niedziela, 15 września 2013

Lunatycznie

W poniedziałek byliśmy na urodzinach Darka (mojego brata i chrzestnego Ory), z której to okazji ( ;) ) Młoda otrzymała prezent :D
O taki o:
Muszę wyjaśnić że Aurora, obciążona genetycznie po obu liniach, książki po prostu uwielbia. Pamięta całe fragmenty tekstu, nawet trudniejsze słowa (i rozumie ich znaczenie, czym niejednokrotnie nas powaliła), potrafi usiąść i sama sobie "czytać", no i naturalnie ma swoje ulubione pozycje.

Nie ukrywam, że preferuje krótkie, rymowane historyjki, z dużą ilością obrazków (choć mogą być i same obrazki). Co nie znaczy, że od tej reguły nie ma wyjątków.

Dłuższe/nierymowane teksty sprawdzają się do zasypiania, jako dodatek do mleka.

Wziąwszy to wszystko pod uwagę obawiałam się, że wujkowo-urodzinowemu prezentowi przyjdzie poczekać na orowe zainteresowanie. Gdyż-albowiem, ilustracje (PRZEPIĘKNE!!!) są niemal monochromatyczne, zaś tekst, choć mową pisany wiązaną i do rymu - nie należy do najprostszych.

O matko małej wiary!

Orka książeczkę przeczytała (z moim skromnym współudziałem) z tchem zapartym i oczyma wlepionymi. I dziwić się nie ma czemu!

Historia małej Zochar poszukującej Księżyca jest piękna, nieoczywista, momentami smutna, momentami groźna, zawiera elementy humorystyczne i liryczne bardzo, zaskakujące zwroty akcji, a zakończenie ma (oczywiście) optymistyczne.

Tekst (a dokładniej tłumaczenie, co podbija poprzeczkę) może dlatego nie znużył Dzięcieliny (pomimo całkiem przyzwoitej długości), że jego rytm, tempo, przerzutnie, długość wersu, układ rymów, nastrój - wszystko - zmienia się jak w kalejdoskopie, pozostając jednak w harmonii i tworząc jedną, niezwykłą całość.

Ale to, co mnie urzekło, zmiotło i owładnęło, a co doceniła również Ora, to ilustracje. David Polonsky popełnił arcydzieło (przeglądając jego stronę stwierdzam, że nie pierwsze)! Delikatne, utrzymane w bardzo oszczędnej palecie (srebro, czerń, kość słoniowa, granat, błękit i szarości) barw obrazki, bogate w szczegóły, których nie sposób odkryć jednym rzutem oka, liryczne i zabawne (niejednokrotnie jednocześnie). Magiczne! Hipnotyzujące! Jego księżyce świecą NAPRAWDĘ!
No popatrzcie tylko (choć zdjęcia nie oddają srebrzystości kartek i całego uroku)!
I naprawdę, nie wierzę, by po obejrzeniu tej książeczki, można było - choć na chwilę - nie zostać lunatykiem ;)
U nas poszukiwanie księżyca stało się obowiązkowym elementem każdego wieczora.
Ulubiony fragment Ory?
"...
Po chwili głowa, łysa dość,
wyjrzała, mówiąc: - Ktoś ty? Ktoś?
Chłopiec? Dziewczynka? Czy też skrzat?
A może baba? Albo dziad?"
(z naciskiem na DZIAD)

Mój ulubiony fragment?
"...
Może tabliczki? Może mnożenia?"
:D

P.S. I jeszcze zwróćcie uwagę na te ĆMY! I jelonka! A policjant (z dyskretnym włamywaczem w tle)? I chmuro-słonio-marki! A czy Księżyc i powtarzający się motyw gwiazdek nie nasuwa Wam delikatnych skojarzeń z wczesnym Disneyem?
Pin It Now!

2 komentarze:

  1. Ilustracje naprawdę niesamowite :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oglądałam tą książkę w empiku ostatnio, ale Mikołaj wybrał historię o Pomelo. Zauroczyła mnie totalnie! I muszę ją mieć ;)

    OdpowiedzUsuń