poniedziałek, 5 września 2011

Akademia i (roz)czarowywanie propagandy

Korzystając wczoraj z faktu, że Małżonek z Panem Stasiem podłączali kaloryfery do sieci, wraz ze Świekrą i Kaszydłem wybrałyśmy się na wycieczkę do Akademii Zdrowego Rozwoju Pampers.

Lokalizacja namiotu na "Psiej Polanie" na Jasnych Błoniach miała plusy i minusy - z jednej strony zacisznie, zielono i do placów zabaw blisko. Z drugiej - ryzyko wejścia na minę, lub wpadnięcia w psie wykopki (w jednym z nich Mama o mało nie skręciła kostki).



Przestrzeń przednamiotna zorganizowana przyjaźnie - "jedyny w Mieście strzeżony, darmowy parking" ;), kilka atrakcji umilających czas oczekującym z rodzicami maluchom (co 10 minut wpuszczano 15osobowe grupy, na szczęście na początku Pan Konferansjer zaprosił ciężarówki z rodzinami na początek kolejki :D:D:D), ławeczek trochę mało, ale się załapałyśmy, a P.K. umilał nam czas pogawędką (z naciskiem na wędkę) i puszczaniem kołysanek w wykonaniu Ani Dąbrowskiej, która jest "twarzą" akcji :)

Konferansjer z asystentem

Kaszydło w megatrampku

Dzieciaki bardzo szybko pokazały dorosłej publiczności, że "hopki" mają dużo więcej zastosowań, niż by się zdawało na pierwszy rzut oka. Można sprawdzić co jest pod spodem, wykorzystać jako miseczkę, kapelusz, ułożyć piramidkę. Fenomenalny pokaz nieskrępowanej kreatywności. Nawiasem mówiąc rodzice też byli świetni.

Akademia miała na celu głównie pokazać dorosłym ograniczenia i możliwości dziecka, z których często nie do końca zdają sobie sprawę. Początek był w stylu azjatyckim - poproszono nas o zdjęcie obuwia i wpakowanie do specjalnych worków.

Oprowadzającą była miła dziewczyna, niemniej widać było po niej, że to "kolejna z rzędu banda, od trzech dni co 10 minut to samo". Nie zachwyciła mnie w ogóle. Zwłaszcza, że podawała niesprawdzone informacje np. że w chuście można nosić dopiero siadającego malucha. Każdy minimalnie zaznajomiony z tematem wie, że to tzw. trzeci, tishnerowski rodzaj prawdy (I - Święta prowda, II - Tyż prowda i III - Gówno prowda).

 Najpierw puszczono nam film pokazujący co widzi i słyszy dziecko w macicy. Byłoby świetnie, gdyby nie dochodzące zza ścian namiotu hałasy, które sprawiały, że słabo słyszałam ścieżkę dźwiękową.

Jednak reszta atrakcji wewnątrznamiotowych była fantastyczna.

W wielkim łóżeczku z wielkim królikiem. W wielkiej pielusze. Przemko oglądając zdjęcie PRAWIE nie był zazdrosny ;)


Sesja z krokodylem



Urodzona modelka. Zobaczyła, że trzymam na kolanach aparat. Zajrzała w obiektyw. Popatrzyła mi głęboko w oczy, zaglugała coś i zamarła w pozie wyraźnie sygnalizującej "jestem piękna i Ci pozuję, proszę trzaskać". No przecie nie miałam innego wyjścia! Flesz zniosła bez zmrużenia powiek. Jej mama była w ciężkim szoku, bo podobno rodzinie nie udaje się nigdy namówić jej na chwilowy bodaj bezruch. Jak się potem okazało - istotnie "żywe srebro", nieustraszone w dodatku :D.

W przymierzalni



Część tzw. merytoryczna w wykonaniu specjalistów była poprawna, przyzwoita, aczkolwiek zdecydowanie przegrywała konkurencję z udostępnionymi "zabawkami".

Nauka chodzenia z tatą ;)

Fotelverest i władza w ręku :D


A kubkiem można sobie było uszy pooblewać. W życiu nie myślałam, że kredka, łyżka, czy kubek są dla dziecka takie ciężkie.
 
Nieszkodliwa mania? No trochę się zastanawiam jak będzie :)



Generalnie świetnie się wybawiłyśmy. Na koniec dostałyśmy jeszcze torbę upominkową.

Za to kilka dni wcześniej Macierz uświadamiała mnie, że wizje Położnej prowadzącej ostatnią szkołę rodzenia, dotyczące Polic nie do końca w 100 procentach pokrywają się z prawdą. Co prawda większość ze swoich założeń chyba uda nam się zrealizować i wyegzekwować, ale może być trochę trudniej, niż myślałam.

Nic to. Mamy się spotkać z położną porodówkową z Polic (mama z izby przyjęć jest zasadniczo) i będziemy drążyć temat. Podobno mój Plan Porodu wymaga poprawek ;)

Się zobaczy!

A Kogle-Magle zaszły!!! Po piątej IUI. Hurrraa!!! I gratulacje ogromniaste oczywiście :)
Pin It Now!

1 komentarz: