środa, 21 sierpnia 2013

Mleko (nie)wojujące

Zanim o RB, to raz jeszcze o mleku, bo akurat samo się napatoczyło.

Napisała do mnie (elektronicznie) jedna znajoma (z twarzy) kobietka, chcąc wesprzeć mnie, Matkę Karmiącą w (domniemanym) Ucisku.
Ucisk ten wywnioskowała była z, publikowanych przez mua w znanym serwisie społecznościowym, materiałów, dotyczących dyskryminacji mam naturalnie karmiących w przestrzeni publicznej.
Uznała owa kobieta, że jako weteranka (10 lat laktacji :D) winna mi jest wsparcie w opresji.

Wyjaśniłam jej uczciwie, że ja tak z czystej lakterrorystycznej solidarności z karmiącymi-gdzie-bądź, i że sama jako żywo żadnych krzywd na tym polu nie doświadczyłażem była.
Pożegnałyśmy się ogólnomlecznym pozdrowieniem.

Jednakowoż naszło mnie nieco refleksji.
Czy zamiast pisać, jak to nękana jest biedna naturalnie-i-bez-żenady-żywiąca swe niemowlę matka, nie lepiej byłoby skupić się na jasnych stronach tej czynności? Wiecie, taka pozytywna propaganda?

Doszłam do przewrotnego wniosku, że tak i nie :D ("Żyj i rozkwitaj logiko kobieca", jak zapewne w przypływie wyjątkowego natchnienia zakrzyknąć mógłby mój Mąż).

Otóż: o tym, że KP-matki bywają dyskryminowane pisać należy, gdyż:
1. Bywają dyskryminowane i
2. warto pokazać, że przekonania dyskryminatorów nie są jedyną opcją na rynku, ba nie są nawet dominującą, oraz
3. warto dać znać tym wszystkim kobietom, które się z podobnymi sytuacjami nie spotkały, a spotkać (niestety) mogą - że (i jak) można, a wręcz należy dbać o biznes własny i dziecięcia swego, hejterom nie ulegając.

Jednakowoż:
trzeba sprawiedliwość faktom oddać i przyznać w końcu przed światem, że ja osobiście mimo iż:
  • karmię gdzie Dziecię moje apetyt najść raczy, nie przebierając (z co ciekawszych wymienię może: basen - i  nie wyrzucili mnie za wnoszenie jedzenia!!!, tramwaj, stoisko wczesnośredniowieczne, teatr, że o tak standardowych jak CH, przychodnia, park, restauracja, czy "imieniny u cioci" nie wspomnę nawet),
  • nie zasłaniam się w ogóle gdyż Dziecia moja wszelkie szmaty ograniczające widoczność uważa za wymysł szatana, zaś materie blokujący swobodny dostęp ustno-ręczno-nożny do mlekopodajnika za obrazę boską, a ja z Nią batalii na ten temat toczyć nie będę, bo mi się nie chce,
  • zapodaję "górą" i mam co zapodawać,
nigdy, ale to nigdy nie spotkałam się z ANI JEDNYM negatywnym komentarzem. Czy inną nieprzyjemną reakcją.

Za to kilka(wielo)krotnie zdarzało mi się (i zdarza) otrzymywać bardzo miłe i ciepłe "informacje zwrotne".

Od babć (oraz dziadków, a co! I to wcale nie żadnych oblechów, jeno miłych, kulturalnych starszych panów.) zachwalających  i rozpływających się, jak to słodko i dobrze dla dziecka, przez uśmiechnięte spojrzenia "sióstr w laktacji", przesympatyczną Panią Strażniczkę Miejską, spotkaną tu, która łypała na nas, łypała, a w końcu podeszła spłoniona bardzo i powiedziała, że musiała mi powiedzieć, że to piękne i wspaniałe, i cudownie, że mam tak odwagę i w ogóle ach (:D:D:D), przez parę spotkaną tu, która (zwłaszcza ona) rozpływała się nad wszystkim w ogóle, a laktacją szczegółowo, aż po dwudziestokilkuletniego rekonstruktora, który wzruszył mnie szczególnie.

Miły ten niezmierni i znajomy mi skądinąd młodzieniec, podczas jednej z imprez, przypatrywał mi się intensywnie (choć z bezpiecznego oddalenia i - jak zapewne mniemał - niepostrzeżenie) kilkakrotnie, kiedy karmiłam Orę. Zaznaczam przy tym dobitnie, że przyglądanie nie miało charakteru wgapiania się w biust (z resztą i tak Dzięcielina by zasłaniała), jeno skupionego namysłu. Młodzieniec ów zdawał się wieść ze sobą samym walkę o to, czy podejść i przemówić, czy raczej się nie wygłupiać.

Bój rozstrzygnął się ostatecznie wieczorem, kiedy Dziewczę mlekopijne zległo w namiocie, owczym runie i morfeuszowych objęciach, zaś Matka, Ociec i reszta towarzystwa przed owym namiotem i przy ogniu raczyli się wodą (matki Pkarmiące), oraz innymi trunkami bardziej i mniej zacnymi.

Rzeczony młodzieniec poraczył się szczególnie intensywnie, po czym ośmielony podszedł do mnie i lekko niewyraźnie wygłosił przemowę, którą (naprawdę i zupełnie bez ironii) mnie poruszył.

Powiedział, że on NIGDY (!!!) nie widział w sumie, tak bezpośrednio, opieki nad niemowlęciem (tylko dziecko brata, czy kuzyna, ale je widuje rzadko, bo daleko i w ogóle flaszką jest karmione), a karmienia piersią to już w ogóle. I że jak na nas patrzy, to się wzrusza, i że to piękne jest. PIĘKNE. I że on by tak kiedyś też chciał mieć. Taką rodzinę. I że mi dziękuje.

Jeśli to pamiętasz, to ja ponownie BARDZO dziękuję Tobie za tamte słowa :)

Koniec końców - nie wiem, czy mam takie wyjątkowe szczęście, czy przypływ oksytocyny wyświetla na moim rozanielonym chwilą, lakterrorystycznym czole napis: "Ty, który chcesz nam przeszkadzać - żegnaj się z nadzieją. No passaran! Bez kija nie podchodź, a z kijem też uciekaj.", czy też może jednak ta dyskryminacja ma mniejszy zasięg, niż by się mogło zdawać.

Broń Boże nie twierdzę, że to wymysł! Wiem, że się pojawia.

Chcę tylko napisać - że karmienie tam, gdzie akurat trzeba - też może być fajne. Ba, piękne wręcz. I nie trzeba go przeżywać kuląc się przed każdym przypadkowym okiem. Pierś do przodu ;) (wprost do głodnego pysia).

P.S. Ale całkiem możliwe, że z racji faktu iż Aurora zbliża się do poważnego wieku lat dwóch (!!!), za jakieś pół roku zaserwuję Wam całkiem odmienny obraz rzeczywistości widziany oczyma Matki-Uciskanej-Z-Powodu-Karmienia-Piersią-Tak-Obrzydliwie-Dużego-Dziecka ;)
Pin It Now!

8 komentarzy:

  1. wiesz, że jak sięgam pamięcią wstecz... to też ni jak nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek spotkała się z jakąkolwiek negatywną reakcją dot. karmienia piersią w miejscu publicznym :) może nie jest aż tak źle z tą dyskryminacją?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze masz. A ja, jak już pisałam, kulę się:( Tzn. kuliłam;) Może przy kolejnym dziecku będę bardziej swobodna:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się dość rzadko zdarzało karmić w miejscu publicznym (bo jakoś zwykle głód Zo dopadał niedaleko domu i można było wytrwać do powrotu i jeść na leżąco, tak nam obu najwygodniej). Ale jeśli już się zdarzało nie spotkałam się z żadnym negatywnym komentarzem. W zoo, w parku, w urzędzie czy na psim wybiegu.

    Zo kończy dwa lata we wrześniu i w ciągu ostatniego roku zdarzyło mi się już odpowiadać na pytania i zarzuty, ze taką dużą karmię, że przecież mleko jest bezwartościowe, że wysysa ze mnie witaminy (te dwa ostatnie to był ciąg zdaniowy i autorka nie zauważyła, że sama sobie przeczy), że czy długo jeszcze zamierzam karmić? Po co tak długo? A może by jej zwykłe, krowie mleko podać, może by piła?

    Ech.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marta, bo to chyba nastawienie matek laktoterrorystek. Ja przy Córce nie byłam taka odważna i mi się wydawało, że każdy krzywo patrzy, a teraz widzę same uśmiechnięte buzie w koło. Też nigdy nic nieprzyjemnego mnie nie spotkało, choć ja akurat jestem dość dyskretna w karmieniu poza domem, ale to raczej dlatego, że to takie chwile tylko nasze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Marto a jak długo zamierzasz karmić?
    Z czystej ciekawości pytam bez ironicznego podtekstu

    Mój Syn wkrótce dwa i pół roku skończy i nadal karmię- ale fakt publicznie już od dawna nie bo nie ma takiej potrzeby,co innego gdy był niemowlakiem i nigdy nie spotkałam się z negatywnymi komentarzami

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do skutku, czyli póki się nie naje. Dokładniej do samodzielnego odstawienia.

      Usuń
  6. Ja ostatnio też karmiłam na basenie :D ;D

    A temu "Młodzieńcowi" to się nie dziwię :D bo jest w Was coś takiego, w tej Waszej rodzince, jakaś taka magia, przyciąganie, dobra energia. Nie da się Was nie lubić :) kochać i podziwiać

    OdpowiedzUsuń
  7. No i znowu mi uciekło...
    Chciałam tylko napisać, że może wszystko zależy od podejścia samej karmiącej. Jeśli dla niej jest to coś naturalnego, zwykła czynność, nic wstydliwego. Jeśli sama się nie krępuje, to nie widzi też oczami wyobraźni potępiających spojrzeń, których, tak naprawdę nie ma. Kobiecie, dla której każda forma nagości jest krępująca, która sama nie była karmiona piersią, nie widziała jak jej matka karmi, pewnie jest znacznie trudniej. Mogę to sobie tylko wyobrażać, bo sama jestem obrzydliwie bezwstydna i w mojej rodzinie raczej wszyscy karmili piersią. Krócej, dłużej, ale nikt się nie ukrywał i nie robił z tej czynności czegoś niezwykłego. Ot, dziecko je. Pamiętam, jak się zdziwiłam, że znajoma rodziców ucieka z dzieckiem do innego pokoju, odwraca się i zasłania. Kompletnie nie rozumiałam dlaczego to dziecko jest takie dziwne, że nie może jeść przy wszystkich. ;)

    OdpowiedzUsuń