wtorek, 23 sierpnia 2011

Wypasiona ławka szkolna, także o dawaniu kończyn i pluciu na czworonogi. I fotografii

No cholera, tak wypasionego budynku uczelnianego w Szczecinie, to ja jeszcze nie widziałam!

Ale po kolei.

Wybrałam się wreszcie do szkoły. Rodzenia. Takiej o!

Szkoła ma zajęcia w PUMowskim budynku Wydziału Nauk o Zdrowiu. Normalnie Europa! Od toalety (Naturalnie, że najważniejsze pomieszczenie w budynku! Zwłaszcza dla ciężarówki. Od niego zaczęłam i na nim skończyłam), przez korytarze, aż po salę wykładową.

Same zajęcia mniej mnie zachwyciły, co nie znaczy, żem niezadowolona.


Najpierw było o komórkach macierzystych i krwi pępowinowej. Naturalnie, że marketing, aczkolwiek nienachalny i z użyciem rzetelnie przedstawianych faktów.

Potem (i to była część, która mnie interesowała) było o porodach. Najpierw materiał filmowy - prosto z Hameryki, sprzed jakichś 10 lat conajmniej. Znając nieco (w końcu córką położnej sum) realia polskich porodówek zwijałam się co chwilę ze śmiechu. Materiał ewidentnie kręcony pod publikę, mało mający wspólnego z rzeczywistością. No ale sama fizjologia była jak najbardziej "na żywca" kręcona, więc miało to jakąś wartość edukacyjną. Poród fizjologiczny (z chodzeniem, ze zmianami pozycji), cesarka ze znieczuleniem zewnątrzoponowym i poród do wody.

Potem omówienie faz porodu, procedur szpitalnych okołoporodowych itp. itd. Większość faktów już znałam, ale nie każdy rodzi się dzieckiem służby zdrowia :)

Babeczka prowadząca miła, kompetentna (położna, pracująca na porodówce i kształcąca położne pod kątem pracy na porodówce), z zerową niestety umiejętnością przekazywania wiedzy (Fatalna polszczyzna, błędy językowe, powtórzenia, przejęzyczenia, zamknięta postawa, brak kontaktu wzrokowego ze słuchaczem - wiem, wiem mam hopla na tym punkcie. No mam no. Co ja mogę :) ).

Wybaczam, bo rzeczowo udzielała praktycznych porad, konkretnie odpowiadała na pytania i widać, że stary praktyk, orientujący się również w realiach szpitali w Szczecinie. No i kilku nowych rzeczy jednak się dowiedziałam :)

Już wiem, że o ile wywinę się od cc, to będę mogła rodzić w soczewkach, że nie zabiorą mi dziecka na ważenie przed karmieniem o ile się uprę, że oksytocyna podana po urodzeniu Młodej, a przed urodzeniem łożyska ma sens i że Police mają żel położniczy (jakieś osiem pudeł), ale płaci się za niego kokosy, a lekarze policcy raczej nie zauważyli, żeby jakoś specjalnie skracał czas porodu. Aczkolwiek, jak stwierdziła pani położna "poślizg zawsze się przyda" ;)

Prowadząca powiedziała nam też, że dziecko po urodzeniu (zwłaszcza przy sn) nie jest ładne, bo "wyobraźcie sobie Państwo, jak by wyglądał grejfrut przeciśnięty przez otwór wielkości śliwki" :D:D:D

A, no i że kiedyś dzieci po porodzie do wody dostawały niższe noty w skali Apgar, bo nie wrzeszczały tak jak te rodzone w inny sposób (bo mniejszy stres, mniejszy szok), ale teraz personel ma odgórne wytyczne, żeby brać pod uwagę rodzaj porodu.

Na koniec dostaliśmy paczki od sponsorów - tona ulotek, numer "Dziecka", butelka "Aventa", trzy "Huggies'y", próbki kremów różnych od "Perfecty" i stos innych, których nie pomnę. W sumie towary prawie rekompensujące wpłatę za jedne zajęcia jak sobie policzyłam :D. Miło.

Jednym słowem, bez euforii, ale pozytywnie :D.

Dodam jeszcze, że Ora brała aktywny udział w zajęciach kopiąc i kręcąc się od wykładu o magazynowaniu krwi, aż po wręczanie prezentów. Wyczuła skubana, że to o jej przyszłym losie? Teraz zresztą też źrebaczy.

Wymyśliłyśmy sobie nową zabawę. Ona wierzga, a ja mówię "Dawaj nogę!" i macam. Jak zmacam, to puszczam. Potem ona kopie znowu. I tak, aż którejś z nas się nie znudzi. Tak, tak, wiem, wysoki poziom abstrakcji...

Z innych inności:
  • Mamy już cztery kaloryfery na swoich miejscach! La, la, la, la :D. I piękne, wielkie drewniane parapety a pod nimi obłędnie pojemne skrytki. Mój Mąż jest cudowny! :D
  • Stan wyprawkowania rośnie, rozpoczynamy polowanie na fotelik!
  • Mam 115 cm w obwodzie brzusznym, a w biuście więcej! Siamakra!
  • Uciachałam sobie grzywkę, bo w sobotę idziemy się weselić Weselem Kasi i Ariela :D Fryzjerka poległa z zachwytu i nakazała kategorycznie na stałe zaopatrzyć się w prostownicę. Figa!
  • Marcin Somerlik  opublikował na fejsie fotki z Wolina (przecudownej urody - jak większość jego zdjęć) i wstępnie zgodził się zrobić nam sesję ciążową :D:D:D Hurraaaa!!!
Gdzie jest Wally? ;)

  • Trzeci trymestr po za upierdliwym uciskiem na pęcherz i skróceniem oddechu (tak jest, jak Wam obcy atakuje znienacka przeponę), przebiega jak dwa poprzednie - czuję się świetnie (tfu, tfu, tfu, na psa urok!).

Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz