nie musi być rzeźnią.

Z wymienionych środków przeciwbólowych mam zamiar zastosować:
  • Męża (to jeden z najlepszych uśmierzaczy bólu jak się okazuje ;)
  • wannę/prysznic
  • świadomy oddech
  • masaż krocza
  • pozycje wertykalne
Utwierdziłam się też w decyzji zabrania na porodówkę książki dla siebie :D

Babeczka była świetnie zorientowana w tym czego można oczekiwać w większości szczecińskich szpitali. Dowiedziałam się, że jeśli tylko wanna będzie wolna, to w Policach nie mogą odmówić mi rodzenia do wody i że wszystkie porodówkowe położne są przeszkolone w tym temacie, oraz że wszystkie poradnie laktacyjne w Mieście są płatne. Doradcę zatrudniają jedynie Zdroje, ale trzeba trafić na godziny jego pracy. Że w Policach jedna z położnych właśnie skończyła kurs i czeka na uprawnienia, ale trzebaby jeszcze trafić w jej dyżur wiedziałam już wcześniej.

Martwi mnie to, że statystycznie w Policach rocznie odbywa się najwięcej porodów (Tłok! A jak mi wannę zajmą?). Za to mają cyt: "najlepsze warunki lokalowe". Zawsze coś. (Aha, co do inności - ze słuchaczek tylko ja zamierzam tam rodzić. Tak tylko Pomorzany i Zdroje).

Następnie zapodano nam od strony teoretycznej kwestię oddychania podczas porodu i autorelaksacji. Prowadząca chciała nam unaocznić (słuszną skądinąd) tezę, że większość ludzi ma poważne problemy z rozluźnianiem mięśni. W tym celu podeszła najpierw do mnie (jako krótkowidz zawsze wybieram jedną z pierwszych ławek). Nie wiedziała, że w ramach kursów różnorakich, studiów i własnych zainteresowań, nieco zapoznałam się z tematem. Kazała mi rozluźnić rękę. No to rozluźniłam, podając jej całkowitego "zwisa dyndającego".
Najpierw wytrzeszczyła oczęta, po czym zaczęła się śmiać. "No to mi nie wyszło!"
Wyszło za to z następną słuchaczką i następną, i następną. Taaa...

 A już na totalnego odmieńca wyszłam zadając pytania o rutynowe kroplówki z oksytocyny (w Szczecinie nie podają) - inne babki zaczęły pytać co to i po co, o firmy produkujące olejki eteryczne, albo o sprawdzonych pediatrów-homeopatów. Kosmitką żem jest!


Dalej były (już z inną prowadzącą) ćwiczenia praktyczne - oddechowe i relaksacyjne. Wiecie, że są trzy typy "ziania"? "Zgoniony pies" (nazwa mówi sama za siebie), "po amerykańsku" (huuu, huuuu, hiii, hiii) i "po polsku" (dmuchanie świeczki z trzydziestu centymetrów). Obłęd. Ale na koniec i tak usłyszałyśmy, żeby ufać własnej intuicji.

Ora naturalnie brała aktywny udział w zajęciach, wybrzuszając się (najchętniej właśnie, kiedy miałam o coś zapytać, czym wprawiała mnie w pewną konsternację), albo kopiąc i boksując po przeciwnych stronach brzucha jednocześnie (najnowsza sztuczka). :D

Oczywiście z zajęć wyszłyśmy obładowane promo-darkami.

"Podaję dalej" znaleziony na "Projekt-dziecko" materiał o położnictwie, głównie w Stanach. Ciekawy sam w sobie, ale mnie szczególnie ruszył fragment z porodem w wodzie (naturalnie!) na którym babka, którą z boku zaczepia kilkulatek, coś tam do niej gaworząc, bierze trzy głębokie wdechy, po czym... Wyciąga z pomiędzy ud noworodka. !!!!!!!!!!!!!!!! Noż jasna cholera, ja tak chcę! Rewelacja :D

Porodowy biznes 1

Części jest dziewięć w sumie, tylko piątej znaleźć nie można.


Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. u nas takich pytań nie zadawali ale ja też z tych "innych" co się nie boi, przynajmniej póki co ;) Poradnie Laktacyjne są płatne wszędzie bo NFZ ma je gdzieś, za to bardzo wyczerpująco, miło, chętnie i za darmo radzą przez telefon - sprawdziłam i byłam w szoku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co... powiem Ci jako osoba, która miała podobno zajebisty poród - zaufaj instynktowi. A jak naprawde bedziesz się potrafiła rozlużnic, to pierdniesz 3 razy i po sprawie :) Powodzenia :))

    OdpowiedzUsuń
  3. tak z innej beczki - czy ta Wasza składana wanienka wchodzi w jakiś tradycyjny stojak?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... zdefiniuj tradycyjny stojak? Nie mamy stojaka, kąpać będziemy na komodzie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ok, już mnie wczoraj uświadomiono, że nie ma tradycyjnych, tylko są pod konkretne wanienki;) te zakupy to ciągłe niespodzianki.

    OdpowiedzUsuń