poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wcześniej, czyli (nad)morskie opowieści

Jakiś czas temu wyskoczyliśmy z Madre i Kaszydłem nad morze. Do Łukęcina konkretnie.
To miejsce, które pamiętam z dzieciństwa. Kemping z domkami-blaszakami i stadnina, w której jeździłam na kucyku (Marysi) i karmiłam marchewką konia (Basię). Jedna knajpa z mozajkowym słupem i kulą pod sufitem, Tata kupował mi tam czasem gumę do żucia - lekko zwietrzałą "jusi fruit", jedna budka z goframi, jedna z pamiątkami sklejanymi z muszelek, domek, przy którym mieszkały dwie kaczki - Jaś i Małgosia, wiewiórka, która odprowadzała nas całą drogę, przez las do samej plaży. Kilka ośrodków pracowniczych, drewniane domki WOPR (mieszkaliśmy w "Poziomce" :D), pień złamanego drzewa, wyższy ode mnie, w którym było mrowisko (potem co roku był mniejszy), Jacek i Małgosia - dzieci Jacka i Małgosi - znajomych moich rodziców. Meduzy. Prażynki, których Mama nie chciała kupować i mleczko w tubce, na które niekiedy dawała się namówić.

Teraz ledwo poznawałam to miejsce, rozrosło się i wciąż rozrasta. Ale wciąż nie jest typowym kurortem i w łikend, kiedy na innych plażach nie dawało się wcisnąć szpilki - tu było całkiem znośnie.

Wkopany Tatko :D
Inna mała dziewczynka z babcią. Jakieś 30 lat wstecz.
Na CiotKaszyle :D
A jak Ciotka, to i Wujek do kompletu. Z Babcią. W "Poziomce" właśnie. I w czekoladzie. Był wtedy młodszy od Orki dziś :D.
Jak Tatko może, to i ja chcę!
To samo miejsce, zupełnie inny czas. Wkopana PRZEZ Tatę.
Pływanie na oklep na Tatce (z asekuracją)
 

Dzięcielina (wbrew rodzinnej tradycji) nie przejawia entuzjazmu dla wielkiej ZIMNEJ wody. Na chwilę owszem, ale bez szału. Za to jest prawdziwym zwierzem piaskowym. Piasek może nawet jeść. Tarzanie, babki, kamyczki, patyczki, budowanie, kopanie, zasypywanie. Uwielbia. A apetyt miała zaprawdę wielorybi (znaczy, że wielki jak wieloryb, a nie że tylko plankton ;) )
My za to, korzystając z Babcinej opieki wypławiliśmy się za wszystkie czasy z dziką rozkoszą. Do pełni szczęścia brakowało mi jeszcze tylko milutkiej flaszeczki zimnego cydru. Więc Kochany Mąż dostarczył :* Mrrrrrrrrrrrrrrr...

A tu jeszcze troszkę prehistorii. To samo miejsce, inny czas...
Jacek, Małgosia, Małgosia, Jacek, Madre, Ja, Babcia Władzia.
Małgosia, Jacek, Ja (połowę zdjęć musiałam ocenzurować - wtedy nikt się dziecięcą gołością nie przejmował).
To był prawdziwy kucyk, a nie jakieś fiu-bździu z różowo-brokatową grzywką :D
Nie pamiętam, jak nazywała się suczka Jacka, ani czy bardziej bujałam się w niej, czy w nim ;)
Pin It Now!

4 komentarze:

  1. Fajnie wracać do miejsc dzieciństwa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to zestawienie fotografii z teraz i kiedyś :) Super :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo b chciała pojechać nad morze ale te tłumy na plażach mnie przerażają. Postanowiłam więc ze za rok przyjade do was. Ok? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka super fotorelacja ! Cudnie :D nam się nie udało w tym roku dotrzeć nad morze :(

    OdpowiedzUsuń