wtorek, 20 września 2011

Warsztaty zakończone do góry nogami i nne wieści z placu boju

Wróciliśmy (z pięknym polskim akcentem, na trzecią sylabę od końca).

Powiem Wam co lubię. Lubię swobodny przepływ energii międzyludzkiej. Lubię angielsko-niemiecko-polsko-rosyjski mix językowy. Lubię poczucie wspólnoty, płynącej z tej samej pasji, entuzjazmu, głodu wrażeń i emocji. Lubię atmosferę wzajemnej sympatii, pozbawionej typowo polsko-piekiełkowego podgryzania. Lubię zdrową rywalizację, w wyniku której pokonany ściska zwycięzcę ciesząc się jego radością. Lubię obłęd, który powoduje, że niemieckiego kota "kiciam" po rosyjsku (dla zabawy), a do niemieckiego psa gadam po angielsku (bo mi się pomyliło). Lubię nawet chrzanionego koguta (jego nowa ksywa: "Rosół"), piejącego co pięć minut od czwartej do siódmej rano. Lubię Chi Quonga i akupresurę (na własnej skórze przekonałam się, że działa i to nie żadna ściema, placebo i czary-mary - możecie wierzyć mojej sceptycznej naturze). Uwielbiam, kiedy moja praca jest doceniana (szkoda, że bardziej przez dalszych niż bliższych geograficznie,ale jak się bliższych rozpuści, to się ma ;) ).

Cholera, no było cudnie :)

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, czego nie lubię.

Nie lubię przyzwolenia na kopcenie gdzie bądź, nie lubię nie móc pogadać z ludźmi, bo akurat połowa ma pety w zębach. Nie lubię wybitych kciuków. Nie lubię zakwasów po chi quongu zwłaszcza w połączeniu z podejrzanie bolącym brzuchem. Nie lubię jak Mężowi zapala się twarz i nie lubię jak Wiking choruje. Nie lubię, jak wciska mi się kit dla sponsorów, kiedy szczerość wystarczyłaby w stu procentach.

Ale, cholera było cudnie.

Było cudnie, bo - ludzie. Było pięknie.

Paweł i mina będąca kwintesencją tych warsztatów.


Conga

Panorama Penzlin w tle

Theresia - nasza tłumaczka

Zwracam uwagę na resztki płomienia nad kominem :D II miejsce w zawodach ziania :D

Ciekawe galotki, czyż nie?

Kaszydło - no comments.

Ostrzał wzajemny

Jak dla mnie najbardziej niesamowita postać warsztatów - Marie. Wulkan dobrej energii, zwierze sceniczne, cudowna kobieta. Thank you Marie. For everything.

Coś jej wpadło w oko ;)



Rosół


Praca ze sprzętem i polarowy, nabrzuszny wytłumiacz hałasu.




Z innych wieści z placu boju:
  • Miała być żyrafa po Tatusiu, będzie raczej  kulka po Mamusi. Duża głowa, krótkie łapki. Za to waga w 32 tygodniu: 2 190! Młoda opanuj się przed 4 000, bo mnie pokroją!
  • W związku z bólem brzucha napadłam gina, co skończyło się diagnozą: "Nic poważnego, rozwarcie na 1, polegiwać z nogami do góry. I już proszę nie szaleć". No to mam fikać nogami w górze, czy nie szaleć???
  • W związku z pluciem Przemko wylądował na tygodniowym zwolnieniu chorobowym. Oboje wprowadziliśmy się na stałe na antresolę i w doliny schodzimy jedynie w przypadku wyższej konieczności.
  • W związku z czym z kolei laptop otrzymał tymczasową dyspensę na przebywanie tamuj. Właśnie na nim piszę.
  • Wygraliśmy konkurs na blog sierpnia na przedPORODEM.pl :D:D:D Bardzo nam miło.
  • Dziecko Syna Jana (Jonson's Baby) zaproponowało mi udział w swojej Akademii dla blogerek. Naturalnie nie odmówiłam.
P.S. I jeszcze kilka:




    Pin It Now!

    3 komentarze:

    1. nie wiem czy tą wagą to się warto przejmować. Jak po każdym mierzeniu pytam gin na co się zapowiada to zawsze odpowiada, że na średniaka czyli między 3,5 a 4kg. I bliższych danych brak. A jednak dla mnie 4kg to grubo powyżej średniej ;)

      OdpowiedzUsuń
    2. Co do zdjęcia "Kaszydła" - tak potrafią zrobić tylko ludzie, którzy byli karmieni piersią ;) butelkowi trąby nie zrobią :P

      Gratuluję wygranej i zazdroszczę Syna Jana :P

      OdpowiedzUsuń
    3. Zwijanie jezyka jest uwarunkowane genetycznie. Moje chłopię karmione KP za nic nie zwinie języka w trąbke, a ja niestetym butelkowa a potrafię;)

      OdpowiedzUsuń