sobota, 7 grudnia 2013

Święty czy nie święty, oto jest pytanie.

Post ten zainspirowało wiele toczących się ostatnio, w różnych miejscach, dyskusji o podejściu do sprawy Świętego. Mikołaja oczywiście.

Żeby nie było - nijak nie kwestionuję świętości tego tu,
Stąd
dobrego (i mającego poczucie humoru!) biskupa z Myry. A broń Boże :)

Dyskusje i wątpliwości dotyczą tego latającego saniami po nocnym niebie cudaka.
stąd
 Dla jednych uosabia paskudną, panoszącą się komerchę, dla innych jest propagatorem obcych wierzeń i przemytnikiem zgubnych idei, dla kolejnych - manipulatorem i straszakiem na dzieci, a dla niektórych - kłamstwem.

Hmmm...

A ja lubię tego czerwono odzianego staruszka.

Pamiętam go z czasów, kiedy słowo "komercja" było mitycznym stworem z importu, a pomarańcze dobrem luksusowym. Komercha to paskudna stwora, i niestety, zawłaszcza i urabia wszystko, co jej w łapy wpadnie - i macierzyństwo, i patriotyzm, i miłość, i... Mikołaja również. Czy to dowód, że te zjawiska są złe? Nie, dowód na to, że są atrakcyjne i poruszają emocje.

Moja wiara nie przeszkadza mi opowiadać Córce legend indiańskich, mitów greckich, wikińskich sag. Nie przeszkadza mi w cieszeniu się życiem podczas nocy kupalnej. W uwielbieniu dla turonia. Ani w jedzeniu podczas Wilii maku i miodu. Czemu miałaby się kłócić akurat z gościem w sankach? Moja Córa słyszała już o Biskupie z Myry (inna sprawa ile z tego zrozumiała, czy zapamiętała ;) ). Ale czy w związku z tym nie może pobawić się w skrobanie marchewek dla latających reniferów?

Co do używania Grubcia w charakterze straszaka, to jest to praktyka, której serdecznie nienawidzę. Nie używam wobec Córki określenia "grzeczna" i drażni mnie, kiedy robią to inni. Sama nigdy nie lubiłam tego słowa. Zwłaszcza, że używa się go z reguły zupełnie niezgodnie z pierwotnym znaczeniem (ale to insza inszość). O rózdze Dziecię moje nie słyszało jako żywo. A w naszej bajce Mikołaj przychodzi do wszystkich dzieci.

A co do kłamstwa...
Ludzie - serio???
Naprawdę, jak opowiadam dziecku bajkę o smoku wawelskim, to je okłamuję? I jak się z nim bawię w ufoludki? I jak mówię, że jestem straszliwym mamostworem, pożrę jego skarpetki i będę łachotać w pięty - to tak samo?
Nie no, błagam, nie popadajmy w paranoję.

Dla mnie czekanie z kuzynkami, na balkonie, na pierwszą gwiazdkę (bo u nas w domu właśnie wtedy pojawiał się Gościu z workiem), to jedno z pierwszych i milszych świątecznych wspomnień.
Nie mam traumatycznych doświadczeń jak to ktoś brutalnie rozwiał moje złudzenia (bo dopóki byłam na tyle młoda, żeby wierzyć, że to jest "naprawdę", to myślałam, że to Ci inni się mylą). Jak podrosłam na tyle, by - hmmmm... wyrobić sobie własną opinię na ten temat, to dalej podtrzymywałam legendę - dla własnej przyjemności oraz "następnego pokolenia" w osobie młodszego brata.
To była miła, fajna, ciepła, serdeczna zabawa. Jak psikusy na prima aprilis. Jak szukanie wielkanocnego zająca.
To pewna fabuła, gra, w którą gramy wspólnie, włączając się adekwatnie do naszych aktualnych możliwości pojmowania.
Miałam mniej niż sześć lat, kiedy pierwszy raz podrzuciłam coś rodzicom do butów - z własnej inicjatywy, i zarzekając się, że to absolutnie nie ja, ino Koleś w Czerwonym. I wierzcie mi, że miałam z tego kupę frajdy i wściekle byłam z siebie zadowolona.

Ja nie twierdzę, że bez Mikołaja/Dziadka Mroza/Gwiazdora/Aniołka nie ma fajnego dzieciństwa.
Ale chcę swojej Córce opowiedzieć baśń o staruszku, podróżującym latającymi saniami zaprzęgniętymi w renifery. I nic złego w tym nie widzę.

Bo myślę, koniec końców, że Mikołaj zasadniczo jest tym, czym go uczynimy.

P.S. Jako, że piątego wróciliśmy do dom późno i Ora padła jeszcze w samochodzie, to renifery musiały w tym roku zadowolić się roszponką z ogródka. Ale prezenty były w trzech parach butów, więc chyba się nie pogniewały.

Pin It Now!

3 komentarze:

  1. świetnie napisane! i mniej więcej tak samo myślę o tym wszystkim i co więcej - niech mi palce powygina jeśli kiedyś powiem dzieciom, że Mikołaj przyniesie im prezenty jeśli będą grzeczne, albo choć słowo o rózdze. i do mnie też przyszedł, zresztą :) a te toczące się ostatnio dyskusje na temat poprawności historyjki o Mikołaju sprawiały, że czułam się źle i jeżyły mi się włosy. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się ręcami i nogyma!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mądrze prawicie. Ja myślę tak samo. Pisałam o tym tu http://maniamamowania.pl/w-obronie-mikolaja/
    Ps. Super blog pełen pozytywnej energii, będę częstym gościem :)

    OdpowiedzUsuń