Stanowczo uważam, że określenie "plan porodu" jest mocno nietrafione. Z przyczyny takiej, że poród z definicji jest mało przewidywalny. Tzn. Można przewidzieć z 99% pewnością, że się odbędzie. Tyle.
Niemniej jednak idea, żeby oficjalnie i stanowczo, i NA PIŚMIE, wyraźnie i kategorycznie określić czego sobie życzę, a czego nie życzę - jest IMHO jaknajbardziej słuszna.
Naturalnie, zdaję sobie sprawę, że w wypadku zagrożenia życia guzik będzie się liczyło (i dobrze!) co ja sobie tam natworzyłam, ale gdyby jednak jakimś cudem nie doszło do takich atrakcji, to wolę, żeby personel szpitalny trzymał się mojej wizji okołoporodowej :D
Toteż popełniłam (wstępnie):
Na razie to szkic jest, jeśli ktoś ma uwagi co jeszcze dodać, lub co zmienić odnośnie formy (co do treści radziłabym sobie darować, chyba, że ktoś lubi naparzać grochem o ścianę) to bardzo się dopraszam.
Z wieści okołociążowych i innych
Po kolejnej wizycie u gina (trzeci z moich ulubionych, po cholerę w sumie jest instytucja prowadzącego?) wiem że: moja szyjka wygląda kwitnąco, cudownie przybieram na wadze (znaczy cudownie niewiele - +6,8 od początku ciąży - fajnie, nie?), a Auri serce ma jak dzwon. Za półtora tygodnia USG, więc będzie jeszcze jedno plamiate zdjęcie do albumu ;)
Strachu przedporodowego nadal brak. I zdaję sobie sprawę, że zapewne prowokuję tym kolejne autorki malowniczo upiornych opowiastek wiadomej treści. Przemko się zdziwił, jak stwierdziłam, że dla niego trzeba będzie na porodówkę zabrać książkę, albo i dwie ;)
Huggies (czemu ich nazwa kojarzy mi się z walijską kuchnią?) zaproponowali mi testowanie ich produktów. Czemu nie? :D Skoro są gotowi na szczerość, to ja bardzo chętnie. :D Mają przysłać pakiecik przed początkiem listopada.
Ora jest przemocą umuzykalniana i uwerbalniana. Tzn. że zapodajemy jej w dzień (oprócz własnych ulubionych kawałków) muzę "Dla uszka maluszka" (prezent od familii, polecam - trzy fajnie skomponowane płytki klasyki - do zabawy, "mozartowa" i do usypiania), a na dobranoc dostaję porcję Grimmów.
Nie pamiętałam, że te baśnie są takie pokręcone! Naprawdę. Od postaci w stylu "łajenka, które płonie", mordów na każdym kroku, tłuczeniu dzbanuszka, jako aktu ostatecznej rozpaczy z powodu zapłakanej pchełki, nazywania dziecka jak sałaty, czy stwierdzeń w stylu (hit któregoś tygodnia) "pewien ojciec miał siedmiu synów, ale tylko jedną kozę!". Bettelheim miał rację! I miał tu dużo więcej pola do używania sobie, niż wykorzystał!
Póki co czytamy i turlamy się ze śmiechu. Ory raczej to nie usypia, bo potrafi przewierzgać pół nocy (to jej ulubiona pora aktywności, co zaczyna mnie niepokoić w kontekście zbliżającego się terminu zmiany jej lokum na zewnątrzbrzuszne. Póki co przynajmniej jest cicho.).
A ja dla odmiany czytam sobie Szwaję. Mama mi zapodała. Byłam raczej sceptyczna. Bo to romansidłowe takie trochę i strasznie babskie, a ja jakoś mimo kategorycznie równouprawnieniowych poglądów za tzw. "literaturą kobiecą" średnio przepadam. Okazało się, że czytadła, jak czytadła...
Ale.
Jest hiperszczecińska - co uwielbiam.
Oraz ma styl pisania, który sprawia, że turlam się, tarzam, kwiczę i płaczę z uciechy. :D:D:D Miło, lekko i przyjemnie. :D W sam raz na ciążę (a zaczęłam naturalnie od "Zapisków stanu poważnego", które traktują sami-się-domyślcie-o-czym).
Na koniec, ponieważ do spółki z niemieckimi ogniomistrzami dostaliśmy dotację z Pomeranii - to 12 września jedziemy z Inko Gni To do Niemiec na warsztaty w Burg Stargard. jak myślicie, zabierać ze sobą torbę okołoporodową? Tylko trzeba by było ją najpierw skompletować ;)
P.S. A propos Inko - mam fazę na kawę. INKĘ oczywiście :D:D:D
Pin It Now!
Jestem jak najbardziej za planem porodu. I pomimo, że nie w głowie mi było pilnować czy wszystko idzie zgodnie z tym co tam nagreźliłam, to owe wcześniejsze "zaplanowanie" i zastanowienie się nad tym czego oczekuję, dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńJa też miałam plan - ale w głowie ;)
OdpowiedzUsuńMa być szybko i jak najmniej boleśnie i tak było - pozytywne nastawienie!! Bardzo ważny punkt planu!! :)
Swoją drogą ciekawe czy jak się zabiorę za kolejne Młode to nadal trzeba będzie pisać plan porodu :)
Ja planu nie miałam. weszłam na porodówkę ze słowami "byleby szybko" (no prawie) i taki miałam cel: nie histeryzować tylko jak najszybciej wydać Synka na świat (byśmy oboje się nie męczyli). Twój plan jest super i już!
OdpowiedzUsuń