niedziela, 1 maja 2011

Wiercipięctwo

Się działo! Ale po kolei.

W piątek byliśmy na kolejnym USG. Tym razem wypasionym aparatem w Policach. Po godzinnym czekaniu (Zarejestrowani byliśmy na godzinę, ale takie uroki szpitali klinicznych, jakby kto nie wiedział, że zawsze może lekarzowi "coś wypaść". No i wypadło) ujrzeliśmy Kangura, który bezczelnie odwrócił się do nas (Mnie, Przemka, Babci i Doktora) plecami. Dzięki czemu mogliśmy przez jakiś czas głównie podziwiać jego kręgosłup (W momentach, kiedy się nie wiercił, a wiercił się nieustannie, machał kończynami i uskuteczniał inne podrygi. Wiercipiętek!)

Po lewej plecy (i okolica), po prawej głowa.


Pan doktor z miną pod hasłem "zamordowali mi chomika" wpatrywał się dość długo w przewijające się na monitorze plamki w mniejszej i większej skali, w kolorze i bez, doprowadzając mnie do lekkiej apopleksji. W końcu zaczęłam go molestować, coby się jednak wypowiedział, na co usłyszałam, że oni nie są tacy dobrzy, żeby tak od razu i że ma taką minę, bo się skupia. Jako, że od Macierzy dowiedzieliśmy się, że trafił nam się fachowiec pierwszej wody dałam mu się w milczeniu poskupiać.

Po czym Kangur łaskawie raczył (raczyło?) odwrócić się profilem ukazując już całkiem wyraźnie (nawet Przemko rozpoznał :D) nos i łapkę.

Kangur z profilu. Na monitorze (wielkim, naściennym,  40 cali) był wyraźniejszy.
 Dowiedzieliśmy się (Dok pokazywał nam kursorem), że młode ma żołądek i łyka, czyli ma drożny przełyk, ma pełny pęcherz, znaczy nerki (było widać) pracują, że serducho bije, to mogliśmy usłyszeć (mrrrrrrrrr :) ), że przepływy ma doskonałe, że główkę wyjątkowo kształtną i pięknie widać "motylka" (czymkolwiek by on nie był), że ma 2 (słownie dwie) rączki i 2 (słownie dwie) nóżki oraz 6 cm od głowy do ogona (którego naturalnie nie ma). Co wszystko razem pozwala stwierdzić, że rozwija się wzorowo, a także wykluczyć wstępnie kilka poważnych wad genetycznych (nie to, żebyśmy byli jakoś zagrożeni takowymi, ale zawsze miło usłyszeć). W trakcie tych wywodów Kangur dalej uskuteczniał wygibasy, zupełnie nie przejmując się doniosłością chwili ;).

Ha!

Następnie Małżonek popędził do pracy, a ja na spotkanie tajemniczej organizacji pod nazwą "Klub Kangura" - filia szczecińska. Jest to grupa warsztatowo-towarzyska mam chustujących. Poszłam nauczyć się motać. Zamotano mi lalkę - treningówkę (Alexę :D) i stwierdziłam, że to rewelacja (Zaraz po moim powrocie do komputera w zakładce prezenty okołokijankowe pojawiło się kilka kangurzych pozycji).

Bardzo sympatyczni prowadzący. Sławek jak się okazało jest położnikiem w Policach, znanym mojej Rodzicielce. Agata jest mamą trójki ekologicznie wychowywanych pociech (zgadałyśmy się na temat jedzenia pokrzyw, mleczy, podagrycznika - zaplusowałam, bo wiem co to i ugotować potrafię :D - i innych chwastów). Oboje straszliwie (ale w pozytywnym sensie ;) ) nawiedzeni. Dowiedziałam się, że jeśli nie całe zło Świata, to jakieś 90% powodują szczepionki i gluten ze zmodyfikowanej pszenicy, że zbawić nas może jedynie właściwa dieta i powrót do natury. Niektóre tematy kupuję, innych nie zamierzam Kangur będzie szczepiony mimo wszystko.

Za to przedstawiono mi (na zdjęciach i w opowieściach) dziewczę lat 1 niecałe, niezwykle jak na ten wiek rozwinięte, otwarte, komunikatywne, okaz zdrowia, ocierające się wręcz o geniusz. Podobno jest takie na skutek a) porodu domowego; b)nieszczepienia; c)wychowywania bez łóżeczka i wózeczka, za to w chuście.

Naturalnie wszystkie nowości i "starości" skrupulatnie streściłam po powrocie współudziałowcowi kangurzej inwestycji. Umocniliśmy się w decyzji nie kupowania łóżeczka i wózeczka. Ale poród będzie szpitalny, a Kangur szczepiony. Za dużo mamy chyba rodziny i znajomych w służbie zdrowia.

Za to dowiedzieliśmy się, że w szpitalach zdrowym niemowlętom wpycha się do żołądka rurę, żeby odessać płyny płodowe, które wcześniej łykały. I że to podobno niezbędne, bo inaczej się udławią. Ejjj! Co my jakiś upośledzony gatunek jesteśmy? Zwierzęta sobie radzą bez rury, a tylko nas natura tak wypaczyła, że się dławimy zaraz po urodzeniu, jak się nas do odkurzacza nie podłączy? Zupełnie nam się to nie podoba i zamierzamy dowiedzieć się nieco więcej na ten temat od Dh Krysi (zaprzyjaźnionej Doktor z neonatologii - po polsku noworodków), i ewentualnie nie zgodzić.

Żeby dopełnić obrazu dnia pod wezwaniem Kangura zakupiliśmy onemu pierwszego Micha :D

Wybierał Tata. Misio wygląda tak:


A dziś większość dnia spędziliśmy ogarniając działkę (no dobra, ja większość czasu, wygrzewałam się na słonku, grillowałam żeberka i ziemniaki, robiłam sałatkę i pozyskiwałam surowiec na wino z mniszka - fotorelacja wkrótce), a efekty są (między innymi) takie:

"Od wonnych bzów, szalonych bzów wprost w głowie się kręci..." (Żeby nie było - tekst popełnił Ziemianin. Adam Ziemianin. Ja tylko cytuję. Nie zmieniając bzów na psy, jak niektórzy zwierzętofile. Pozdrowienia dla Ani T. ;D)
Pachną na cały Dom :)

To by (na razie) było na tyle :D
Pin It Now!

1 komentarz: