środa, 10 września 2014

ED w pytaniach i odpowiedziach (czyli nieco o lękach i koszmarach) - Edukacja Domowa cz. III

Dziś ciąg dalszy pytań o edukowanie (nie tylko) w domu.

A dziecko potem nie będzie miało problemów z pracą w grupie? Nie będzie nieprzygotowane do życia/rywalizacji/wyścigu szczurów?
W pracy (jak w szkole) człowiek musi się stosować do norm i zasad, a w domu?

Właściwie na te pytania częściowo odpowiedziałam już w poprzedniej notce, poświęconej ED, ale rozwinę temat.
Dziecko uczone w domu, które ma wpływ na to jak i czego się uczy, wokół jakich tematów toczą się "lekcje", ma dużo większą swobodę kreatywności, twórczego podejścia do problemów w miejsce podążania "jedyną słuszną ścieżką", pytania, kwestionowania, decydowania o tym, co się z nim dzieje. Nie przekazuje mu się przekonania, że nie warto się wychylać, że wystarczy zrobić "na odczepnego", pozostaje ciekawe, dociekliwe, eksperymentujące, nie lękające się pomyłek i błędów. Zdobywa wiedzę dla siebie, własnej satysfakcji, zaspokojenia ciekawości - ważne jest własne poczucie spełnienia, a nie ocena czy prezentacja na tle innych.
Z drugiej strony - ono też ma swoje obowiązki, egzaminy, podejmuje się pewnych zobowiązań.
Dużo łatwiej jest wykręcić się od jakiegoś zadania czy przyswojenia porcji wiedzy w grupie, niż oszukiwać w sytuacji jeden-na-jeden lub przed samym sobą.

Różnicą jest tu budowanie samodyscypliny, a nie dyscypliny zewnętrznej. Różne jest źródło motywacji. Bardzo ładny tekst na ten temat znajdziecie TU

Takie dziecko podejmując pracę, czy jakiekolwiek inne wyzwanie, nadal za główne kryterium będzie przyjmować WŁASNĄ satysfakcję, własną ocenę zysków i strat. Nie będzie się ścigać - "bo wszyscy to robią". Ale jeśli zechce wziąć udział w wyścigu - to wg własnych zasad. Nie będzie działać pod wpływem strachu, presji społecznej, owczego pędu.

Nie, takie dziecko raczej nie zostanie wzorowym szeregowym korporacji. Ale zostanie kimś, kto cieszy się tym, co robi, robi to, co ma dla niego wartość. A kiedy jego zajęcie ową wartość utraci, albo z jakichś względów (np. finansowych) przestanie mu wystarczać - nie będzie się obawiało poszukać nowego.

Takie dziecko będzie pracownikiem zaangażowanym (bezcenne!), wierzącym w sens swojej pracy, kreatywnym, nie bojącym się wyzwań i zmian.

Co więcej - dziecko niepoddawane na każdym kroku ocenie - nie będzie się lękało błędu czy niepowodzenia. One nie przesądzą o jego poczuciu własnej wartości. A co za tym idzie- w sytuacji konkurencji, rywalizacji - to ono będzie silniejsze i odporniejsze.

Co do pracy w grupie - abstrahując już od tego, co pisałam o socjalizacji i o tym, że dzieci ed nie są izolowane od innych - rodzina to też grupa, w której się pracuje, gdzie jak nigdzie indziej trzeba się "zgrać" i kopać do jednej bramki.

(A na ostatek - żadne statystyki z krajów z długą i bogatą tradycją ed nie potwierdzają takich obaw.)

Nauczyciel ma narzędzia, pozwalające zmusić dziecko do nauki. Nie boicie się, że Wasze polecenia będzie olewać? Co, jeśli dziecko nie zechce się uczyć?

Eeeee... Jakoś nie :D Pomijając kwestię, że tak samo mogę się bać, że "oleje" moje sugestie i zamiast do szkoły skoczy sobie w Bieszczady, owce pasać, albo na piwko z kolegami - tu okazujemy dziecku największy szacunek i zaufanie, przyznając mu prawo do samostanowienia  o swojej edukacji i przyszłości. Tu pozwalamy mu w  pełni nauczyć się, czym jest odpowiedzialność. Tu najdobitniej pokazujemy, że jego edukacja to "jego biznes".
Jeśli nie chcesz się dziś uczyć - ok, ale będziesz się tego musiał nauczyć potem. 
Jeśli tego nie zrobisz - będziesz musiał "zakuwać" przed egzaminem.
A jeśli i wtedy tego nie zrobisz - w przyszłym roku nie będziemy mogli kontynuować nauki w domu (przepisy).

Wielu rodziców powie, że to zbyt duża odpowiedzialność, jak na kogoś nie do końca jeszcze świadomego konsekwencji swoich działań.

Ja mówię  - ok, ale czy nie boisz się,  że dziecko posłane do szkoły nie zechce się uczyć? Jeśli oleje jedynki, uwagi i szlaban domowy? Co wtedy zrobisz?
Tu "kłaniają się" podstawy RB - zaufanie do dziecka, wiara w jego kompetencje.

A jak kiedyś będzie ci miała za złe?
To eksperyment na dziecku i nie wiadomo jak się skończy.

Cóż - każda rodzicielska decyzja obarczona jest takim ryzykiem. Postępuję w zgodzie z własnym sumieniem i oceną sytuacji. Nic ponadto nie mogę.

Zaś co do eksperymentu - ostatnie wyniki testów i badań pokazują, że "eksperyment" jakim jest reforma szkolnictwa nie przyniósł zamierzonych efektów. Mimo to nikt nie pędzi na złamanie karku, żeby tę sytuację jakoś poprawić. Podejmuje się kolejne eksperymenty, tym razem na sześciolatkach. Dziękuję, postoję - wole własne laboratorium, nad którym mam lepszą kontrolę.


A - co podkreślałam już po wielokroć - ED nie jest pomysłem ani nowym, ani  niesprawdzonym. Jedynie u nas nieco "zakurzonym".

O edukacji domowej w Polsce piszą między innymi:
edukacjadomowa.piasta.pl (wbrew ostrzeżeniu bezpieczna strona)
Stowarzyszenie edukacji w rodzinie

C.D.N.
(teraz będzie najciekawsze ;D)
Pin It Now!

2 komentarze:

  1. W jednym punkcie porównujesz swoje życie do dziecka.

    Jednakże nasz życiorys nigdy nie będzie życiorysem dziecka... Oni mają swoją własną kartę losu zapisaną.

    To, że Ty nie nawiązałaś przyjaźni w okresie wczesnodziecięcym w szkole nie oznacza, że to samo może dotyczyć Twoich dzieci.
    Pierwsza silna przyjaźń u mnie nawiązała się już w przedszkolu i przetrwała wiele lat. Bardzo bliskie znajome towarzyszą mi od przeszło 30 lat, bo już od 1 klasy podstawówki.
    Dla mnie - z okresu dzieciństwa - kontakty międzyludzkie były najcenniejsze z tamtego okresu.
    Wspólne wyjazdy, wycieczki grupowe, wspólne wypady, później imprezy.

    Dla mnie trzymanie dziecka w domu to trzymanie pod kloszem. Aspołecznie. W zetknięciu z prawdziwym życiem zderzenie później może być bolesne.

    A ile wzruszających imprez Cię ominie. Dni mamy, dziecka, akademie, spotkania kiedy rodzic ze wzruszenia roni sobie łezki. :)

    W podstawówce u syna - lata temu - rodzice też integrowali się w grupie wyjeżdżając wspólnie na wycieczki. Wspaniałe to były chwile.

    pozdrawiam i powodzenia

    Emka - mama 17-latka i 16-miesięcznego malucha :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie odpowiedzieć w następnej notce o ED :D

      Usuń