poniedziałek, 14 listopada 2011

Retrospekcja cz. III: Cała (niemroczna) reszta, czyli pamięć musiała ochłonąć.

Dochodzę do wniosku, że przez te pierwsze dni funkcjonowałam na trochę innych częstotliwościach. Rzeczywistość była inna i okrojona. Świadomość na innym poziomie. Na tyle innym, że już sama nie umiem tego odtworzyć i opisać. A sprawę z tego odmiennego stanu zdałam sobie dopiero wtedy, jak wrócił (względnie) normalny ogląd wszechświata.

Nie rozumiecie co piszę? Ja też już nie. Ale wiem, że jakoś tak było.

Jedynie obecność Przemka przytrzymywała mnie w pobliżu normalności.
I świadomość oparcia w Mamie.

Dopiero, kiedy Orka zjechała do mnie na dół, nabyłam umiejętności dostrzegania spraw pozytywnych. A nie było tak, że ich nie było. Były. Sporo nawet. Ale skoncentrowana na nieobecności mojej przy Niej i Jej przy mnie - kompletnie ich nie dostrzegałam. To były "rzeczy mniej ważne". Chociaż przecież bardzo ważne.

Była Familia: Babcie, Dziadek, Prababcia, Ciocie, Wujek, Pociotek, Wujenka, Brat cioteczny.
 



Byli przyjaciele, (Ania, Krysia) gratulacje od Krewnych i Znajomych Królika, zdalnie wspierająca Kefira-doradca laktacyjny.

Była Ciotka Dorotka, Małgorzata, dwie Oddziałowe i inne przyszywane szpitalne ciotki, których wszystkich nie wymienię -  z gratulacjami, wsparciem.

Było grono naprawdę przyjaznych i wspierających "ludzi służby zdrowia". Wiem, że nie widać tego we wcześniejszych notkach. Ale doktorka z izby, naczelny ciachający, inteligentna neurolożka, położne z połogu (zacne babki), i neonatolodzy z tego oddziału, a nawet niektóre persony z noworodków (P. Ania np. albo jedna młoda pielęgniarka, której niestety po fakcie nie byłam w stanie zidentyfikować z imienia i nazwiska) zapisały się w mojej wdzięcznej pamięci. Tylko pamięć musiała dojść do siebie. Niektórzy naprawdę robili co mogli i więcej niż musieli. I jest to coś, czego się nie zapomina.

Wszystkim, którzy byli z nami przez tych pięć dni serdecznie DZIĘKUJEMY.
Pin It Now!

3 komentarze:

  1. trochę się zdziwiłam aż tak licznym gronem odwiedzających w szpitalu. miałaś pojedynczą salę ? dobrze, że czerpiesz z tego tyle dobrej energii, ja nie chciałam na początku odwiedzin, mimo, że dobrze czułam się po porodzie i szybko dochodziłam do formy w szpitalu potrzebowałam tylko męża i nikogo więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie zastanawiałam, czy chcę ;) Poprostu przychodzili :D Jednak to było pięć dni, a nie dwie doby. Salę najpierw miałam podwójną, a od trzeciej doby chyba - jedynkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też byłam 5 dni ;) i sterroryzowałam rodzinę zasadami ściągniętymi z netu "dzidzia jest najważniejsza", posłuchali się dzięki Bogu :)

    PS ja najpierw byłam z jedną dziewczyną, potem z trzema, potem znowu z dwiema - dużo się działo ogólnie poza dzieckiem oczywiście :)

    jeszcze raz wszystkiego dobrego !

    OdpowiedzUsuń