sobota, 17 sierpnia 2013

Jestem, jestem i o języku

Piszę i piszę, i skończyć nie mogę. O RB znów. Już gdzieś we mgle majaczą mi ostatnie akapity. Jeszcze odrobinkę cierpliwości.

Relacja z Wolina czeka na swoje zdjęcia, więc też za moment dopiero się pojawi.

Na osłodę wrzucam obrazki ostatnich dni i z dawnej, okołopolonezowej sesji :)

A dodam jeszcze, że Dziecko nasze wprawia nas w zachwyt i podziw, bo oprócz pęczniejącego w szwach słownika (łapie słowa po ich pierwszym usłyszeniu) trenuje namiętnie słowotwórstwo (Wiecie co to ziumba? Naturalnie urządzenie, na którym robi się "ziuuum!", czyli zjeżdżalnia.) , wypowiada całe zdania ("Tata wziąć nogi proszę!" - zauważyliście zwrot grzecznościowy?), naśladuje intonację oraz namiętnie próbuje liczyć (pęęęęć, osieeeeem) i czytać (biorąc kartonik po moich tabletkach - pusty! - i wodząc po nim palcem: "mama, mr, mr, mr, boli, mr, mr, mr").
Okrzyki (blagalne lub rozkazujące) "mleko", lub "mama mleko" przeszły najpierw w "mle czko-daaaać" (z intonacją pytającą lub żądającą), a potem w m-leczko lub meleczko. Bossskie :D

I ja wiem, że pewnie każdy rodzic tak twierdzi, ale Ona jest taka bystra, tak w lot pojmuje zależności i związki przyczynowo-skutkowe, ma tak niesłychaną pamięć do sformułowań, powiązań, okoliczności, wierszyków i melodii, że co jakiś czas zbieramy szczęki z podłogi. Czasem mocno się musimy nagłowić, żeby za Nią nadążyć.
Np. ostatnio, kiedy wracaliśmy ze spaceru, Ora w kripsaku na Przemkowych plecach, zaczęła machać nóżkami, podśpiewując "machu, machu, mach" (jeden z lejtmotywów Jej własnej produkcji). Po czym po namyśle dodała: "ołek, zając". Że bez związku? Trochę trwało, zanim wpadliśmy że:
"Było morze, w morzu KOŁEK,
Na tym kołku był wierzchołek,
Na wierzchołku siedział ZAJĄC
I NOGAMI PRZEBIERAJĄC śpiewał tak..."
(wierszyk z książeczki sprezentowanej przez Chrzestnych, którą Aurora darzy wielką estymą)

Naumiała się też Dziewczynka walczyć o swoje. Do niedawna, kiedy jakieś dziecko zabierało zabawkę, którą się aktualni bawiła - Ora dziwiła się, po czym zajmowała czym innym. Trochę mnie to nawet niepokoiło. Ale od jakiegoś czasu potrafi zaprotestować werbalnie, domagać się zwrotu gestem, bądź wręcz własność czynem odzyskać.

Adoruję to swoje Dziecię w sposób zupełnie bezwstydny.
Wczoraj






Piach pozostaje Jej ulubioną zabawką.
Trzeba otrzepać łapki
 

Dziś. Więcej piachu...

A to dawne...
A głodnych nowości zapraszam do odwiedzenia naszej kuchni. Tam się dzieje :D

A i o piaskownicach jeszcze będzie, i o zmianie poglądów i tym, co komu potrzebne :D. Już zaraz, niedługutko.
Pin It Now!

6 komentarzy:

  1. Ja też bezwstydnie adoruję moje dzieci ;) To nic złego (chyba?). Fajnie tu u Was:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawam tego o piaskownicach. Bo my właśnie podejmujemy wojnę z administracją- piaskownica na naszym osiedlu to kuweta dla wszystkich okolicznych kotów. Wrrr.

    OdpowiedzUsuń
  3. A! I Orka jest gadakiem niesamowitym. Przyznam, że ciut zazdroszczę, bo ja z niecierpliwością czekam na etap dogadywania się. Zamiast domyślania się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale cudna sesja! :D czekam na posty o RB i o Wolinie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna sesja Wam wyszła, chociaż ujęć mało :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie to zdjęcie w pilotce jest boskie :D ,
    rodzinne też piękne :)

    OdpowiedzUsuń