poniedziałek, 7 marca 2011

Retrospekcja: Kiedyś to opublikuję...

11 stycznia 2011r.

Nie chcieliśmy pytań, dociekań, znaczących uwag. To sprawa tak niezwykła i tak intymna, że chcieliśmy ją do czasu zatrzymać wyłącznie dla siebie.

Bo czekamy :)
Niestety niezbyt spokojnie. Zaczęliśmy w sierpniu, bez rezultatu, po czym moje jajniki, jak dotąd działające dokładnie co do minuty niemal - zastrajkowały i definitywnie odmówiły współpracy.

Wcześniej przez przypadek wpadłam na kilka blogów związanych z tematyką niepłodności i in vitro, ale do głowy mi nawet nie przyszło, że cokolwiek z tego zakresu może mnie dotyczyć.

Mój gin zaserwował mi luteinowego dopalacza, co zaowocowało 2 tygodniami nadziei i... niczym po za tym. Podejrzewana o policystyczność zostałam skierowana na badania hormonalne i pod kątem insulinooporności. Wyniki okazały się być podręcznikowo poprawne. Co z tego, kiedy moje jajniki (jak się dowiedziałam - lewy - wstydliwy i prawy z parciem na szkło) miały to w głębokim poważaniu i jak się leniły, tak nie zamierzały przestać.

Wobec czego zaserwowano im znów luteinkę i kopniak z  clo. Znów moment nadziei. I znowu nic. Ja wiem, że to jeszcze w sumie żaden problem i że ludzie mają tysiąc razy cięższe i poważniejsze. Ale ten dotyczył NAS! Cholera oby nikt z Was nie miał pojęcia, jakie to fatalne uczucia.
Dodatkowo, jako świeżo upieczone małżeństwo na każdym niemal kroku byliśmy przez znajomych pytani o rozwój rodziny. Jak byłam w dobrym humorze, to to nawet zabawne było, ale czasami miałam w duszy rządzę mordu i szloch.

Kiedy ostatnio byłam gościem fotela ze strzemionami (po drugim, wzmocnionym kopie clo w leniwce) gin pokazał mi na monitorze jakieś zamazane plamidło i oznajmił, że to mój lewy jajnik (ten wstydliwy), który świetnie zareagował na wyżej wzmiankowaną przemoc, oraz dojrzały do pęknięcia pęcherzyk, który wzbudził jego (gin'a, a nie jajnika) niezmierny entuzjazm i zachwyt.

Więc znowu trwamy w nadziei :) (Tak, ja wiem, że nadzieja bez działania nic nie da, ale do jasnej! O działaniach Wam pisać nie będę, mój internetowy exhibicjonizm ma swoje granice ;) )

Spisuję to z myślą opublikowania kiedyś, dla potomnych. Jak się pojawią. Kiedy się pojawią.
Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz