poniedziałek, 27 czerwca 2011

Przypadkowe masło i żądza krwi

Zrobiłam masło! Przypadkiem. Serio, serio.

Kupiłam kremówkę w celu zastosowania wobec niej przemocy (ubicia). Niestety okazała się jakaś lewa, bo podczas ubijania wytrąciły się grudki tłuszczu. Zważyła się po prostu. Odstawiłam z zamiarem późniejszej utylizacji.

Jednak po pół godzinie zauważyłam, że grudki zebrały się ładnie w grudziszcze. Pomyślałam, że twaróg, ale masa okazała się słodka, nie kwaśna i niezmiernie tłusta. Ha! Takiej okazji nie można wszak było zmarnować. Wlałam w bawełnianą ściereczkę, zawiązałam, odcisnęłam (został słodki, mleczny płyn - mleko? maślanka? pojęcia nie mam), zanurzyłam na 4h w solance (woda i sól w większej ilości), odcisnęłam ponownie, zostawiłam na noc do ocieknięcia.

I mam masło:

Jest bielutkie, pachnie jak klarowane i smakuje śmietankowo. :D

Oprócz tego byliśmy dziś z Pumperniklem u Gina, co nieoczekiwanie wywołało u mnie dziką żądzę mordu, najchętniej wielokrotnego i brutalnego.

Wstaliśmy sobie rano, tzn. ja wstałam o 6.00, a Pumpernikiel trochę później, podczas mojego czesania (wiem, bo się skomunikował niewerbalnie - ręczno-nożnie, jak przypuszczam). Wsiedliśmy w autobus i... za chwilę bardzo chcieliśmy wysiąść. Tzn. ja chciałam. Jak do tej pory (pisałam o tym już wcześniej) przypadłości ciążowe występowały u mnie z częstotliwością Yeti. A tu jadę sobie spokojnie, a mój żołądek, błędnik i głowa usilnie dają mi znać o swoim nadzwyczajnym wprost niezadowoleniu.

Całe szczęście sensacje trwały tylko chwilkę, po czym wszystko wróciło do normy.

Nic to. W tempie ślimaczym pokonałam odległość przystanek-przychodnia. W poczekalni (standard) kilku(nasto) osobowa kolejka. Myślicie, że ktoś z własnej, nieprzymuszonej woli przepuści wyraźnie słaniającą się na nogach wyraźnie ciężarną? Guzik.

Ja cholera nie domagam się jakichś ektraordynaryjnych przywilejów, dopóki czułam się dobrze, to ciąży nie wykorzystywałam jako argumentu, ale naprawdę myślałam, że w tej kolejce zejdę. Pewnie i upomniałabym się o swoje, ale zrobiło mi się tak słabo, że nie byłam w stanie się wyartykułować.

Po chwili znów przeszło, a była to akurat chwila, kiedy dostałam się do okienka.

Po dotarciu pod gabinet i odczekaniu (jak zwykle) godziny od zaplanowanego terminu wizyty, tudzież uświadomienia dwóch pind (jednej nastki na szpilach i drugiej "ryczącej czterdziestki"), że wepchnięcie się przede mnie nie przejdzie, dostałam się do gabinetu.

W którym (o dziwo) rezydował mój prowadzący, a nie (jak przez trzy ostatnie wizyty) jego P.O.

Dowiedziałam się, że:
- Pumpernikiel rozwija się prawidłowo, a narzekający na niską ciążę, utrudniającą ocenę płodu na USG lekarz z Polic "grubo przesadza",
- Powinnam mieć umówione trzy wizyty naprzód, bo teraz mój prowadzący już wolnych terminów nie ma "ojeju, ojeju" itp (teraz mam umówinoych pięć wizyt, ostatnia na wrzesień, w tym jedna z innym ginem, bo mój ma urlop),
- Najprawdopodobniej będę mogła rodzić SN (hurrra!!!),
- Szyjka (moja, nie Pumpernikla) długa, nic się nie wpukla,
- Termin prawdopodobnie będę miała 7 a nie 5,
- Jestem 1,5kg na plusie.

Gin zlecił mi (w końcu :D Nie to, że się uskarżam, ale się dziwiłam) morfologię i mocz, a po następnej wizycie krzywą cukrową. Buuuuuuuuuuuuu!!! Ja nie chcę glukozyyyyyy!!!

Usłyszałam też, że na bolące jak cholera sutki nic się nie poradzi i trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Nie ukrywam, że nie jest to odpowiedź, jaką pragnęłam usłyszeć.

Po opuszczeniu gabinetu i poinformowaniu współudziałowca inwestycji o stopniu jej zaawansowania udałam się do babci, gdzie radośnie padłam na twarz i przespałam godzinę.

Następnie udałam się na ryneczek (ryneczek Pogodno rulezzzz - najlepszy mały ryneczek na świecie), gdzie:

- Nabyłam przecudnej urody dorsza,
- Nakaszlałam ostentacyjnie na jakiegoś średnio wiekowego młota kopcącego w zatłoczonej kolejce jak lokomotywa, byłabym i opieprzyła, ale ubiegła mnie jakaś kobieta,
- Opieprzyłam niewiastę usiłującą zająć moje miejsce w kolejce, z furią, która wprawiła w zdumienie ekspedientkę, kojarzącą mnie (o święta naiwności) jako istotę raczej pogodną i spokojną, oraz przyjazną otoczeniu,
- Podniosłam sobie ciśnienie nakręcając się wewnętrznie na znieczulone, egoistyczne indywidua ostentacyjnie ignorujące obecność w kolejce kobiety w ciąży.

Wracając do domu wściekłam się na to samo zjawisko w tramwaju. Tłoku nie ma, stoję jako jedna z nielicznych, w widocznej już ciąży, z pełną siatą (nie zbyt ciężką wprawdzie, ale tego akurat nie widać). Myślicie, że ktoś zad ruszył? W końcu grzecznie poprosiłam o ustąpienie miejsca bogu ducha winnego młodzieńca, który podróżował w towarzystwie matki, więc nie mógł za bardzo być nieuprzejmy.

Uff...

Po poprawieniu sobie nastroju umieszczeniem w piecyku dorsza (pisałam już, że przecudnej urody?), z cytrynką, kolendrą z własnej działki, odrobiną imbiru i masełkiem, umieszczeniem na parze fasolki szparagowej i młodych ziemniaczków, oraz przepłukaniem pół kilograma czereśni ochłonęłam na tyle, żeby zasiąść z kubkiem earl grey'a i zabrać się za pisanie.

Generalnie staram się nie popełniać notek w stylu "jakie okropne i upierdliwe jest moje życie (bo nie jest nic a nic), ale tym razem nie mogłam się powstrzymać, no.
Pin It Now!

5 komentarzy:

  1. w kwestii bicia śmietany - to to co ci zostało to MAŚLANA... sama produkowałam w ten sposób masło ;) i to całkiem świadomie

    w kwestii kultury ludzkiej się nie wypowiem publicznie...szkoda słów

    Pozdrawiam - SCHOLA

    OdpowiedzUsuń
  2. siostra, a jeśli mogę się zapytać to co oznacza rodzenie SN?? wiem że jestem głupia bo nie wiem ale mam tylko 13 lat!

    OdpowiedzUsuń
  3. Siłami natury, czyli fizjologicznie, bez wspomagania. Głupia nie jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuje za odpowiedź to fajnie że tak będziesz mogła

    OdpowiedzUsuń