Nie chwaliłam się Wam, ale mieliśmy (Mła, Przemko, Aurora i Kalyani) niedawno przyjemność oprowadzić (przegonić? ;) ) po Mieście (Jak to jakim? TYM oczywiście!) Agnieszkę Stein. Tak, TĄ :D
Jako, że z Przemkiem jesteśmy fanatykami Szczecina, to bardzo staraliśmy się nie zagadać jej na śmierć. A łatwo nie było, bo ani nie uciekała, ani nie protestowała. Co więcej - słuchała :D
Więc gadaliśmy (jedno przez drugie) o Sydonii i Sedinie, o Hakkenie i Meyerze, o Paryżu i Orionie, o teatrze, co go nie ma i o bunkrach, o najstarszym na świecie kinie i największym w Polsce cmentarzu, i pewnie o milionie jeszcze spraw. Pokazaliśmy jej widok z góry na polską Wenecję i (przypadkiem) na pustułkę. A na koniec namówiliśmy na czekoladę pitą w bramie (a właściwie przed).
I mogłabym ściemniać, że to brak czasu był, ale prawdę rzekłszy, to brak śmiałości, ale i niepewność, czy w czasie rekreacyjno-krajoznawczym będzie miała Agnieszka na to ochotę, sprawiły, że nie powiedziałam.
A nie powiedziałam, że (w końcu!) przeczytałam jej książkę. I że mi się podobała bardzo. I że jest to ważna dla mnie książka.
Czytałam ją sobie i głową kiwałam (niegrzecznie, ja wiem), i uśmiech mi rósł, że ledwo się między uszami zmieścił.
Bo tam znalazłam uporządkowane, rozwinięte i uzupełnione wydanie tego wszystkiego, co myślę i czuję (nie zawsze jeszcze robię, nie zawsze, ale pracuję nad sobą).
Tą książką powiewać będę nikiej sztandarem, bo tam jasno stoi, że to co zdawało mi się logiczne logicznym jest w istocie. Albo logicznym nie tylko jest dla mnie. A to, co zdawało mi się bez sensu w dzieciństwie i obecnie - istotnie sensu nie ma.
A i Korczak w czystej swej postaci był tam obecny.
Bo zrobiłam długą drogę od własnego dzieciństwa, od systemu nagród i "kar naturalnych", który uczono mnie stosować (i który stosowałam z przekonaniem), żeby dotrzeć tu gdzie jestem (ave ja ;) ).
Bo "Nie ma dzieci - są ludzie".
Bo wychowanie nie ma większego sensu. Bo lepiej być z dzieckiem, niż je wychowywać.
Bo trzeba myśleć, wątpić we wszystko, tylko nie w siebie i nie w dziecko :D
Tak, zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania są nieco (bardzo?) chaotyczne, i mogą być niezrozumiałe, zwłaszcza dla kogoś, kto nie zetknął się z ideą RB, ale wybaczcie mi, że takimi je pozostawię. Bo jak zacznę wyjaśniać, to mi elaborat wyjdzie, a lepiej poczytać Agnieszkę :D.
"Dziecko z bliska" to świetna książka. Pisana bez zadęcia, moralizatorstwa, stroniąca od pseudonaukowego żargonu.
To książka, którą warto przeczytać, nawet nie będąc rodzicem. Koncentruje się wprawdzie na budowaniu więzi z dzieckiem. Ale dziecko też człowiek. I mnóstwo aspektów tam poruszonych odnosi się tak samo do budowania relacji z człowiekiem w dowolnym wieku. Z rodzicem. Partnerem. Rodzeństwem. Przyjaciółmi.
Mocna rzecz.
"Good stuff", jak mawiał znajomy ;)
Dziękuję Agnieszko. Za spacer i książkę. Polecam się na przyszłość.
Pin It Now!
Mogę zazdrościć? Zazdroszczę! :)Napisałaś wszystko jak jest i całą prawdę, bez zbędnych cytatów i mądralowania :)Niektóre sprawy trzeba po prostu czuć a w dodatku czujemy bardzo podobnie:)
OdpowiedzUsuńJak polecasz - zaopatrzę się.
OdpowiedzUsuńI mężowi dam do czytania, jeśli również mi się spodoba :)
świetne doświadczenie... a książkę chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńNa oprowadzanie - ŁAŁ :)
OdpowiedzUsuńA weż mię w dup* kopnij, bo się nie mogę zabrać do przeczytania, a same dobre rzeczy o niej słyszę ;)
A książkę można zanabyć u mnie - http://dopupy.pl/pl/p/Dziecko-z-bliska-Agnieszka-Stein/191 na hasło chabazie 5% zniżki.
A jak nie wolno się reklamować, to mnie Wiewiooro, zedytuj, wytnij i się nie gniewaj :)
Romashko,kopać nie będę, ale polecam, naprawdę. Co do reklam, to zależy komu, jak i co :D Nie wycinam i się nie gniewam :D
Usuńnaprawdę fajnie, że coraz więcej o tym
OdpowiedzUsuńi że o tych dzieciach, tak inaczej
po ludzku