poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wiosenne mulenie

Muli mnie. Śpię, coś (ktoś!!!KTOŚ!) mi ugniata żołądek, nie mam na nic siły, nie chce mi się jeść, nic mi się nie chce. Najchętniej zwinęłabym się na słońcu i zapadła w sen wiosenny.

A tu jak na złość roboty od groma. Wrrrrrr... i grrrr...

W sobotę Inko wystawiło na Dniach Kultury Akademickiej prapremierę "Czerwonego Młyna" (tylko wybrane sceny).
Wyszło przednio, zostaliśmy entuzjastycznie przyjęci. Studenci są fajni (pod warunkiem, że nie grają w kapeli, która powoduje godzinną obsuwę programu, ale co tam). Po za tym pączkujemy (przypączkował nam akrobata Wojtek i początkujący Jarek, zapowiadają się przyjemnie :) ). Powoli dominację w Teatrze przejmuje pierwiastek męski. Trzeba coś z tym zrobić normalnie!

Ryba jest nadal Rybą, z małą przerwą, kiedy była Wielbłądem (Pisałam już, że suszy mnie potwornie? Nie? Suszy mnie potwornie!!!).

Póki co nie ćwierkam i nie różowieję. Nie mam też już zachcianek.

Muszę ostatnio uświadamiać ludzi (z Teatru głównie), że ciąża to nie choroba, ani ogólne upośledzenie (ciiiii! Na razie w to wierzę ;) ). Zorientowałam się bowiem, że spodziewali się, że skoro zaszliśmy, to natychmiast a)zrezygnuję z treningów, b)nie będę brała do rąk nic cięższego niż chusteczka do nosa. Ejj, no serio, radio podniosłam, to usłyszałam, że mam nie dźwigać. !!!

No bez przesady, no!


Moja mania prześladowcza podpowiada mi, że oni chyba chcą się mnie pozbyć. Niedoczekanie łosio-łajzy!!! :D
Pozytywnym zaskoczeniem było to, że z okazji nieobecności Przemka tuż przed pokazem sami, nieproszeni garnęli się do pomocy. Miłe :)

Pierwszy trymestr poszedł się czesać, spisujemy listę zakupów, idę do klubu chustowania i zaczynam dumać nad szkołą rodzenia. Okazuje się, że w Szczecinie mamy całkiem sympatyczne zaplecze około-ciążowe. Rozgryzam też nowe (weszły w życie na początku kwietnia) standardy około porodowe. Jak rozgryzę, to Wam powiem co o nich myślę. Moja Macierz (położna) myśli, że są bez sensu, bo w niektórych szpitalach i tak nie ma warunków, żeby je realizować. A po za tym co taka rodząca wie o rodzeniu? Całe szczęście akurat w tym szpitalu, w którym zamierzam dać się chlastać lub nie (jeszcze nie wiadomo), a w którym (zupełnym przypadkiem) moja Macierz pracuje, większość z nich (standardów) i tak jest normą.

Zaczynamy też myśleć o rozpoczęciu rozglądania się za jakimś sensownym pediatrą. Ja rozważam homeopatycznego. Przemko sceptyczny, ale nie mówi nie.

Aha i nie zamierzamy póki co kupować wózka. Ryba będzie chustowana. W opinii większości mam chustujących od urodzenia wózek jest świetnym i niezastąpionym urządzeniem a) zamiast łóżeczka w domu; b) do wystawienia dziecka w nim na balkon; c) dla babć, co wychodzą z wnukiem/wnuczką na spacer.

Na koniec trochę okołowielkanocnego królika (i nie tylko) z działki Macierzy, na której naturalnie spałam.






Pin It Now!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz