piątek, 30 września 2011

Dziecko Syna Jana, klub, abstrakcja i chlupot

Przedwczoraj...

Przyszła paczka. Nie wiedziałam co to i skąd, ale nie tykała, więc otworzyłam...






Dzięki (przez?) tym wszystkim materiałom testowym i innym promocjom Aurora, która miała być dzieckiem niskoschemizowanym ma już całkiem pokaźny zestaw kosmetyków, z których połowy nie mieliśmy zamiaru w ogóle używać.

Co do Jonson's Baby - przetestujemy płyn do mycia (przedstawicielka firmy w szkole rodzenia dobrze się spisała ;) ). Chusteczki też mi się podobają póki co, bo nie dodają do nich perfum. Może i im przez to spada liczba klientów, ale IMHO perfumy w dziecięcych kosmetykach to jakaś pomyłka. Krem na odparzenia zawiera parabeny niestety, ale po lekturze "Dzieciowo mi" przestałam się tym specjalnie przejmować. Zwłaszcza, że krem (ten lub inny) zamierzamy stosować jedynie w razie konieczności (odparzeń), a nie profilaktycznie.

Z resztą - bez przesady! Ja wiem, że chemia i sztuczne składniki, że błe i fuj, ale: na stosowanie wyłącznie produktów eko-bio-organic nas nie stać, w pielęgnację jedynie wodą i mlekiem ludzkim jakoś do końca nie wierzę, a te kosmetyki są przebadane i przetestowane. Jak się w nich nie marynuje dziecka (lub siebie) non stop i bez sensu, to nie zrobią krzywdy, a uczulić można się i na bio-rumianek, czy organiczną sałatę.

Nasz stan wyprawkowania sukcesywnie się powiększa. W związku z powyższym Tata uprzątnął komodę celem upakowania rzeczy okołoAurorowych. Na razie się mieszczą.

Tego samego dnia, kilka godzin później...

Udałam się na Deptak Bogusława, na spotkanie Klubu Mam "Gazety Wyborczej". Miło, kameralnie, komfortowo (jako widocznie i najbardziej ciężarna musiałam się opędzać od propozycji picia, jedzenia, podnóżka... ;) ). Do tego profesjonalnie, merytorycznie, praktycznie, bez zadęcia. Zabawna prowadząca, co chwilę odwołująca się do niemieckich lekarzy i szpitali (ale bynajmniej nie w tonie przesadnej euforii, czy zachwytu), trójka ekspertów, w tym mój wężo-gin.

Temat jakże (uwaga - ironia) miły i uroczy: nacinanie krocza, pielęgnacja i dochodzenie do sprawności (w tym seksualnej) po połogu. Nie powiem, część moich lęków została rozwiana :) Chociaż, czy zdajecie sobie sprawę, że do zakończenia laktacji kobieta jest praktycznie hormonalnie w stanie okołomenopauzalnym?  Radosność i szczęśliwość : /

Najbardziej mnie rozbawiało, że kiedy Pani Ekspert reprezentująca położnictwo (pracę na porodówce zakończyła kilka lat temu) zaczynała popadać w przesadny entuzjazm przy opisywaniu standardów okołoporodowych w szczecińskich szpitalach i stopnia wyszkolenia położnych - zanim zdążyłam się dobrze nakręcić i odezwać mój prowadzący łagodnie, acz stanowczo przywracał ją do równowagi :D:D:D. (Co nie znaczy, że jest źle, ale nie idealnie i tyle.)

Jako córkę położnej ucieszył mnie też fakt, że wszyscy eksperci, chórem nieomal stwierdzali, że najbardziej zadowolone pacjentki i najlepsze porody są tam, gdzie położnym pozwala się na samodzielność i nie ogranicza odgórną siatką procedur i nakazów. Ha!

Z rzeczy innych i dni kolejnych...

Okazało się, że moja dawna znajoma (doradca laktacyjny z resztą) szkoli się odnośnie poradnictwa chustowego i zgodziła się zorganizować dla nas miniwarsztaty :D:D:D Hurrraaa!!! (Romashka tu, tu i tu linki z kurtkami pour toi).

Aurora jest dla mnie (po konsultacjach wiem, że i dla Nas :) ) - abstrakcją. Tak, widzieliśmy Ją. Tak czujemy Jej ruchy, wiemy, że jest, gadamy do Niej, organizujemy Jej przestrzeń życiową. Ale to jest tak nierealne, takie kosmiczne jakieś. Zupełnie niesamowite. Został miesiąc i dni pięć :)

Mam sześć kilo na plusie. Biorąc pod uwagę, że conajmniej 2200 to Młoda, a dalsze dwa conajmniej to macica z płynami - nie jest źle. Za to w obwodzie 121. Patrząc w lustro z przodu, dochodzę do wniosku, że całkiem, całkiem. Patrząc z profilu - żem wielka i obła. Jakiś czas temu pewna sklepikarka zapytała mnie, czy to bliźniaki. Załamałam się. Znajoma patrząc zza biurka (en face) stwierdziła, że nie widać, że jestem w ciąży. Dziś fryzjerka zapytała "To Pani już urodziła???". I bądź tu mądry :D:D:D

Mimo, że pogoda letnia, przestawiam się z wolna na tryb jesienny. Powidła ze śliwek, kompot z gruszek, falafle w sosie kurkowym, takie tam. Ciekawe, czy zdążę w tym roku zaliczyć znicze na cmentarzu :)

Dopisek, którego miało nie być: Chlupoczą we mnie hormony. Podczas pisania tej notki laptop dwa razy zeżarł mi prawie gotowy tekst. Nienawidzę tego dziadostwa. Najpierw chciałam go za okno, potem się pobeczałam jak owca i zadzwoniłam do Wikinga (biedny żuczek), żeby poinformować go o mojej nienawiści do tego sprzętu i obrazie na wszechświat. Co znaczy, że na przemian buczałam, smarkałam i warczałam w słuchawkę. Zniósł mężnie. Nie rozłączył się! Pocieszał i uspokajał. Tekst (po raz trzeci) piszę na stacjonarce. On jest święty, a ja musiałam taka być w poprzednim wcieleniu (albo on w swoim poprzednim mocno przeskrobał). !!!

Chlipałam też na widok obrączki na dłoni Fiony oraz córki Cyklopa w Shreku (leciał dziś - obejrzeliśmy, jako materiał edukacyjny). Hormony jak cholera.
Pin It Now!

3 komentarze:

  1. Aurora - jakie piękne imię w dodatku z mojej ulubionej bajki :) Dla mnie to też był kosmos nawet teraz jak Córeczka jest już przy mnie mam wrażenie, że to abstrakcja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ahahahahaa ja też oglądałam shreka ;-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą: to kosmos! Ale większy będzie jak Aurora będzie już na świecie... oj ciężko będzie pojąć, jak to się stało, że jest...

    OdpowiedzUsuń