Mam w "poczekalni" piętnaście niewykończonych notatek. Mam w koszu robótkowym milionpińćset cudów w różnym stopniu realizacji. Mam tysiąc projektów "w toku". I nie zanosi się, żebym w tym roku skończyła.
Czemu? Och, z całą pewnością duży wpływ na oną sytuację ma moja totalna dezorganizacja czaso-przestrzenna, fakt iż jestem z natury pracowita inaczej, oraz kliniczna postać prokrastynacji.
Mogłabym trochę pozwalać na Córkę, ale moje sumienie, pomimo swej raczej kociej natury, w tym wypadku wyjątkowo mi nie pozwala.
Niemniej jednak swój (niewielki) udział ma fakt, że od miesiąca jestem matką-sporadycznie-pracującą. Dokładnie dwa do trzech dni w tygodniu.
Tak się ułożyło, że akurat w momencie, kiedy zaczęłam się rozglądać za możliwymi dla mnie do przyjęcia pomysłami zarobkowania - pojawiło się kilka okazji, w związku z czym prowadzę sobie cykl kawiarenek dla mam w Nowym Warpnie oraz ogólnorozwojowo-sensoryczne zajęcia dla mam i dzidziołów.
Na kawiarenki Ora jeździ ze mną, a w ich trakcie - razem z dziećmi uczestniczek - szaleje z Panią Opiekunką (która jest Nią absolutnie zachwycona i na rękach nosi). Dodatkową atrakcją jest fakt, że wyjazd do Warpna jest okazją do spotkania Cioci Ani, za którą z kolei Ora przepada :D
Na zajęcia miejscowe dla starszej grupy, Dzidzioł chodzi razem z Babcią (żeby mama mogła się skupić na prowadzeniu), zaś podczas tych dla młodszych dzieci - zostaje z nią spokojnie sam-na-sam.
A już od nowego roku startujemy ze Szczecińską Grupą Edukacji Domowej. Zebraliśmy się w ok. siedem familii i tworzymy grupę przed-przedszkolną. Na razie tak "na rozbieg", żeby zobaczyć jak to będzie, bo dziecioły jeszcze żadnym obowiązkiem objęte nie są. Ale z ambitnymi planami na przyszłość. Ochhhh trzymajcie kciuki! Ja jestem ogromnie podekscytowana i nakręcona na ten projekt.
Z kolei 6 XII nadciąga kolejny Orszak Trzech Króli, podczas którego Gimlea tradycyjnie wesprze siły ciemności.
No i już nadciąga kolejny Warsztat.
I spotkanie szczecińskich matek blogujących.
No i plan Klubu Kangura na nowy rok trzeba ogarnąć.
No i jeszcze...
Wybaczcie więc krzaczory blog porastające, będę je systematycznie karczować.
P.S. Aha, nie napisałam, że na dokładkę rodzinnie sobie niedomagamy. Zaczęło się od mojego gardła, potem kaszleć i pogdorączkowywać zaczęła Ora, a na koniec (po odstawieniu antybiotyku na boleriozę) dopadło Przemka. Żeby było śmieszniej nasza Dohtor rodzinna, a potem druga, która ją zastępowała urlopowo, u każdego z nas (pomimo niemal identycznych objawów) zdiagnozowała co innego.
Wobec czego ja po dwóch różnych (karmieniowo-przyjaznych) antybiotykach leczę się ziołami i czekam na wyniki badań krwi pod kątem krztuśca, Ora się inhaluje, pije (z dziką rozkoszą, wyjadając "wiórki") syrop z buraka i daje (lub nie) sobie stawiać bańki, a Przemko czeka na interpretację zdjęcia zatok i łyka to co mu podsunę. Radosność i szczęśliwość.
Pin It Now!
Dlaczego akurat Nowe Warpno?
OdpowiedzUsuńNo to się u Was dzieje, ale to dobrze. Zdrowiejcie tylko szybko. Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuń